wtorek, 28 lipca 2015


Tak, to już koniec :(
Oficjalnie zamykam tę historię i tego bloga.
Jednak jak widzicie, zostawiam sobie otwartą furtkę, 
żebym jeszcze kiedyś mógł ją przekroczyć.
Cieszę się, że opowiadania się spodobały 
i mam nadzieję, że chociaż czasem was zaskoczyłem :)
Pozytywnie, oczywiście.
Wiem, że koniec jest beznadziejnie otwarty,
pewnie w tym was zawiodłem.
Niestety muszę stwierdzić, że historia nie była przemyślana.
Nie raz i nie dwa pisałem ją ,,na kolanie''.
Bloga traktowałem jako ćwiczenie pisania opowiadań.
Osobiście uważam go za jedną wielką klapę, ale to zostawiam do waszej oceny.
Jeśli jednak znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się dokończyć tę historię, będę bardzo szczęśliwy.
(niepowtarzalnytom@gmail.com)
Dziękuję wszystkim, którzy czytali.
Przepraszam wszystkich, których do czytania zmusiłem.
Dziękuję Lisowi za pomoc,
za to, że każdy post omawiałem właśnie z Tobą,
 bez względu na porę dnia i nocy :)
Dziękuję M.
Zdradzę Wam, że mam pomysł na nową historię, 
ale pojawi się po dopracowaniu szczegółów.
Oczywiście link wstawię tutaj, więc czekajcie cierpliwie :)
Tymczasem trzymajcie się
i pamiętajcie:
Każdy złoczyńca jest bohaterem, w swoim własnym umyśle. 
A.

poniedziałek, 27 lipca 2015


Rozdział 22

   - ....na miejscu jest nasz korespondent. Oddaję ci głos, Marku - mówił dziennikarz siedząc w studio i poprawiając notatki. 
  Na ekranie pojawił się inny mężczyzna ubrany w żółty płaszcz przeciwdeszczowy. W oddali widać było zachodzące Słońce. Jego światło odbijało się w leniwie płynącym nurcie Wisły. Za plecami dziennikarza rozstawione były radiowozy, policjanci uwijali się na ekranie prowadząc dochodzenie.
- Okoliczności wydarzenia, które wczesnym rankiem rozegrało się na Moście Świętokrzyskim wciąż nie są dobrze znane śledczym oraz policji. Około godziny szóstej dyżurni jednego z Warszawskiego komisariatu dostali zgłoszenie od przypadkowych osób, które widziały jak ktoś wypada zza barierki. Patrol wysłany w to miejsce zdążył jeszcze zauważyć, że w chwili tego feralnego zdarzenia na moście znajdowały się również inne osoby. Nie wiadomo jaki wpływ miały one na te wydarzenia, ale prosimy o kontakt, jeśli ktokolwiek z państwa ich zobaczy.
  Na ekranie zaczęły się przewijać portrety pamięciowe. Nat, Sanja, Pasikowski.
- Wiadomo, że ostatni to Paweł Pasikowski aresztowany kilka lat temu, za działania przestępcze mafii, którą najprawdopodobniej kierował. Kilka dni temu uciekł z wiezienia i aktualnie przebywa na wolności. Niewykluczone, że uciekł właśnie po to, by załatwić stare porachunki, a człowiek, który wpadł do Wisły musiał być celem jego ataku. Policja nie wyklucza także samobójstwa, jednak przypadkowi świadkowie mówią, że słyszeli strzały.
  Gdy spiker to mówił, na ekranie przewijały się różne obrazy. Nagrania z sąsiednich budynków, na których widać jak jakaś postać wpada do wody. Policjanci zabezpieczający miejsce zdarzenia. I wreszcie łódź i płetwonurka, który właśnie zakłada butlę tlenową, by zejść pod wodę.
- Przeszukiwane jest dno rzeki. Niestety na razie nie znaleziono ciała, nie wiadomo więc, kto był ofiarą. Oddaję głos do studia...
  Nat wyłączył telewizor.
- Nie powinniśmy interweniować? Uciszyć ich? - spytał bawiąc się pilotem.
- Niebawem to zrobimy. Teraz mamy pewność, że do wszystkich ludzi Dragana dotarła ta wiadomość. Nie są głupi, nie jest łatwo ich odnaleźć. Jestem pewien, że na bieżąco obserwują sytuację w kraju. Dla tych, którzy wiedzą, czego mają oczekiwać, pewne informacje, choć z pozoru są bez znaczenia, mogą mieć wielką wartość - odparował Gnot.
- Ale przecież...nie wiemy czy zginął.
- To bez znaczenia. Gdy Bóg zacznie krwawić, ludzie przestaną w niego wierzyć. Oczywiście pozostaną niedobitki, którzy będą próbowali go szukać. Musimy ich zlikwidować - to luźne końce - przemówił Pasikowski.
- Zamierzasz nam w tym pomóc? -spytał Gnot.
- Cóż...Sanja wróciła do swojej restauracji w Sarajewie. Nie pozostało mi nic innego jak zadbać o bezpieczeństwo mojej córki - powiedział dobitnym głosem.
- Wszyscy mamy na względzie tylko to - zapewnił go Gnot. I tylko Natan obejrzał się na drzwi, za którymi zniknęła Emilia. Po tym jak siłą musiał odciągnąć ją od barierki mostu, by nie rzuciła się za Draganem, znienawidziła go. 
  Chłopak wstał i wyszedł z wiejskiego, odludnego domku, w którym mieszkali. Od razu zauważył siedzącą na schodkach Emi. Podszedł powoli i usiadł przy niej, a ona błyskawicznie się podniosła.
- Czekaj! - nakazał i chwycił ją za rękę. - Zrozum mnie. Zrozum nas i nie odchodź. Proszę, nie odchodź.
  Coś w jego głosie sprawiło, że dziewczyna stała w miejscu i jak zaczarowana wpatrywała się w jego błękitne oczy. 
- Wszyscy chcą twojego dobra. On był szaleńcem, Emi. Był szalony. Mógł zrobić ci krzywdę. Teraz będziemy mieli masę pracy, bo Ante przejął dowodzenie. Dominik ze swoją mamą i siostrą zamieszkał w pałacu Aleksandra. Loki też tam jest. Jeśli chcesz, możesz tam zamieszkać, a ja będę cię odwiedzał.
  Westchnęła. Powietrze wypełniające jej płuca wycisnęło łzy, które zaczęły spływać po policzkach. 
- Tak - powiedziała zachrypniętym głosem. Tam przynajmniej będzie miała spokój. Było jej już wszystko jedno. Na niczym jej nie zależało. Nie miała ochoty spotykać się z nikim i z nikim rozmawiać. Tak, to dobry pomysł, tam będzie miała spokój. 
- Dlaczego? Dlaczego tak bardzo się do mnie przyczepiłeś?! - syknęła ogarnięta nagłą złością. - Gdybyś tego nie zrobił, on by żył!
- Bo jestem twoim bratem Emi. Twoim bratem, pamiętasz? - przełknął głośno ślinę. - Jestem twoim bratem i muszę cię bronić. Chronić przed mężczyznami, którzy kochają cię równie mocno jak ja.

***

  Aleksander znów przyniósł jej coś słodkiego do pokoju, gdy spała, ale ona nie chciała tego jeść. Dominik przychodził czasem do niej, próbował do niej mówić, ale ona zbywała go i zwykle udawała, że śpi. Co jakiś czas słyszała śpiew Branki na korytarzu i w tedy Emi zastanawiała się czy powiedzieli jej o śmierci ojca. Pewnie, nie. Nie często bywał w pałacu, dziewczynka była przyzwyczajona do jego długich nieobecności. Jednak tym razem miał nigdy nie wrócić.
  Coś ścisnęło Emilię za gardło i nie chciało puścić. To wszystko przez nią. Gdyby w tedy nie podniosła jego portfela na plaży. Wszystko byłoby po staremu. To było straszne. 
   Loki spał w nogach jej łóżka, a dziewczyna nie miała zamiaru go wyrzucać, choć sprawiał jej tyle bólu samą swoją obecnością. Bo to On jej go dał. Czuła jednak, że jeśli pozbędzie się psa, pozbędzie się jednej nici, która łączy go z pamięcią Dragana. Bała się, że go zapomni. Wspomnienia bowiem, były teraz całym jej bezcennym dobytkiem. 
  Coś zaczęło uwierać ją pod poduszką. Przewróciła się na drugi bok lecz ucisk nie ustał. Podniosła się ociężale i sięgnęła pod materiał. Jej palce natrafiły na coś twardego. Wyciągnęła to.
  Książka.
  Makbet.
  Łzy napłynęły jej do oczu. 
  Przełknęła je, gdy nagła myśl wypełniła jej umysł. 
  Skąd ona się tu wzięła?
  Nigdy nie czytała Szekspira w tym domu.
  Nigdy w tym pokoju.
  Otworzyła ją przepełniona śmieszną nadzieją. 
  Strony były jakby grubsze. Zaklęte w nich obrazy, zapachy, uczucia, łzy i śmiech.
  Wertując książkę zobaczyła ślady atramentu. 
  Odnalazła poplamioną stronę sądząc, że to kleks lub plama. 
  Koślawe, piękne litery znajdujące się w prawym górnym rogu strony układały się w słowo:

Emilia

   Serce zabiło jej mocniej. Na końcu świata rozpoznałaby to pismo. 
   Pismo Dragana.
   Bała się wypuścić książkę z rąk, jakby ten ślad, po jej ukochanym mógł zniknąć w każdej chwili.
   Niżej, tym samym atramentem podkreślona była jedna zwrotka.
   Z  trudem opanowując roztrzęsienie przeczytała zaznaczony tekst.

  bądź mężny, nieugięty, srogi,
Gardź siłą ludzką i skrytymi wrogi,
Z tych bowiem, których rodziła kobieta,
Nikt potężnego nie zmoże Makbeta. 

