Rozdział 20
Chłopak chwycił się za ramię i
syknął z bólu. Oparzenia wciąż dawały o sobie znać, o każdej
porze dnia i nocy. Siedział przez chwilę z mocno zaciśniętymi
powiekami walcząc z odruchem wymiotnym i konwulsjami, które
wstrząsnęły jego ciałem. Zacisnął palce na podramiennikach
krzesła i czekał, aż fala bólu uspokoi się i pozwoli mu trzeźwo
myśleć. Odgarnął ze spoconego czoła grzywę blond włosów i
automatycznie zaczął powtarzać w myślach jedyny wiersz, który
znał na pamięć - jedyną rzecz, która pomagała mu utrzymać się
przy świadomości.
Zobaczyć świat w
ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie
z lasu.
W ściśniętej dłoni
zamknąć bezmiar,
W godzinie -
nieskończoność czasu.
Kelner lawirował sprytnie między
stolikami gości celowo omijając wciąż mruczącego pod nosem
chłopaka o złotych włosach i jasnej cerze.
Czerwonogardły gil, zamknięty
W klatce, wściekłością niebios sięga.
Pod gołębnikiem, gdzie się tłoczą
Gołębie, piekieł drży potęga.
Zmysł powonienia właśnie wyczuł
tradycyjne danie bośniackie danie - kajmak, czyli kwaskowaty,
mleczny krem. Zewsząd dochodziły podniesione głosy gości
restauracji. Chłopak niestety nie umiał ich zrozumieć, ponieważ
języki bałkańskie znał jedynie na poziomie podstawowym, co innego
hiszpański, francuski czy angielski. Zdecydowanie język mieszkańców
Bośni i Hercegowiny był wyzwaniem dla uzdolnionego poligloty.
Pies u wrót pana zagłodzony
To dla monarchii pewna klęska.
Krwi ludzkiej głośno się domaga
Niema bitego konia męka.
Zadzwonił właśnie dzwonek
zamontowany u drzwi restauracji i do środka wszedł jedyny znajomy
mężczyzna w obcym kraju.
Wydziera jedno włókno z
mózgu
Każdy szczutego pisk
szaraka.
Jeden cherubin milknie w
niebie,
Gdy ktoś przestrzelił
skrzydło ptaka.
Chłopak wyczuł na sobie spojrzenie
przyjaciela, który usiadł naprzeciwko niego. Podniósł głowę i
obdarzył przybyłego mężczyznę krzywym uśmiechem.
Zza gór się słońce wznosi blade,
Gdy wściekły kogut walki czeka.
Każdy ryk lwa i skowyt wilka
Wywleka jakąś duszę z piekła.
- Jak się czujesz, Natanielu? - spytał
dr. Gnot z zatroskaną miną spoglądając na swojego pacjenta.
- Oboje wiemy, że istnieją rzeczy
ważniejsze od zdrowia - odpowiedział żartobliwym tonem Natan.
-Jak minęła podróż? - spytał Gnot
sięgając pomarszczoną ręką po kartę win opartą dotąd na
tandetnym świeczniku przedstawiającym wzór dość kiepsko
naśladujący arabeski.
-Bez większych problemów - chłopak
przypomniał sobie wszystkie ataki bólu na lotnisku i to, jak bardzo
bał się lecieć. W tedy wyobraził sobie, że na lotnisku czeka na
niego Emilia. W końcu przyleciał tutaj, by ją uratować. Wbił
paznokcie w oparcie krzesła przypominając sobie w jakim
towarzystwie teraz przebywa jego ukochana.
Ludzkiej
przed smutkiem strzegą duszy
Jelenie, błądząc w lasach,
piękne.
Krzywda
baranka niszczy zgodę
Lecz on przebacza swą udrękę.
Zwracasz na nas zbytnią uwagę, Nat. Spróbuj się
opanować - wyszeptał Gnot nie spuszczając wzroku z karty win.
Najwidoczniej bez problemu czytał w rodowitym języku jego dawnych
przyjaciół wśród, których aktualnie przebywała Emi.
Gacek
o zmierzchu - on wyfrunął
Z umysłu, co nie wierzy w Boga.
Krzyk
sowy o północy głosi,
Jaka jest niedowiarka trwoga.
-Nie rozumiem po co te środki ostrożności - wysyczał
wściekły Natan. - Sądzisz, że Dragan próbował nas wyśledzić?
-Bez wątpienia próbował, jeśli tego nie zrobił.
Dlatego, na miłość boską, mów ciszej! Nie po to lecieliśmy
dwoma różnymi samolotami z dwóch różnych krajów, a ja przez
kilka dni jeździłem jak idiota w kółko po całym Sarajewie i
zmieniałem miejsca pobytu, żebyś nas wydał wrzaskami!
Nie
będą ludzie kochać tego,
Przez kogo cierpi mała wrona.
Ten,
kto rozgniewał wołu, nigdy
Nie dotknie niewieściego łona.