 

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 21
- Co my tu właściwie robimy? - spytała Emi, ale w jej głosie nie zabrzmiała żadna wrogość. Przeciwnie, dziecinny entuzjazm płynący z samej świadomości działania przyprawiał ją o dreszcze i zawroty głowy.
- Czekamy - odparł nieprzenikniony Dragan zagłębiając się w lekturze książki.
- Czytasz Narnię ? spytała szczerze zdziwiona. Siedziała obok przystojnego, dorosłego mężczyzny ubranego w spodnie od garnituru, koszulę i luźny krawat. Nie przypuszczała, że ktoś tak poważny i odpowiedzialny może czytać książki dla dzieci.
    Dragan mruknął coś w odpowiedzi nawet na nią nie spojrzawszy. Emi poczuła się urażona, bo jeszcze kilkanaście godzin temu, pod drzewem, o zachodzie Słońca, w trakcie pikniku, wyznawał jej ile dla niego znaczy i jak bardzo ją kocha. Czasem dziewczyna miała wrażenie, że Dragan ma dwie twarze, jedną dla niej, a drugą dla całej rzeszy ludzi tego świata - zimną i nieprzeniknioną.
    Nagle mężczyzna zerwał się z miejsca i ruszył przed siebie wciąż ściskając w dłoni książkę z wielkim, złotym lwem na okładce. Rzuciła mu oburzone spojrzenie, ale on nawet się nie odwrócił. Krzyknęła za nim, a on wciąż szedł przed siebie. No, ale cóż....była w nim zakochana, musiała więc iść za nim.
- O co chodzi? - spytała doganiając go, co nie było łatwe. Dragan mimo swojego wzrostu poruszał się z charakterystyczną dla swojego rodu gracją i lekkością.
- Dostałem sygnał. Nie widziałaś? - spytał lekko rozbawiony lub podekscytowany. Emilia nie umiała rozróżnić tych dwóch uczuć, chyba dlatego, że pojawiały się w nim tak rzadko.
- Jak mogłeś widzieć cokolwiek? Cały czas czytałeś! - spytała, ale mimo to poszła za nim. Zbyt wiele niezwykłych rzeczy jej już pokazał, by w niego zwątpiła.
- Dla ludzi, którzy nie wiedzą, na co powinni zwracać uwagę ten sygnał nie miał żadnego znaczenia. Nie dla nas - wytłumaczył spokojnie.
- Nas? - nie była pewna czy zauważyła cokolwiek poza własnym zniecierpliwieniem.
    Obdarzył ją rozbawionym spojrzeniem i nie zauważył jak przed nim wyrosła niska, drobna dziewczynka w wieku Branki. Wpadł na nią, ale dziecko tylko odbiło się od jego pokaźnej sylwetki i pobiegło dalej chodnikiem w akompaniamencie śmiechu Emilii.
- Patrz pod nogi Guliwerze! - zaśmiała się, sama sięgała mu ledwo do ramienia.
- Mówiłem, żebyś patrzała uważniej - szepnął i ruszył w dalszą drogę. Dziewczyna odwróciła się, ale dziecko, które wpadło na Dragana zniknęło.
- Gdzie idziemy? - spytała szczerze zaniepokojona.
- Do mojego przyjaciela - rzucił i skierował swoje kroki do najbliższego lokalu w zasięgu wzroku.       
    Nad drzwiami widniał napis Klubokawiarnia, nie wiele myśląc weszła za nim do środka.
O tej porze sala świeciła pustkami, nie licząc młodej pary z kilkumiesięcznym maluchem w wózku. Rodzice z sobie tylko znanych powodów próbowali wepchnąć w swoją pociechę wodnisty kleik, ono jednak dzielnie walczyło, dając jednocześnie upust swojej głośnej złości. Emi i Dragan usiedli na drugim końcu lokalu, ukryci przed znużonymi spojrzeniami obsługi i krzykami buntującego się malca.
- Więc...ta dziewczynka była ustawiona? - spytała niepewnie Emi widząc, że Dragan nie garnie się do wyjaśnień.
- Bystra jesteś - stwierdził tamten nie ukrywając sarkastycznego tonu.
- Dzięki - odparła oschle.
- Wiesz dlaczego wybrałem ten lokal? Bo nie mają monitoringu. Kamery są ustawione, ale nie dawno był tutaj remont i jeszcze nie zdążyli się podłączyć. A dziewczyna za ladą jest po nocnej zmianie. Po nieprzespanej nocy człowiek nie jest w stanie zapamiętać twarzy swoich klientów ani rozmów, które prowadzili. To nam daje częściowe zabezpieczenie przed niechcianymi wyciekami.
- Łał....dobra to robi wrażenie...Ale skąd to wszystko wiesz? - spytała. Nie śmiała już nawet twierdzić, że zna wszystkie możliwości swojego kochanka.
- To element mojej pracy. Wiedzieć wszystko. A to dziecko rzeczywiście było podstawione. Zwykle tacy niepozorni pełnią funkcje gońców.
  Emi bardzo nie spodobał się sposób w jaki wypowiedział to zdanie. 
- Przekazała ci wiadomość? - spytała zdumiona.
- Tak. Mimo swojego wieku już bierze udział w najważniejszych akcjach na tej półkuli. Nieświadomie skazała na śmierć kilkudziesięciu, jeśli nie więcej, ludzi - beztroskim tonem oznajmił Dragan.
- Na polecenie tatusia?
- Zgadza się! Nikt nie wybiera w jakiej urodzi się rodzinie... - zmarszczył brwi i zagłębił się w myślach.
- Ach...więc nie zawahałbyś się użyć Branki do takich celów? - spytała bojąc się odpowiedzi.
- Gdybym chciał, już dawno bym to zrobił, ale ona nie jest zwyczajnym dzieckiem. Zbyt wielu ludzi chciałoby poznać mój jedyny słaby punkt i w niego uderzyć. Musimy ją ukrywać, żeby przeżyła.
- Więc jak brzmiała wiadomość? - zmieniła temat, a on podniósł na nią swój przepełniony radosnymi iskierkami wzrok. Dlaczego wydawał się taki szczęśliwy mówiąc o śmierci własnego dziecka?
   Wysunął z kieszeni małą karteczkę i ospałym ruchem ręki przekazał ją swojej towarzyszce. Emi zobaczyła czarne, krzywe pismo, zapewne wykonane przez osobę leworęczną, układające się w dziesięciocyfrowy numer telefonu. Szczerze, to charakter pisma był dziwnie znajomy...Dziewczyna zaczęła zachodzić w głowę, gdzie widziała podobny styl.
- Więc, będziemy dzwonić? - spytała nie kryjąc zażenowania. Po takiej konspiracji i ukrywaniu się, oczekiwała czegoś więcej niż zwykłego numeru.
- Chyba nie wysyłać listy? - retoryczne pytanie ugodziło ją na tyle mocno, że chciała wykrzyczeć mu prosto w twarz, że jest dupkiem
   Dragan wyciągnął telefon dokładnie w chwili, gdy Emi zebrała się w na użycie tego słowa, a kelnerka podeszła do ich stolika.
- Coś podać? - spytała smętnym ospałym głosem. Emilia zauważyła, że kobieta ma podkrążone oczy i lekko zgarbioną sylwetkę, śmierdziało od niej potem zmieszanym z przyprawami, co świadczyło, że przypuszczenia ( o ile nie potwierdzone wcześniej fakty ) Dragana były prawdziwe. To jeszcze bardziej zirytowało Emi, którą nieomylna, wszechwiedząca i opryskliwa druga twarz mężczyzny zaczęła denerwować.
- Szklankę wody - powiedział uśmiechając się zalotnie, a kelnerka odeszła bez słowa. Emi zauważyła, że zniknęły dobre maniery Dragana, jej dawny ukochany zamówiłby to, na co miała ochotę, jej dawny ukochany znał ją przecież najlepiej. No, ale jej dawny ukochany odszedł i nieprędko wróci.
- 690... - Emi zaczęła dyktować numer chcąc po prostu coś zrobić, by nie wybuchnąć.
- Nie trzeba, zapamiętałem - rzucił Dragan i zaczął wstukiwać numer na swojego smartfona. Po chwili przycisnął go do ucha i wsłuchał się w dźwięk sygnałów, choć właściciel numeru odebrał prawie natychmiast. Wystarczyło tylko kilka słów.
- Przyjedziemy - tylko to powiedział Dragan, po czym się rozłączył.
- I co? Mamy kontakt z twoją mamą? - spytała Emi z przesadnie brzmiącą w jej głosie nadzieją.
- Lepiej. Mamy kontakt z człowiekiem, który ma z nią kontakt - wytłumaczył, gdy kelnerka postawiła przed nim szklankę z wodą i nic nie mówiąc odeszła z powrotem. Napił się łyka zimnej kranówy wzdychając głęboko.
- Więc co teraz? - spytała, gdy Dragan zdjął obudowę telefonu, wyjął kartę sim i przełamał ją na pół.
- Po prostu pojedziemy na umówione miejsce i się z nią spotkamy - mówiąc to wrzucił telefon do szklanki z wodą, wsunął pod nią dziesięć złotych i wyszedł z restauracji nie czekając na Emi.

***


- Oszukać diabła to nie grzech - szepnął sam do siebie Nataniel siedząc w aucie i patrząc na oddalających się Emilię i Dragana, by dodać sobie otuchy. Bardzo chciał teraz pobiec za dziewczyną, ale wiedział, że jeśli się ujawni, cały plan nie wypali. Musiał czekać, wiedział, że to jedyny sposób na największego oszusta w dziejach tego świata, a przynajmniej jego świata. Najwyraźniej Dragan złapał przynętę, którą Natan i Gnot zastawili. Cóż za ironia losu, że ta przynęta zamiast w górę pociągnie go na samo dno.
    Ktoś postukał w szybę od strony kierowcy.
- Świetna robota, mała - Nataniel opuścił szybę i pochwalił dziewczynkę stojącą przy jego samochodzie. Wyciągnął do niej dłoń z leżącym na niej pieniążkiem. Dziecko pochwyciło go i dokładnie obejrzało, jakby bało się oszustwa.
- Dziękuję, proszę pana - przyznało w końcu po dokładnych oględzinach pieniędzy.
- Nie ma sprawy, wracaj do domu - przykazał jej i zasunął szybę z powrotem, a dziewczynka natychmiastowo się oddaliła.
- Tyle kosztowało twoje życie, Draganie - powiedział sam do siebie. - Pięć polskich złotych - a potem zaniósł się głośnym śmiechem.
***

- Więc tak brzmi plan? - bałkański akcent wypływający z ust pięknej kobiety o ciemnej cerze wydawał się dziwnym zjawiskiem w polskim mieszkaniu.
- Mniej więcej - odparł Gnot. - Raczej mniej, ponieważ twój syn jest raczej nieprzewidywalny.
- Wyjątkowo jasno to naświetliłeś - przyznała Sanja Budmir. - Więc Branko próbował go powstrzymać?
- Próbował nie dopuścić do otwartego konfliktu między gangiem Ante i ludźmi Dragana. Próbował chronić swoją rodzinę zapewne ze względu na to, co sam przeżył w młodości - Gnot zamyślił się. Dobrze wiedział, że Branko zrobiłby wszystko, by ocalić swoją żonę i syna, którzy mieli go gdzieś. Poświęcił się dla syna, który nawet nie uważał go za swojego ojca i za kobietę, która nigdy go nie kochała. Zginął, głęboko wierząc w rzeczy, które nawet nie istniały.
- Rozumiem to. Zgadzam się z tobą, że musi zapłacić za swoje przewinienia. Musimy go unieszkodliwić, tak?
- Owszem.
- Zabić?
    Lekarz zdziwił się, że matka tak łatwo rozprawia o śmierci własnego dziecka. Lecz cóż mógł oczekiwać, gdy zobaczył beznamiętną reakcję na wieść o zabójstwie Branka.
- Jeśli to będzie konieczne - wyjaśnił po chwili namysłu. - Lub uziemić. Gdy nam się to uda, jeśli oczywiście Aleksander pozostanie w swoim pałacu, cała władza przejdzie na Ante. Ot, zwykła zamiana tyrana na następnego despote, jakich było już wiele w historii naszego kraju. Tego szaleńca jednak można chociaż próbować poskromić, co nie było możliwe w stosunku do Dragana. Ante jest podatny na sugestie.
- Mówimy tu o mafii, ale mam wrażenie, że w tym wszystkim jest pewna doza...hm...finezji? Rycerskiego honoru?
- W pewnym sensie, tak. Tu obowiązują pewne zasady. Jednak to nie mafia. To elitarna grupa składająca się z osób rozsianych po całej Europie. Ludzie ci, są osadzeni na najwyższych szczeblach w państwie, policji i wszędzie. Jednym z nich jest doktor Gnot. Ale to nie mafia, to elita. Tu obowiązują inne zasady, a stanowiska przechodzą z ojca na syna. To coś więcej niż organizacja. To tradycja. Ci ludzie mogliby rozpętać wojnę w pięć minut i zrobić sobie jeszcze przerwę na kawę, nie mylę się, Gnot?
    Długi monolog wypowiedział mężczyzna siedzący obok lekarza. Sanja Budmir nawet na końcu świata poznałaby w tym człowieku ojca Emilii.Więc lekarzowi udało się, wyciąnąć swojego przyjaciela z więzienia.
- Dawne czasy- mężczyzna zachichotał.
- Naprowadziłem moją córkę na twój trop, Sanju. Musiałem niestety nakombinować się, żeby przechytrzyć tego szczwanego lisa, który ją omamił. Na szczęście jeszcze nie straciłem pazurów i udało mi się dobrze przewidzieć jego zachowanie. Wystarczyła gadka o powrocie do źródeł.
- Pomogę wam - odparła kobieta i dla potwierdzenia swoich słów uderzyła pięścią w stół. Gnot uśmiechnął się pod nosem, widać było, że to matka Dragana, choć nie była do niego wcale podobna, miała tę samą wojownicza naturę. - Powiedzcie mi tylko, co mam robić.
- Cieszę się, bo widzisz...Dragan jest jak młot Ralph'a Hodgson'a. Powoli zaczyna burzyć swoją gwałtownością własne imperium zła. Mój człowiek go obserwuje. Niech tylko spróbuje pokazać się w Warszawie, będziemy o tym wiedzieć. Zapewniam, że zadbaliśmy, by nie myślał w tedy trzeźwo. Pewna restauracja zaserwowała mu wodę z małą niespodzianką.
***

- Naprawdę? Kilka godzin drogi, żeby zobaczyć most? - warknęła Emi wysiadając z samochodu.
Było późno w nocy, a całą drogę do stolicy przebyli w aksamitnej ciszy, którą wypełniła jedynie muzyka płynąca z radia.
- Nie byle jaki most. Most Świętokrzyski. Właśnie stoisz na stu sześćdziesięciu milionach złotych, kochana. Wyobrażasz sobie? - mówił zachwycony Dragan wchodząc na chodnik.
- Nie! - syknęła. - Mam już tego wszystkiego dość! Masz mi w tej chwili powiedzieć czego tak naprawdę chcesz! Jestem zła, zmęczona, głodna i mam dosyć twoich zabaw! Muszę wiedzieć natychmiast co tu się dzieje!
- Nie denerwuj się, kocie. To wszystko się niedługo skończy - podszedł do niej i próbował ją przytulić, ale wyrwała mu się i oparła o maskę samochodu. Wokół panowała absolutna cisza, nie licząc spiętrzonych wód Wisły kłębiących się pod nimi. Wysokość nagle zaczęła być kuszącą prrzyjaciółką dla zagubionej Emi. Przyjaciółką, która otuliłaby ją i dała upragniony spokój. W końcu i tak nie miała nic do stracenia.
- Chyba idzie - usłyszała zmartwiony głos Dragana.
- Idą - warknęła poprawiając go. - Tam jest kilka osób.
- Co?!
    Krzyk mężczyzny przestraszył ją, ale nie mogła w żaden sposób mu pomóc. Było już za późno, a ona, choć tak ważna dla większości graczy w grze Dragana, sama była ledwie pionkiem.
Wycofała się i stanęła obok ukochanego czując jego bicie serca i ujmujący strach, który również ja przerażał, bo oto nadciągał wróg. Usłyszała stłumiony wrzask Dragana, gdy jedna z postaci przybliżyła się na tyle, że można było zobaczyć jej twarz. Emi nigdy wcześniej jej nie widziała, a nie zauważając prawie znikomych podobieństw rodzinnych, nie mogła stwierdzić, że była to matka Dragana.
- Witaj synu - przemówiła dźwięcznym opanowanym głosem z wyraźnym bałkańskim akcentem.
-Jesteś tu? Naprawdę? - Emi usłyszała nutę drżenia w jego głosie i przeraziła się widząc jego twarz, po której płynęły łzy. Dragan nigdy nie płakał. Coś złego zaczęło się z nim dziać.
- Chciałeś się ze mną spotkać, synku - przemówiła Sanja, a Emi zrozumiała. Kobieta grała na czas. Emilia obejrzała się na jej towarzyszy, którzy w szybkim tempie zbliżali się do nich.
- Dragan - szepnęła i pociągnęła mężczyznę za ramię. - Popatrz - wskazała na biegnące mostem postacie.
- Kto to? - spytał oszołomiony emocjami Dragan.
- Przyjaciele, kochanie - wyjaśniała jego mama kojącym głosem, a Emi to wszystko wydawało się nierealistyczne. Ten dorosły, sprytny, inteligentny i brutalny mężczyzna uległ czarowi swojej matki nic nie podejrzewając. To nie było naturalne.
- Co ci jest? - spytała stojąc na palcach i nie spuszczając wzroku z kobiety.
    Zamarła.
    Postacie znalazły się kilka metrów koło nich.
    Rozpoznała w jednej Gnota - lekarza, który pomógł Draganowi.
    Drugi mężczyzna był jej ojcem.
    A trzeci kroczył Nataniel.
    Otworzyła usta, a oczy rozszerzyły jej się jak u bohaterów japońskich kreskówek.
    Jej brat żył.
- Nat! - rzuciła się w jego kierunku, a łzy napływały jej do oczu i utrudniały widzenie otoczenia.
   Nagle coś szarpnęło ją z tyłu.
   Dragan.
   Jego wzrok męczennika wyrażał więcej niż był w stanie jej powiedzieć. Ściągnął brwi, w jego oczach wciąć szkliły się łzy, a ona widziała w nich przerażenie, strach i niepewność. Cechy, które nie powinien posiadać jej obrońca. Zdecydowanie, nie.
- Kochanie - szepnęła zapominając o żywym Natanielu, swoim ojcu i całym świecie.
  Chwiał się lekko na nogach, jakby wyczerpany z wszystkich sił. Nie zachowywał się normalnie. Zwykły Dragan nie dałby się tak łatwo podejść. Był odużony, jakby narkotykiem. Przypomniała sobie jak pije wodę w restauracji, w której dzwonił do swojego przyjaciela. To dziecko. Numer wypisany znajomym pismem. Teraz wiedziała, że to było pismo Nataniela. To wszystko było zaplanowane, to była pułapka.
- Emi, chodź do mnie - powiedział Nataniel donośnym głosem, by na pewno go usłyszała.
   Dziewczyna stanęła niepewnie między nim i Draganem. Natan żył, ale nie cieszyła się tym tak, jak myślała. Po prostu pogodziła się z jego odejściem, a jego miejsce zajął Dragan. Nie kochała go już, nie potrafiła kochać kogoś kto ją opuścił. Już nie należała do niego, nie miała z nim nic wspólnego.
Nie ruszyła się z miejsca.
- Dragan chodź z nami - przemówiła znów jego matka patrząc z niepokojem jak mężczyzna chwieje się lekko i opiera o barierkę mostu. - Nie można tak żyć.
   Jednocześnie Emi usłyszała rozgorączkowany szept Nata:
- Dajcie mi strzelić do tego sukinsyna.
   Zobaczyła jak jego ręka drży. Zapewne ściskał w niej pistolet. Stanęła między nimi i póki tak trwała, dawała swojemu ukochanemu ochronę.
- Mamo... - powiedział Dragan zachrypniętym głosem. Emilia czuła, że mężczyzna walczy z otumanieniem i co jakiś czas ma przebłyski świadomości. Nie mogła jednak w żaden sposób mu w tym pomóc. Dobro zwykle ma przewagę liczebną.
- Zabiłeś własnego brata, Dragan - bliżej podszedł Gnot. - Zabiłeś go.
   Emi spoważniała. Nie mogła jednak wierzyć w to, co mówił ten człowiek skoro stał po przeciwnej stronie barykady. W innym przypadku zachichotałaby uświadomiwszy sobie, że nieświadomie używa zwrotu, który kiedyś przekazał jej Dragan.
  A ten pokręcił głową i chwycił się za włosy.
- Próbowałeś mnie zabić gnojku - Nataniel wrzeszczał na całe gardło.
- To nie prawda, Nat - szepnęła Emi przez łzy. Jedyne czego teraz chciała to spokoju. Chciała, żeby wszyscy sobie stąd poszli.
- Chodź do mnie, Emi - chłopak powtórzył prośbę, a ona tylko pokręciła głową z trudem przełykając ślinę.
- Nie mogę, Nat. Ty nie żyjesz - wiedziała, że zabrzmiało to absurdalnie do człowieka, który stał przed nią, ale w tej chwili nie mogła myśleć o tym, co jest niedorzeczne, a co nie.
- Dragan musisz zapłacić za to, co zrobiłeś - przemówiła znów Sanja robiąc krok do przodu.
Emi poczuła jak ciało Dragana sztywnieje, a jego mięśnie napinają się. Poczuła, że mężczyzna wraca do rzeczywistości na czas, który mógł trwać ułamek sekundy.
   Podniósł powoli głowę i spojrzał na wszystkich.
   Na swoją opanowaną matkę, która dopiero kilka dni temu postanowiła zaczął wychowywać swojego syna.
   Na Nataniela, którego nienawidził, bo miał Emilię przy sobie przez tyle lat.
   Na Pawła Pasikowskiego - ojca jego ukochanej, z którym kiedyś współpracowwał.
   Na Gnota, który ocalił mu życie, by  móc je w każdej chwili odebrać.
   I wreszcie na samą Emi.
- Przepraszam. Nigdy nie kłamałem mówiąc ci, że cię kocham. I będę cię kochał zawsze, aż do skończenia świata. A ty zatęsknij za mną czasami - wyszeptał.
   Wyciągnął rękę i pogładził jej mokry od łez policzek.
- Wiem, mamo - powiedział stanowczym głosem zwracając się do kobiety. - Ale nie wy będziecie mnie karać. Nie dziś.
   A potem przechylił się w tył i wypadł zza barierki, dokładnie w chwili, gdy Nataniel pociągnął za spust.