Gnot nie doczekał się odpowiedzi,
więc domyślił się, co jest powodem rozdrażnienia jego
sprzymierzeńca.
- Ludzkość wymyśliła coś takiego,
jak paracetamol, chłopcze. Mógłbyś wreszcie zacząć łykać
środki przeciwbólowe, które ci podsyłam.
-Nie, dziekuję. Mam swoje sposoby.
-Jakoś nie widzę, by te sposoby w
jakikolwiek sposób ci pomagały.
Nataniel naprawdę bardzo chciał
brać leki, ale bał się, że znów się uzależni. Po tym, co
ostatnio się stało, gdy zażywał środki odurzające, wolał tego
nie powtarzać. Tabletki przeciwbólowe skutecznie wywróciły mu
świat do góry nogami. Wiedział, że jeśli zacznie, nie będzie
mógł przestać, a teraz nie mogli sobie pozwolić na najmniejszy
błąd, w koncu Emi go potrzebowała, prawda?
Psotnik,
co zabił muchę, pozna,
Jak groźny bywa gniew pająka.
Ten, kto się znęca
nad chrabąszczem,
W bezmiernej nocy się zabłąka.
-Więc, jaki plan? - spytał zaciskając
mocniej zęby.
Liszka na liściu
przypomina
Twej matki bóle i uciski.
Ćmy ni motyla nie
zabijaj,
Dzień Sądu bowiem jest już bliski.
- Spróbujemy wyciągnąć z puszki
mojego starego przyjaciela, który pomoże nam zneutralizować
Dragana, w tedy ocalimy twoją przyjaciółkę, reszte świata,
niewinne kaczuszki, kotki i szczeniaczki też.
- Siedzi w tutaj? Za co? Nie
wiedziałem, że masz wtyki w Bośniakach, podobno są
nieprzekupni...
- Skąd przypuszczenie, że mój
przyjaciel jest Bośniakiem? - spytał Gnot unosząc brwi.
- Polak siedzi w więzieniu w
Sarajewie?
- Skąd! Co ci w ogóle przyszło do
głowy? - oburzył się staruszek i długimi palcami postukał się
po policzku. - Jest w więzieniu na śląsku.
Nataniel zapowietrzył się
gwałtownie, przez co ból jeszcze bardziej zaczął promieniować
swą rażącą siłą działania.
Kto
szkoli konia w walce, będzie
Przez śniegów pustkę szedł
bezpłodną.
Przytul psa dziada,
kota wdowy,
Gdy chcesz, by dobrze ci się wiodło.
- Więc po co mnie tutaj ściągnąłeś?
- wydyszał wściekły na całkowicie opanowanego i spokojnego
lekarza.
- Mam tutaj znajomą, która
zainteresuje się sytuacją w kraju i być może, nam pomoże. Ja
biorę Semilon, a ty?
- Kto to jest? - spytał Nat ignorując
pytanie o dobór trunku.
-Sanja Budmir. Dawna przywódczyni
mafii oraz rodzicielka naszego wspólnego znajomego Dragana.
-Co? - Nataniel zachłysnął się z
wrażenia. - Skąd znasz jego matkę?
-Proszę cię....każdy, kto ma
jakikolwiek związek z Draganem, nie jest mi obcy. Nie obawiaj się
jej, nie jest ani trochę podobna do swych synów. A raczej syna... -
kaszlnął, by wyjść z zakłopotania.
Komar, brzęczący
śpiewką lata,
Z obmowy czerpie jad szkaradny.
Z brudnego potu
stóp zawiści -
Wężowe się mieszają jady.
-Węże....Jaką
masz pewność, że nam pomoże? - Nataniel wciąż nie mógł uwierzyć, że
Gnot był tak łatwowiernym człowiekiem w stosunkach do rodziny
Dragana i Branka. Choć w sumie, taką samą łatwowiernością
wykazała i wykazuje się Emi. - Czy ta Sanja wystąpi przeciwko swojemu synowi?
-Nie
mogę mieć stuprocentowej pewności, ale to jak na razie nasza
jedyna nadzieja – powiedział to tak dramatycznym głosem, że
Natan opadł z powrotem na krzesło wyzuty z sił częściowo z powodu miażdżącej bezsilności, którą posiadał w ich zespole, a częściowo, ponieważ wciąż walczył z coraz zjadliwszym poczuciem cierpienia.
Trucizna w żądle pszczoły skryta -
Artysty gniew, zawistny, blady.
Książęce szaty, płachty dziada -
Grzyby na worach złych bogaczy.
- Jak ta kobieta może nam pomóc w ocaleniu twojego przyjaciela, z rąk sprawiedliwości? W ogóle co to za człowiek, który ma nad Draganem jakąkolwiek władzę? Uosobiony Duch Święty?
Lekarz pochylił się nad stołem, by klienci siedzący obok nich nie słyszeli o czym mówi. Prawdopodobieństwo, że ktoś w otoczeniu będzie znał polki język była znikoma, mimo to Gnot nie zamierzał rezygnować z, według niego, obowiązkowych reguł bezpieczeństwa.