czwartek, 16 lipca 2015


Rozdział 20

Chłopak chwycił się za ramię i syknął z bólu. Oparzenia wciąż dawały o sobie znać, o każdej porze dnia i nocy. Siedział przez chwilę z mocno zaciśniętymi powiekami walcząc z odruchem wymiotnym i konwulsjami, które wstrząsnęły jego ciałem. Zacisnął palce na podramiennikach krzesła i czekał, aż fala bólu uspokoi się i pozwoli mu trzeźwo myśleć. Odgarnął ze spoconego czoła grzywę blond włosów i automatycznie zaczął powtarzać w myślach jedyny wiersz, który znał na pamięć - jedyną rzecz, która pomagała mu utrzymać się przy świadomości.

Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie - nieskończoność czasu.

Kelner lawirował sprytnie między stolikami gości celowo omijając wciąż mruczącego pod nosem chłopaka o złotych włosach i jasnej cerze.

Czerwonogardły gil, zamknięty
W klatce, wściekłością niebios sięga.
Pod gołębnikiem, gdzie się tłoczą
Gołębie, piekieł drży potęga.

Zmysł powonienia właśnie wyczuł tradycyjne danie bośniackie danie - kajmak, czyli kwaskowaty, mleczny krem. Zewsząd dochodziły podniesione głosy gości restauracji. Chłopak niestety nie umiał ich zrozumieć, ponieważ języki bałkańskie znał jedynie na poziomie podstawowym, co innego hiszpański, francuski czy angielski. Zdecydowanie język mieszkańców Bośni i Hercegowiny był wyzwaniem dla uzdolnionego poligloty.

Pies u wrót pana zagłodzony
To dla monarchii pewna klęska.
Krwi ludzkiej głośno się domaga
Niema bitego konia męka.

Zadzwonił właśnie dzwonek zamontowany u drzwi restauracji i do środka wszedł jedyny znajomy mężczyzna w obcym kraju.

Wydziera jedno włókno z mózgu
Każdy szczutego pisk szaraka.
Jeden cherubin milknie w niebie,
Gdy ktoś przestrzelił skrzydło ptaka.

Chłopak wyczuł na sobie spojrzenie przyjaciela, który usiadł naprzeciwko niego. Podniósł głowę i obdarzył przybyłego mężczyznę krzywym uśmiechem.

Zza gór się słońce wznosi blade,
Gdy wściekły kogut walki czeka.
Każdy ryk lwa i skowyt wilka
Wywleka jakąś duszę z piekła.

- Jak się czujesz, Natanielu? - spytał dr. Gnot z zatroskaną miną spoglądając na swojego pacjenta.
- Oboje wiemy, że istnieją rzeczy ważniejsze od zdrowia - odpowiedział żartobliwym tonem Natan.
-Jak minęła podróż? - spytał Gnot sięgając pomarszczoną ręką po kartę win opartą dotąd na tandetnym świeczniku przedstawiającym wzór dość kiepsko naśladujący arabeski.
-Bez większych problemów - chłopak przypomniał sobie wszystkie ataki bólu na lotnisku i to, jak bardzo bał się lecieć. W tedy wyobraził sobie, że na lotnisku czeka na niego Emilia. W końcu przyleciał tutaj, by ją uratować. Wbił paznokcie w oparcie krzesła przypominając sobie w jakim towarzystwie teraz przebywa jego ukochana.

Ludzkiej przed smutkiem strzegą duszy
Jelenie, błądząc w lasach, piękne.
Krzywda baranka niszczy zgodę
Lecz on przebacza swą udrękę.

Zwracasz na nas zbytnią uwagę, Nat. Spróbuj się opanować - wyszeptał Gnot nie spuszczając wzroku z karty win. Najwidoczniej bez problemu czytał w rodowitym języku jego dawnych przyjaciół wśród, których aktualnie przebywała Emi.
 

Gacek o zmierzchu - on wyfrunął
Z umysłu, co nie wierzy w Boga.
Krzyk sowy o północy głosi,
Jaka jest niedowiarka trwoga. 
 
-Nie rozumiem po co te środki ostrożności - wysyczał wściekły Natan. - Sądzisz, że Dragan próbował nas wyśledzić?
-Bez wątpienia próbował, jeśli tego nie zrobił. Dlatego, na miłość boską, mów ciszej! Nie po to lecieliśmy dwoma różnymi samolotami z dwóch różnych krajów, a ja przez kilka dni jeździłem jak idiota w kółko po całym Sarajewie i zmieniałem miejsca pobytu, żebyś nas wydał wrzaskami!

Nie będą ludzie kochać tego,
Przez kogo cierpi mała wrona.
Ten, kto rozgniewał wołu, nigdy
Nie dotknie niewieściego łona.

Gnot nie doczekał się odpowiedzi, więc domyślił się, co jest powodem rozdrażnienia jego sprzymierzeńca.
- Ludzkość wymyśliła coś takiego, jak paracetamol, chłopcze. Mógłbyś wreszcie zacząć łykać środki przeciwbólowe, które ci podsyłam.
-Nie, dziekuję. Mam swoje sposoby.
-Jakoś nie widzę, by te sposoby w jakikolwiek sposób ci pomagały.
Nataniel naprawdę bardzo chciał brać leki, ale bał się, że znów się uzależni. Po tym, co ostatnio się stało, gdy zażywał środki odurzające, wolał tego nie powtarzać. Tabletki przeciwbólowe skutecznie wywróciły mu świat do góry nogami. Wiedział, że jeśli zacznie, nie będzie mógł przestać, a teraz nie mogli sobie pozwolić na najmniejszy błąd, w koncu Emi go potrzebowała, prawda?

Psotnik, co zabił muchę, pozna,
Jak groźny bywa gniew pająka.
Ten, kto się znęca nad chrabąszczem,
W bezmiernej nocy się zabłąka.

-Więc, jaki plan? - spytał zaciskając mocniej zęby.

Liszka na liściu przypomina
Twej matki bóle i uciski.
Ćmy ni motyla nie zabijaj,
Dzień Sądu bowiem jest już bliski.

- Spróbujemy wyciągnąć z puszki mojego starego przyjaciela, który pomoże nam zneutralizować Dragana, w tedy ocalimy twoją przyjaciółkę, reszte świata, niewinne kaczuszki, kotki i szczeniaczki też.
- Siedzi w tutaj? Za co? Nie wiedziałem, że masz wtyki w Bośniakach, podobno są nieprzekupni...
- Skąd przypuszczenie, że mój przyjaciel jest Bośniakiem? - spytał Gnot unosząc brwi.
- Polak siedzi w więzieniu w Sarajewie?
- Skąd! Co ci w ogóle przyszło do głowy? - oburzył się staruszek i długimi palcami postukał się po policzku. - Jest w więzieniu na śląsku.
Nataniel zapowietrzył się gwałtownie, przez co ból jeszcze bardziej zaczął promieniować swą rażącą siłą działania.

Kto szkoli konia w walce, będzie
Przez śniegów pustkę szedł bezpłodną.
Przytul psa dziada, kota wdowy,
Gdy chcesz, by dobrze ci się wiodło.

- Więc po co mnie tutaj ściągnąłeś? - wydyszał wściekły na całkowicie opanowanego i spokojnego lekarza.
- Mam tutaj znajomą, która zainteresuje się sytuacją w kraju i być może, nam pomoże. Ja biorę Semilon, a ty?
- Kto to jest? - spytał Nat ignorując pytanie o dobór trunku.
-Sanja Budmir. Dawna przywódczyni mafii oraz rodzicielka naszego wspólnego znajomego Dragana.
-Co? - Nataniel zachłysnął się z wrażenia. - Skąd znasz jego matkę?
-Proszę cię....każdy, kto ma jakikolwiek związek z Draganem, nie jest mi obcy. Nie obawiaj się jej, nie jest ani trochę podobna do swych synów. A raczej syna... - kaszlnął, by wyjść z zakłopotania.

Komar, brzęczący śpiewką lata,
Z obmowy czerpie jad szkaradny.
Z brudnego potu stóp zawiści -
Wężowe się mieszają jady.

-Węże....Jaką masz pewność, że nam pomoże? - Nataniel wciąż nie mógł uwierzyć, że Gnot był tak łatwowiernym człowiekiem w stosunkach do rodziny Dragana i Branka. Choć w sumie, taką samą łatwowiernością wykazała i wykazuje się Emi. - Czy ta Sanja wystąpi przeciwko swojemu synowi?
-Nie mogę mieć stuprocentowej pewności, ale to jak na razie nasza jedyna nadzieja – powiedział to tak dramatycznym głosem, że Natan opadł z powrotem na krzesło wyzuty z sił częściowo z powodu miażdżącej bezsilności, którą posiadał w ich zespole, a częściowo, ponieważ wciąż walczył z coraz zjadliwszym poczuciem cierpienia.

Trucizna w żądle pszczoły skryta -
Artysty gniew, zawistny, blady.  
Książęce szaty, płachty dziada -
Grzyby na worach złych bogaczy.

- Jak ta kobieta może nam pomóc w ocaleniu twojego przyjaciela, z rąk sprawiedliwości? W ogóle co to za człowiek, który ma nad Draganem jakąkolwiek władzę? Uosobiony Duch Święty?
   Lekarz pochylił się nad stołem, by klienci siedzący obok nich nie słyszeli o czym mówi. Prawdopodobieństwo, że ktoś w otoczeniu będzie znał polki język była znikoma, mimo to Gnot nie zamierzał rezygnować z, według niego, obowiązkowych reguł bezpieczeństwa.
- Ta kobieta jeśli skinie palcem, będzie miała władzę na niebie i ziemi, chłopcze. To ktoś, kto trzyma na smyczy połowę miliarderów tego świata, a drugą połowę w zaświaty wysłała osobiście. 
- Więc Dragan po kimś jednak odziedziczył tę żądzę mordu - mruknął Nat.
- Posiadam jednak intrygujący dar przekonywania. Zaufaj mi, jeśli będziesz siedział cicho i dasz mi z nią pomówić, w tedy wszystko się uda. 

Prawda głoszona w złym zamiarze
 Najbardziej wszelką prawdę paczy. 
Dla radowania się i bólu
  Człowiek urodził się na Ziemi.  

-Więc po co jestem ci tu potrzebny? Wygląda na to, że świetnie poradziłbyś sobie bez takiego kaleki jak ja - mruknął niezadowolony Nat. Było mu duszno, źle się czuł w otoczeniu obcych ludzi, rzeczy i zapachów.
-Jesteś moją siłą persfazji - rzucił od niechcenia Gnot i zawołał kelnera krzycząc do niego niezrozumiałe dla Nataniela słowa.
- To brzmi jakbyś traktował mnie jak monetę przetargową - w głosie i oczch chłopaka zagościł strach.
- Bo tak jest - odparł lekarz i zamienił kilka słów z kelnerem. Był nim młody, nie wiele starszy od Nataniela mężczyzna z kilku dniowym zarostem i ubraniem przesiąkniętym zapachami kuchni. Kelner wskazał głową na Nata, którego wmurowało w podłogę. Gnot jednak dobrze władał językiem bałkańskim, pokiwał przecząco głową, a gdy kelner usłyszał jego następne słowa rzucił szybkie spojrzenie na Nataniela i ruszył szybko na zaplecze nie oglądajac się za siebie.

 

Jeśli to rozumiemy dobrze
      Bezpiecznie przez ten świat idziemy.
          Radość i ból dla boskiej duszy       
      Z nich dwóch splecione jest odzienie

- Coś mu powiedział? - spytał szybko Nataniel wstając gwałtownie z miejsca. - Zapłaciłeś za informacje moją głową?
- Nie gorączkuj się tak, bo pogorszysz swój stan. W brew pozorom dbam o twoje bezpieczeństwo, młody, więc nie panikuj, mam wszystko pod kontrolą. Z resztą czytałem dziś twój horoskop, nie spotka cię żadne niebezpieczeństwo - odparł rozluźniony Gnot.
- Szkoda, bo ja nie wierzę w horoskopy - wycedził Natan ponownie opadając na siedzenie. - Co mu powiedziałeś?
- Zamówiłem wino - odparł spokojnie staruszek.

                                          Jedwabną nicią radość biegnie
                                         Pod każdym jękiem i cierpieniem.                                            Dziecko to więcej niż pieluchy
                                       Wszędzie tam, gdzie są ludzkie kraje,

 - Kłamiesz! - warknął Nat. - Gadaj, co się dzieje, inaczej wychodzę!
- Mówię ci już, że zamówilem wino - odparł tamten. - Takie same, jak za każdym razem, gdy odwiedzam tę restaurację. Semilon, rocznik 1960. Mam wrażenie, że zamawiają je specjalnie dla mnie.
- O czym ty pie....
- Niestety wina zabrakło w restauracji - Gnot wzruszył ramionami i poderwał się w pośpiechu zakładając płaszcz i kapelusz. 
- Gdzie idziesz?! - spytał Nat coraz bardziej zdenerwowany zachowaniem doktora.
- Muszę napić się gdzieś indziej. Chodź, poczukamy jakiejś lepszej knajpki. 
- Mieliśmy się przecież spotkać!
- No przecież mówię! - Gnot znów pochylił się w stronę chłopaka. - To miejsce jest na podsłuchu wychodzimy.
   Minął stoliki zapełnione ludźmi i wybiegł na zewnątrz, a za nim Natan.
- Więc gdzie jest ta kobieta? - spytał zdyszany, dla jego oparzen każdy ruch był niewskazany.
- Obawiam się, że Sanji zebrało się na rodzinne odwiedziny - powiedział i potarł w zamyśleniu swoje skronie. - Wracamy do kraju, chłopcze. Rozpoczyna się wyścig, a stawką jest życie twojej przyjaciółki.
 
Ręce się rodzą - i narzędzia
To każdy oracz rozpoznaje.
I każda łza z każdego oka
Dziecięciem staje się w wieczności,
By, ukojona przez świetliste
Panny, powrócić do radości.
Szczekanie, skowyt, wycie - fala,
Która w niebiosów brzeg łomocze.
Dziecko, pod rózgą płacząc, żłobi
Znak zemsty w śmierci i pomroce.
Łachmany dziada, gdy się wzniosą
W przestworze, niebo drą na strzępy.
Złocistą słońca twarz wykrzywia
Zbrojnej przemocy upór tępy.
Grosz dziada więcej wart niż złoto,
Co w afrykańskich skarbcach drzemie.
Miedziak z węzełka wyrobnika
Kupi i sprzeda skąpca ziemie.
A jeśli ma z wysoka pomoc,
Kupi i sprzeda całe plemię.
Ten, kto wyśmiewa wiarę dziecka,
Będzie wyśmiany w dniach starości.
Temu, kto uczy dziecko wątpić,
Zgnilizna grobu strawi kości.
Kto wiarę dziecka czci, pokona
Śmierci i piekieł moc w wieczności.
Owoce czasów dwóch: sędziwych
Sąd starców i zabawki dzieci.
Sędzia, gdy wierzy w swą przebiegłość,
Nie znajdzie trafnej odpowiedzi.
Blask Wiedzy gasi, kto wątpieniu
Jakąś odpowiedź dać się stara.
Najgorsza, jaką świat pamięta,
Trucizna - z laurów szła Cezara.
Nic rodu ludzi nie spotwarza
Tak, jak żelaznej połysk broni.
Kiedy klejnoty pług ozdobią,
Złość głowę przed sztukami skłoni.
Piosenką świerszcza jest głos tego,
Kto się przed trafnym sądem cofa.
Z orłowej mili, z cala mrówki
Chroma się śmieje filozofia.
Temu, kto wątpi w to, co widzi,
Nikt żadnej wiary nie uprosi.
Gdyby zwątpiło słońce, księżyc?
Przecież zagasły by w ciemności.
Namiętność dobra - gdy nią władasz,
A nie, gdy ona włada Tobą.
Ladacznic wrzask, swawola graczy
W monarchii kończy się żałobą.
Całun dla Anglii ladacznice
Tkają swą wrzawą obłąkańczą.
Zgranego jęk, szulera "Wiwat!"
Przed katafalkiem Anglii tańczą.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla szczęśliwości ktoś się rodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.
W kłamstwo wikłamy się, gdy oknem,
A nie przez oko spoglądamy.
Bo noc zrodziła je, gdy dusza
Spała wieńczona promieniami.
Biedne, żyjące w nocy dusze
Boga w światłości rozpoznają.
Lecz postać ludzką On objawia
Tym, co w królestwach dnia mieszkają.


wtorek, 14 lipca 2015


Rozdział 19

   - Co jej jest? Od kilku dni siedzi w swoim pokoju i nic nie robi. Jest jeszcze gorzej niż myślałem - odezwał się zamyślony mężczyzna do swojego syna Dragana.
- Dlaczego tak myślisz? - spytał próbując poradzić sobie z wyjątkowo złośliwie zaschniętym tłuszczem na patelni.
- Bo zaniosłem jej moje ciastka, a ona nawet ich nie tknęła - odparł poważnym tonem staruszek. Od dawna wiedział, że zło na świecie mierzy się ilością zjadanych przez ludzi ciastek.
- To jeszcze nie jest powód, żeby się zamartwiać - odparł rozluźniony Dragan nakładając na gąbkę jeszcze większą ilość płynu do mycia naczyń, który według reklamy miał sprawić, że talerze lśnią czystością. Niestety stara patelnia okazała się być godnym przeciwnikiem. Być może dlatego, że nie była talerzem.
- Ty nic nie rozumiesz, chłopcze...To były ciastka c z e k o l a d o w e.
  Dragan podniósł wzrok na mężczyznę i zastygł w bezruchu. To faktycznie był poważny argument, który powinien zmusić go do przemyślenia tej sytuacji. Powinien. 
- Myślę, że powinieneś był jednak zostać kucharzem. To do ciebie o wiele bardziej pasuje. Masz.. - spojrzał na zaokrąglony brzuch swojego ojca - warunki. 
- Przestań sobie żartować z poważnych rzeczy! Tym bardziej z jedzenia! - warknął staruszek i schylił się, by otworzyć piekarnik i sprawdzić, czy kaczka rumieni się, jak w przepisie. Bolesny grymas zagościł na jego twarzy, gdy próbował się podnieść opierając sztywną rękę o blat stołu.
- Mówiłem, że powinieneś zatrudnić sobie kogoś do pomocy.
- Jeszcze czego! Nie po to jestem milionerem, żeby roztrwaniać majątek na służbę! Daję sobie radę!
- Właśnie widzę - mężczyzna wrzucił niedbale patelnię z powrotem do zlewu, zaklął cicho pod nosem i opadł na kuchenne, niewygodne krzesło.
- Zresztą - kontynuował staruszek nie zwracając uwagi na zachowanie syna. - Branko obiecał, że się przeprowadzi, jak tylko skończy mu się kadencja dyrektora w tej ponurej budzie. Że też zachciało mu się być nauczycielem! Nie wiem co skłoniło go do tej decyzji.
- Na pewno nie ty i twoje bezstresowe wychowanie, które polegało na unikaniu nas, jak tylko potrafiłeś najlepiej - wycedził Dragan przez zęby. - Zapomniałeś, gdzie byłeś, kiedy on wpadł w długi i prawie wykorkował? Piekłeś te swoje cholerne ciastka?
  Staruszek odwrócił się i oparł o blat kredensu wpatrując się w odrapania na drzwiczkach szafek. 
- Powinienem je wymienić - szepnął po czym zamknął oczy. - Był dorosły. Wiedział co robi.
- Nie pamiętasz już, że to ty łaskawie ofiarowałeś mi pozycję szefa twojej firmy. Mnie, szesnastolatka, uczyniłeś głową mafii! Miałeś nadzieję, że się potknę, prawda? Że skończę jak Branko, a to wszystko dlatego, że Mia zginęła. Nie widzisz w tym swojej winy? Nie zdajesz sobie sprawy, że to przez ciebie wszystko się tak potoczyło?! - oboje wiedzieli co Dragan ma na myśli.
- Nigdy nie oskarżaj Boga o swoje grzechy. Zapominasz o jego gniewie, który może cię zniszczyć.
- Nic mi nie możesz zrobić - mężczyzna wstał, a jego dłoń sama sięgnęła po krzesło, na którym przed chwilą siedział. Zamarł jednak przypominając sobie, że to samo robił w domu swojego brata, za każdym razem, gdy był zdenerwowany. Zacisnął pięści próbując opanować odruch, z którym chciał zerwać. Chciał zerwać ze wszystkim co kiedykolwiek łączyło go z bratem. 
- Przeciwnie. Przecież jestem tu, patrzysz na mnie i słuchasz mojego głosu. Czy to nie wystarczająca tortura dla ciebie? - spytał retorycznie staruszek, ale w jego głosie nie było cienia cynizmu. To nie było oskarżenie. Był zbyt zraniony, by kogokolwiek oskarżać. 
   Gdy w kuchni zapanowała cisza napełniona elektrycznym tlenem, który parzył ich w płuca, przemówił ponownie.
- Nie przypominasz sobie, kto jest matką Branki? To była jego żona, Dragan. Odebrałeś mu wszystko, co z twoją pomocą osiągnął. Nie pysznij się więc tym, że mu pomagałeś i byłeś przy nim, skoro potem wbiłeś mu nóż w plecy. Myślisz, że nie wiem o zdradzie mojej synowej? Że nie wiem, kto jest matką mojej wnuczki? Dragan...przecież jestem twoim ojcem, nie okłamiesz mnie.
   Po kuchni rozszedł się dźwięk łamanego drewna, kiedy krzesło z ogłuszającym hukiem uderzyło o parkiet pchane siłą gniewu i wściekłości zabójcy własnego brata.
   A potem zadzwonił dzwonek do drzwi.
   I  na progu domu stanął młody chłopak w wieku Emilii z plecakiem na plecach i psem na smyczy. 
   Kolejny niespalony most przeszłości. 
- Co ty tu robisz? - wycedził Dragan przez zaciśnięte zęby patrząc na Dominika. 
- Podjęliśmy decyzję o przeprowadzce - oznajmiła pogodnym tonem kobieta krocząc po schodach z charakterystycznym dla niej rozleniwieniem. 
- Tutaj? 
- Oczywiście, że tak. Nie cieszysz się? - spytała patrząc na niego bystro spod pomalowanych powiek.
- Nie możecie tu zostać, nie teraz. To nie jest odpowiedni moment - wydukał Dragan zastępując im drogę.
- Więc kiedy będzie? - spytała kobieta robiąc krok w kierunku nieugietego meżczyzny. - Kiedy nadejdzie ten odpowiedni moment?
  Nigdy, ta neonowa myśl zaświeciła się w umyśle Dragana i dziwnym sposobem nie chciała zgasnąć. 
- Eliza? - usłyszał za sobą głos swojego ojca i krew odpłynęła mu z twarzy. To nie dzieje się naprawdę.
- Dzień dobry, Aleksandrze! - odkrzyknęła kobieta uśmiechając się cynicznie do swojego byłego kochanka, który wciąż nie chciał wpuścić ich do środka. Nieświadomemu Draganowi ten uśmiech złamał serce, nie wiedział bowiem, że tylko takim uśmiechem można obdarzyć kochanego człowieka, którego aktualnie się nienawidzi. - Nadal masz wolne pokoje na drugim piętrze?
- Wciąż na was czekają - właściciel domu uśmiechnął się promiennie. - A gdzie Branko?
   Mięśnie twarzy kobiety napięły się przez ułamek sekundy, był to ruch, który mógł zaobserwować jedynie Dragan. Przerażenie bowiem postawiło wszystkie jego zmysły na nogi. Wielu ludzi twierdzi, że to naturalne reakcje. Gdy człowiek się boi staje się istną maszyną przetrwania. Strach nas napędza, buduje naszą wewnętrzną siłę i im jest go więcej tym więcej możemy przeżyć, więcej znieść, jesteśmy silniejsi. Strach jest jednak na tyle perfidnym stworzeniem, że jednocześnie sprawia, że jesteśmy bezbronni, bowiem zamyka nam oczy i serca. Świat krzywdzi nas coraz bardziej, siła z czasem ulatuje, a strach staje się narkotykiem, bez którego nie możemy się obejść. Nie wielu wie, że ludzie uzależnieni od strachu mają swoją nazwę. Zwie się ich odważnymi.
  A Dragan do odważnych należał.
  Minimalnie, prawie niezauważalnie wciąż wgapiony w parkiet, pokiwał przecząco głową.
- Ma jeszcze kilka spraw do załatwienia w szkole. Wiesz, Aleksandrze, że praca jest dla niego jak druga żona - roześmiała się najbardziej perlistym śmiechem na jaki było ją stać, a stać ją było na brardzo dużo.
- No tak... - odchrząknął staruszek znacząco po czym weselszym tonem oznajmił: - Chodźcie, rozpakujcie się, Dominik weź bagaże i opowiesz dziadkowi o szkole. Skąd masz tego psiaka?
  Błysk w oku, wstrzymany oddech i przelotny uśmiech. Dragan zbyt dobrze znał chłopaka, by wiedzieć, co za chwilę usłyszy.
- Od taty - odparł beztrosko piętnastolatek przechodząc obok Dragana i kierując się po schodach za swoim dziadkiem. Para jeszcze długo słyszała ich kroki na marmurowej posadce i ożywione głosy, gdy rozmawiali.
- Musisz pilnować, żeby Dominik i Branka nie znaleźli się w tym samym pomieszczeniu równocześnie z Emilią. Dziewczyna nie może sie dowiedzieć, że są oni rodzeństwem - powiedział rzeczowo Dragan przygładzając włosy.
- Oczywiście generale, jednak pozwolisz, że ja też zacznę coś od ciebie wymagać do cholery! - warknęła rzucając w niego torbą. - Branka i Dominik są rodzeństwem więc mają się tak czuć! Mają mieć oboje rodziców, a jeśli ta arystokratka wejdzie nam w drogę to przejadę jak psa.
- Może nie tak ostro? - rzucił Dragan upuszczając bezceremonialnie jej torbę na podłogę. - Dominika szanowałem, szanuję i szanować będę, jest mi jak syn. Brankę kocham ponad życie. A Emi będzie się tu czuła jak w domu i to ty nie masz prawa jej przeszkadzać. W przeciwieństwie do niej jesteś tutaj tylko gościem.
  I wyszedł upojony świadomością, że jego strach przeszedł właśnie na kogoś innego.
  Na kogoś komu złamał serce.

***

  - O co chodzi?! - krzyknęła Emi z głową schowaną pod poduszką. Nie doczekała się odpowiedzi, bo gość bez uprzedzenia wszedł do środka. Nie podniosła nawet głowy pewna, że to znów Aleksander - ojciec Dragana, który chciał zachęcić ją do zjedzenia jakiegoś mdłego wypieku własnej roboty.
- Cześć, Emi - znajoma przyjazna nuta dźwięcząca w głosie przybysza podniosła ją na duchu. Nieśmiało usiadła na łóżku i spojrzała na Dominika, który opierał się o szafkę nocną. Szczerzył do niej zęby w promiennym uśmiechu, a ten uśmiech napawał Emi jakąś nową, nieziemską siłą.
- Co tu robisz? - spytała również się uśmiechając.
- Przyjechałem odwiedzić dziadka - rzucił od niechcenia, tak jakby wizyta nie miała nic wspólnego z zabójstwem jego ojca, o którym Emi nie miała zielonego pojęcia.
- Dziękuję - wyszeptała, a w jej oczach zaszkliły się łzy wdzięczności. Musiała pokazać Dominikowi, ile znaczy dla niej prawdziwy przyjaciel. Podeszła więc do chłopca i entuzjastycznie zarzuciła mu ręce na szyję, a on objął ją w talii. Emilia zaśmiała się rozbawiona tą nagłą czułością, odsunęła się i spowrotem opadła na poduszki wpatrując się w swojego gościa.
- Cieszę się, że jesteś - powiedziała pilnując się, żeby jej głos nie zabrzmiał zbyt rozczulająco.
- Pójdziemy na spacer? - spytał, a ona pierwszy raz od kilku dni, chciała wyjść na zewnątrz.

***

   Dwa ogromne dogi niemieckie szamotały się w przeznaczonym dla psów ich rozmiarów kojcu. Jeden ślicznie pręgowany próbował wygrzebać resztki obiadu ze swojej miski. Drugi, jasno brązowy, którego sierść błyszczała miodowym refleksem ślinił kratkę, chcąc dosięgnąć rozbawionych jego widokiem Emi i Dominika. 
- Ten większy to Fred - wkazał na pręgowanego psa - a ten to George - wyjaśnił Dominik tonem znawcy. 
- Znajome imiona - uśmiechnęła się do niego promiennie Emi. - Bliźniacy?
- Nie do końca, ale dziadek pewnego czasu był niezłym fanem pani Rowling. W bibliotece są wszystkie części Potter'a, jeśli chciałabyś je przeczytać.
- Już dawno to zrobiłam. Niestety mój list z Hogwartu nie dotarł, co oczywiście nie znaczy, że jestem Mugolem. To zapewne przez słabe połączenie ministerstwa z moimi różnymi miejscami pobytu. 
  Podeszła do kratki, a psy podniosły czujnie uszy. Emilia zauważyła wyraźny ubytek w uchu Georga. Uśmiechnęła się przypominając sobie, że również jego imiennik był oduchowiony.
- Wspaniałe zwierzęta, co? - usłyszała znajomy głos za swoimi plecami i odwróciła się, by móc podziwiać Dragana w świetle zachodzącego jesiennego Słońca. 
- Mogłyby być trochę bardziej rude jak na Weasley'ów, nie sądzisz? - spytała z lekka unosząc brwi do góry. Wiedziała, że tym samym jej twarz przybierze grymas dziecinnego rozbawienia. 
- Obiecuję je dla ciebie przefarbować.  Dominiku czy nie powinieneś czasem pomóc dziadkowi w kuchni? Zdaje się, że wyczuwam spaleniznę. 
- Nie...ja nic nie czuję..- odparł chłopak wyraźnie węsząc orlim nosem w powietrzu. 
- Idź stąd - syknął Dragan nie spuszczając z Emilii swojego zachłannego wzroku. 
- Aaa...okej...znaczy...faktycznie, chyba dziadkowi potrzebna jest pomoc - rzucił roztrzepany i sztywnym krokiem udał się w kierunku kuchennego wejścia. 
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę widząc cię na nogach całą i zdrową - zaczął Dragan i uśmiechnął się nieśmiało. - Powinnaś częściej wychodzić na dwór. 
-  Powinieneś rzadziej mówić mi, że masz dzieci - odgryzła się i ruszyła przed siebie wąską ścieżką. - Musiałam po prostu wszystko przemyśleć i poukładać.
- Przez całe trzy dni, nie wychodziłaś z pokoju...
- Potrzebowałam samotności.
- Stęskniłem się - mruknął bardziej do siebie niż do niej i chwycił ją za rękę. 
- Proszę - wyrwała mu się. - Przez pewien czas ograniczmy czułe gesty, dobrze? 
- Skazujesz mnie na wieczne potępienie Emi... 
- Proszę - ucięła i szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Nie chciała żeby dogonił ją jego wzrok, jego dotyk albo zapach. Nie chciała ponownie mu ulec, chociaż dziś wyglądał tak niesamowicie, a ona tak bardzo chciała go pocałować.
- Nie możesz odcinać się od ludzi, którzy cię kochają, dla ich własnego dobra - krzyknął i pobiegł za nią. - Powinnaś też jeść więcej ciastek - uśmiechnął się i stanął przed nią zagradzając dalszą drogę. 
- Twój tata nie ma zmysłu cukierniczego - rzuciła i odwróciła wzrok.
- Wiem, ale ja mam - uśmiechnął się drapieżnie. - Ta-daaa... - wskazał na trawnik pod jabłonią.
  Leżał tam rozłożony koc, a na nim kosz piknikowy. W dali zachodzące Słońce, szumiące na powiewach ciepłego wiatru liście drzewa nad nimi - idealna romantyczna sceneria, która kiedyś urzekłaby ją, teraz jednak wzbudziła złość.
- Wszystko zaplanowałeś, prawda? - syknęła marszcząc brwi.
- Wszystko - przyznał z uśmiechem cwaniaczka. 
- Powiedziałam, że nie chcę żadnych czułych gestów przez...pewien czas.
- To w dowód...przyjaźni...Przecież przyjaciele czasem jadają ze sobą - powiedział to tak błagalnym głosem, że coś w niej pękło. Przecież niedawno obiecała mu, że go zaakceptuje.
- Emi...-przemówił - nie możesz stronić od ludzi...To oni są podstawą sukcesu.
  Zamarła słysząc te słowa.
- Co powiedziałeś? - spytała drżącym głosem.
- To takie powiedzenie w naszej rodzinie - odparł przestraszony, że czymś ją uraził.
- Ludzie... - szepnęła i zatopiła się w rozmyślaniach. Ojciec mówił o powrocie do źródeł. Mówił o jej matce. Ale przecież matka ją zostawiła, powiedziała, że nie chce mieć ze swoją córką nic wspólnego. Być może jednak słowa jej ojca, w cale nie były skierowane do niej. Być może chodziło o Dragana i o jego źródła.
- Dragan, gdzie jest twoja matka?
- Słucham? - spytał zdziwiony nie nadążając za pędzącymi na ślepo myślami dziewczyny. - Co ma do nas moja mama?
- Muszę się z nią zobaczyć. To ona jest kluczem - wykrzyknęła Emi. W jej brzuchu tańczyły motyle, w głowie wirowało, była szczęśliwa, że udało jej się rozwiązać zagadkę. Radość rozpierała każdą komórkę jej ciała, która wibrowała jakby chciała się z niej wyrwać.
- Jakim kluczem? O czym ty mówisz?
- Musisz mnie do niej zabrać! Przecież wiesz, gdzie ona jest, prawda? - spytała z niadzieją.
- Nie do końca...
- Więc ją znajdziemy - przybliżyła się do niego i pocałowała go tak gwałtownie, że się wsytraszył. - Nie bój się, znajdziemy ją, kochany.

niedziela, 5 lipca 2015


Surpsire! 

Dziękuję wam!!!
To już 2000 wyświetleń! 
Dragan i Emi tańczą z radości!  
A do was takie pytanie:
Co chcielibyście dostać ode mnie na tę okazję?
Proście, a będzie wam dane!
Postaram się odpowiedzieć na wszystkie wasze propozycje
i większość z nich powołać do rzeczywistości!
Komentujcie więc!

sobota, 4 lipca 2015


Rozdział 18

 - No więc...biały dom, niebieskie okiennice i huśtawka z opony... To tutaj? - spytał Dragan parkując na poboczu.
- Myślałam, że wiesz o mnie wszystko... - odgryzła się Emi.
  Uniósł brwi zdziwiony jej zachowaniem.
- Jesteś zdenerwowana? - jego pytanie zadźwięczało w głowie Emi. Jak mogła nie być zdenerwowana?! Właśnie miała porozmawiać z osobą, która kiedyś porzuciła ją na pewną śmierć, a ta osoba była jej matką...I co właściwie miała jej powiedzieć? O czym miała z nią rozmawiać. Była zła na Dragana, bo mimo, że tak bardzo się starał, nie potrafił jej zrozumieć. Nie pozwalała mu na to, podświadomie czuła, że on nie powinien o tym wiedzieć, nie powinien sięwtrącać, w ogóle nie powinno go tu być. Czuła tak ogromny wstyd, że przez chwilę naprawdę zastanawiała się czy nie kazać mu odjechać. 
- Hej, nie denerwuj się tak, przecież jestem tutaj, pomogę ci - ujął jej dłoń i uniósł ją do ust, ale ona wyrwała mu się i wyszła trzaskając drzwiami. 
   Kątem oka zobaczyła jeszcze jego minę zbitego psa. Za co była dla niego taka okrutna? W czym zawinił? Był całkiem neutralny, ale nie powinien mieszać się w sprawy jej rodziny. O czym ona myślała? Rodzina? To dziwne, przecież nie istniał żaden człowiek, który kiedykolwiek zasłużyłby na to określenie. Nie, zapomniała. Istniał jeden człowiek, który był jej rodziną. On wiedziałby co powinna zrobić, przytuliłby ją mocno i pocieszył. Tak, nikt, a z pewnością Dragan nie zastąpi jej Nataniela.
  Nagle poczuła, że ma mokrą bluzę i zorientowała się, że nieświadomie płacze. Poczuła, że czyjaś dłoń delikatna i znajoma dotyka jej ramienia. Wzdrygnęła się i rzuciła przez ramię słabe: ,, Zaczekaj tutaj! '' Ruszyła w kierunku drzwi, które bała się otworzyć przez prawie całe swoje życie. 
  Nie wiedziała skąd wzięła siłę, by nasisnąć dzwonek. W środku rozległ się melodyjny, dźwięk, a po chwili coś zaszurało za drzwiami, które zgrzytnęły cicho i w progu pojawiła się mała, najwyżej siedmioletna dziewczynka o płomienistych warkoczach.  
  Emi wstrzymała oddech nie wiedząc co powiedzieć. Nie była przygotowana na spotkanie ze swoją matką, a tym bardziej ze swoją przyrodnią siostrą. Dziecko wydawało się jej zbyt spokojne, zbyt piękne i zbyt roześmiane, by mogło należeć do jej rzeczywistości.
- Rodziców nie ma w domu - przemówiła mała nieśmiało. A więc jednak. Na świecie istniały jednak takie istoty, jak ta oto dziewczynka. 
  Emi odwróciła się i zobaczyła Dragana, który stał przy aucie i patrzał na całą sytuację, gotów włączyć się w każdej chwili, by chronić swoją panią. Był przy niej, nie opuścił jej. Fala wdzięczności zalała dziewczynę, która odetchnęła głęboko i spojrzała dziecku nieśmiało w oczy. 
- Jak masz na imię? - spytała.
- Weronika, ale nie wolno mi rozmawiać z obcymi - wyrzuciło z siebie dziecko jednym tchem, jakby nagle sobie o tym przypominając.
- Mi też nie - wyszeptała Emi znów spoglądając na Dragana, który zmarszczył brwi lecz wciąż czuwał nad cała sytuacją. Uśmiechnęła się do niego, a on ledwie uniósł kąciki ust w odpowiedzi. 
- Jesteś sama? - spytała Emi.
- Jest jeszcze Marta, Kasia i Sebastian, ale on śpi. On ciągle śpi - poskarżyła się Weronika i zrobiła tak zaciętą minę, że przez chwilę Emi powstrzymywała się od śmiechu.
- To twoje rodzeństwo? 
- Marta nie jest moją siostrą, jest adoptowana - rzuciło dziecko niedbale.
- Adoptowana... - szepnęła sama do siebie Emi. A więc jej matka zaadoptowała dziecko, podczas gdy jedno pozbawiła dachu nad głową i prawie zabrała mu życie. Paradoks tej sytuacji uderzył w nią i wstrząsnął gwałtownie, przypominało to uderzenie pioruna. Tak właśnie czuje się osoba niepotrzebna i obca w swoim otoczeniu. Tak właśnie czuła się Emilia.
- Kiedy wróci twoja mama? - spytała czule Emi, starając się, by Dragan nie zauważył jej pełnego napięcia wyrazu twarzy.
- Mama będzie później, bo teraz jest na zakupach. Mój brat ma jutro uodziny... - szepnęła dzieląc się z Emi najbardziej strzeżonymi tajemnicami swojego małego dziecięcego świata. - Jesteś włamywaczem?
  Pytanie dziecka na chwilę przywróciło Emilię do rzeczywistości. Widok i możliwość rozmawiania z własną siostrą pobudził tę dawną uśpioną i nieczułą część jej umysłu zwaną potocznie nadzieją. Powoli zaczęła wierzyć, że jednak nie jest sama, że ma bliskich. Jej mózg podsuwał jej coraz to piękniejsze wizje szczęśliwej rodziny, której Emi była członkiem. Desperacko próbowała się uczepić tej ulotnej myśli o miłości, rodzinnym cieple i bliskości. Te rzeczy wymykały jej się jednak, sprawiały wrażenie mgły, która otacza ją ze wszystkich stron, a którą w żaden sposób nie jest w stanie dosięgnąć. Największy ból sprawiała jej świadomość, że jedyną rodzinę jaką posiadała, miała na wyciągnięcie ręki, ale nigdy nie mogła ich dotknąć, zupełnie jakby zbliżenie groziło uaktywnieniem jakiejś dawno rozbrojonej bomby.
   Teraz, gdy jej własna siostra uznała ją za włamywacza na sercu Emi pojawiła się rysa, która miała pozostać tam na zawsze. Jej mięśnie naprężyły się, ramiona spięły, twarz ściągnęła się, a usta ścisnęły, w jej umyśle zapłonął ogień skutecznie niszczący wszelkie dobre uczucia, które przed chwilą doznała.
  A potem wszystko się zmieniło.
  Usłyszała płacz niemowlęcia i cichą melodię nuconą przez jakąś dziewczynkę, zapewne Martę lub Kasię, próbujące uśpić młodszego brata. Przez korytarz przebiegła szczupła blondynka, sądząc po kolorze włosów, była to Marta. Rzuciła krótkie spojrzenie na drzwi i grzecznie skinęła Emi głową, rzuciła kilka słów do Weroniki, która odgryzła jej się złośliwie. Gdy płacz dziecka rozległ się znowu Emilia zobaczyła jak dziewczynka znika za drzwiami w głębi korytarza.
- Źle się czujesz? - spytała blondynka podchodząc do drzwi.
  Emi spojrzała się na nią niewidzącym wzrokiem.
- Jesteś tu najstarsza? - spytała cicho.
- Tak - odparła dziewczyna spoglądając podejrzliwie na piętnastolatkę.
- Masz na imię Marta, tak? Ile masz lat?
- Marta, tak. Dwanaście - odpowiedziała grzecznie. - Przepraszam za siostrę, pewnie cię zagadała. Właściwie w jakiej sprawie tu jesteś?
 Jestem twoją siostrą. Ja jestem twoją siostrą. Dlaczego zajęłaś moje miejsce w tej rodzinie? To ja powinnam stać w tych drzwiach i rozmawiać z obcą osobą. To ja powinnam pomagać rodzeństwu.
- Nic ważnego - odparła Emi uśmiechając się zdawkowo. - Czy mogłabyś podać ten list swojej mamie, gdy już wróci?
  Wyciągnęła rękę z pogniecioną kopertą w dłoni i podała ją Marcie.
- Jasne, ale co to właściwie jest? - spytała dziewczyna obracając list w dłoniach.
- To taka krótka informacja. Twoja mama miała ją dostać już dawno temu, ale przez pamyłkę może przeczytać ją dopiero teraz. Obiecujesz, że jej przekażesz?
- Oczywiście - odparła opryskliwie, jakby Emi w jakiś sposób uaziła jej uczciwość. - To wszystko?
- Tak, dziękuję. Macie problemy z bratem? - spytała, bo w głębi domu znów rozległ się szloch niemowlęcia tym razem zawtórował mu władczy ton Weroniki. Emi usłyszała tylko coś, co brzmiało jak: Mały brzydal i Nie znoszę go. 
- Muszę pomóc moim siostrom. Do widzenia - rzuciła oschle i zatrzasnęła Emi drzwi przed nosem.
  Droga do samochodu trwała przynajmniej tysiąc lat dłużej niż  poprzednio. Każdy krok sprawiał jej ból, choć nie była pewna czy to niebyło to oddychanie.
- Jak poszło? - spytał od niechcenia Dragan. Gdyby Emi była świadoma tego co robi, wiedziała, że swoim wcześniejszym zachowaniem uraziła jego troskliwość i nadopiekuńczość. Spojrzała na samochód, potem na mężczyznę i wciąż nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilę zaszło.
- Kochanie, płaczesz? - spytał choć nie było to potrzebne. Łzy po prostu spływały po jej policzkach i szyi rozmazując idealny makijaż, który jak zwykle miał ją postarzyć przynajmniej o kilka lat.
 - Co się stało? Coś ci powiedzieli? Rozpoznała cię? - Dragan dalej kontynuowałby swoje dochodzenie, a Emi była pewna, że byłby w stanie wywarzyć drzwi domu, wpaść do środka i co najmniej powybijać domowników, gdyby jego podejrzenia się sprawdziły.
- Nie możesz...mnie przytulić? Tak po prostu... - wyszeptała roztrzęsiona i po chwili poczuła, że dwa delikatne ramiona obejmują ją. Czuła, jak czyjeś pocałunki poprawiają jej humor. Troskliwe dłonie głaszczą ją po głowie, a ona po protu płakała. Miała wrażenie, że każda łza ma w sobie namiastkę jej problemów, jej uczuć i wszystkich słów, których nie umiała wypowiedzieć. Stała wtulona w swojego obrońcę, a jej łzy rozmazane z tuszem plamiły mu koszulę.
  Nie odezwała się ani słowem, gdy jechali do domu.
  Nie mówiła nic, gdy znaleźli się w środku.
  A gdy małe rączki wyciągnęły się w kierunku szyi Dragana, by ją objąć, w tedy też nie powiedziała ani słowa.
  Ale poczuła.
  Poczuła, że bierze udział w czymś prywatnym, osobistym i niewiarygodnie intymnym. Naruszała tą nierozerwalną więź, która łączyła ojca z córką. W tedy wiedziała, że choćby starałaby się ze wszystkich sił, a Dragan ciągle zapewniałby ją o swoim oddaniu, nie mogła mu wierzyć. Nie był do końca i bezwzględnie jej, bo miał córkę. Osobę, dla której był priorytetem, która kochała go bezgranicznie.
  I w tedy przypomniała sobie o swoim ojcu.
  A potem te codzienne rytuały - okazywanie sobie czułości Dragana i Branki zaczęły jej przeszkadzać. Odsunęła się od calego świata, od wszystkich ludzi, a w szcególności nie chciała mieć nic wspólnego z Dragiem. Ona sama nie posmakowała ojcowskiej miłości, nie miała jej dostatecznie dużo, jednak kilka dni temu usłyszała od niego te dwa najważniejsze słowa. W tedy powiedział: ,, Nie wątp w to, że cię kocham. ''. I w tedy zrozumiała, że po części zabiera Brance ojca, a tego nie chciała, bo kilka dni temu dowiedziała się, jak bezgranicznie bezpieczne jest uczucie miłości, gdy ma sie go przy swoim boku.

***

  I po kilku dniach przyszedł list. A w nim tylko kilka słów odpowiedzi matki Emilii:

Musisz wiedzieć, że nie żałuję tego co zrobiłam kiedyś.
Nie będę chciała, żebyś mówiła do mnie mamo.
Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
Chcę o tobie zapomnieć.
Daj mi o tobie zapomnieć, proszę. 
Nie wysyłaj listów, nie przychodź, nie pisz i nie dźwoń.
Zacznij nowe życie, tak jak ja. 
Życzę ci jak najlepiej.
***
 - Księżniczko? - usłyszała znajomy miły głos, gdy siedziała na ławce w ogrodzie. Dragan usiadł obok niej, a ona nawet nie otworzyła oczu. Poczuła uśisk jego dłoni, a potem w jej nozdrza uderzył zapach jego perfum. Przyjemny dresz podniecenia przebiegł jej po plecach, sprawiając, że mimowolnie się uśmiechnęła.
-  Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc, że w końcu polepszył ci się humor - poczuła jak jego palce muskają jej twarz. - Powiesz mi, dlaczego w tedy płakałaś?
  Nie zaskoczyło ją to pytanie. Przez chwilę zbierała jednak myśli, zanim odpowiedziała:
- Bo zdałam sobie sprawę, jak bardzo chciałabym tak jak te dziewczynki okazywać sobie wzajmną niechęć, czasem sprzeczać się między sobą, przezywać się i narzekać. Tak jak Weronika. A potem, że nigdy tego nie osiągnę. Płacz dziecka uświadomił mi, jak bardzo je kocham. Moje siostry i brata, chociaż widzę je pierwszy raz w życiu, poświęciłabym im wszystko. Zaadoptowana Marta była dokładnym moim przeciwieństwem. To wydawało się zabawne, że ona ma to wszystko, czego ja pragnełam przez tyle lat. A mimo to ją kocham, kocham ich wszystkich, bo nie są niczemu winni.
- Prawdziwa miłość utracona - szepnął Dragan bardziej do siebie niż do niej, ona jednak pochwyciła te słowa i uczepiła się ich. Czuła jak podnosza ją z kolan, pomagają jej wstać, po upadku, który spowodowały słowa jej matki w liście. 
- Utracona? Tak, to dobre słowo. Nigdy już więcej ich nie zobaczę. 
- Może w cale tak nie będzie. Pewnego dnia może okazać się, że na progu twojego domu stanie dorosły chłopak, powie ci, że jest twoim bratem i zażąda od ciebie dokładnie tego samego, czego ty zażądałaś od nich. Miłości i akcpetacji.. Czy będziesz w stanie mu ją zapewnić?
- Oczywiście, że tak! - oburzyła się gwałtownie otwierając oczy.
- A czy jesteś w stanie mi ją zapewnić, już teraz? - spytał, a w tedy zrozumiała jak bardzo raniła go, odtrącając jego uczucia. - Naprawdę nie widzisz, że za każdym razem kiedy ty masz problemy, jestem na zawołanie? Chcesz ode mnie więcej, niż jestem ci w stanie zapewnić. 
- Wybacz kochany - szepnęła i objęła dłońmi jego twarz. - Czego ci brakuje?
- Chciałbym, żebyś zaakceptowała Brankę.
- Postaram się.
- I mnie.
- Oczywiście.
- Już na zawsze.
- Na zawsze?
- Na wieczność.