- Ta kobieta jeśli skinie palcem, będzie miała władzę na niebie i ziemi, chłopcze. To ktoś, kto trzyma na smyczy połowę miliarderów tego świata, a drugą połowę w zaświaty wysłała osobiście.
- Więc Dragan po kimś jednak odziedziczył tę żądzę mordu - mruknął Nat.
- Posiadam jednak intrygujący dar przekonywania. Zaufaj mi, jeśli będziesz siedział cicho i dasz mi z nią pomówić, w tedy wszystko się uda.
Prawda głoszona w złym zamiarze
Najbardziej wszelką prawdę paczy.
Dla radowania się i bólu
Człowiek urodził się na Ziemi.
-Więc po co jestem ci tu potrzebny? Wygląda na to, że świetnie poradziłbyś sobie bez takiego kaleki jak ja - mruknął niezadowolony Nat. Było mu duszno, źle się czuł w otoczeniu obcych ludzi, rzeczy i zapachów.
-Jesteś moją siłą persfazji - rzucił od niechcenia Gnot i zawołał kelnera krzycząc do niego niezrozumiałe dla Nataniela słowa.
- To brzmi jakbyś traktował mnie jak monetę przetargową - w głosie i oczch chłopaka zagościł strach.
- Bo tak jest - odparł lekarz i zamienił kilka słów z kelnerem. Był nim młody, nie wiele starszy od Nataniela mężczyzna z kilku dniowym zarostem i ubraniem przesiąkniętym zapachami kuchni. Kelner wskazał głową na Nata, którego wmurowało w podłogę. Gnot jednak dobrze władał językiem bałkańskim, pokiwał przecząco głową, a gdy kelner usłyszał jego następne słowa rzucił szybkie spojrzenie na Nataniela i ruszył szybko na zaplecze nie oglądajac się za siebie.
Jeśli to rozumiemy dobrze
Bezpiecznie przez ten świat idziemy.
Radość i ból dla boskiej duszy
Z nich dwóch splecione jest odzienie
- Coś mu powiedział? - spytał szybko Nataniel wstając gwałtownie z miejsca. - Zapłaciłeś za informacje moją głową?
- Nie gorączkuj się tak, bo pogorszysz swój stan. W brew pozorom dbam o twoje bezpieczeństwo, młody, więc nie panikuj, mam wszystko pod kontrolą. Z resztą czytałem dziś twój horoskop, nie spotka cię żadne niebezpieczeństwo - odparł rozluźniony Gnot.
- Szkoda, bo ja nie wierzę w horoskopy - wycedził Natan ponownie opadając na siedzenie. - Co mu powiedziałeś?
- Zamówiłem wino - odparł spokojnie staruszek.
Jedwabną nicią radość biegnie
Pod każdym jękiem i cierpieniem.
Dziecko to więcej niż pieluchy
Wszędzie tam, gdzie są ludzkie kraje,
- Kłamiesz! - warknął Nat. - Gadaj, co się dzieje, inaczej wychodzę!
- Mówię ci już, że zamówilem wino - odparł tamten. - Takie same, jak za każdym razem, gdy odwiedzam tę restaurację. Semilon, rocznik 1960. Mam wrażenie, że zamawiają je specjalnie dla mnie.
- O czym ty pie....
- Niestety wina zabrakło w restauracji - Gnot wzruszył ramionami i poderwał się w pośpiechu zakładając płaszcz i kapelusz.
- Gdzie idziesz?! - spytał Nat coraz bardziej zdenerwowany zachowaniem doktora.
- Muszę napić się gdzieś indziej. Chodź, poczukamy jakiejś lepszej knajpki.
- Mieliśmy się przecież spotkać!
- No przecież mówię! - Gnot znów pochylił się w stronę chłopaka. - To miejsce jest na podsłuchu wychodzimy.
Minął stoliki zapełnione ludźmi i wybiegł na zewnątrz, a za nim Natan.
- Więc gdzie jest ta kobieta? - spytał zdyszany, dla jego oparzen każdy ruch był niewskazany.
- Obawiam się, że Sanji zebrało się na rodzinne odwiedziny - powiedział i potarł w zamyśleniu swoje skronie. - Wracamy do kraju, chłopcze. Rozpoczyna się wyścig, a stawką jest życie twojej przyjaciółki.
Ręce się rodzą - i narzędzia
To każdy oracz rozpoznaje.
I każda łza z każdego oka
Dziecięciem staje się w wieczności,
By, ukojona przez świetliste
Panny, powrócić do radości.
Szczekanie, skowyt, wycie - fala,
Która w niebiosów brzeg łomocze.
Dziecko, pod rózgą płacząc, żłobi
Znak zemsty w śmierci i pomroce.
Łachmany dziada, gdy się wzniosą
W przestworze, niebo drą na strzępy.
Złocistą słońca twarz wykrzywia
Zbrojnej przemocy upór tępy.
Grosz dziada więcej wart niż złoto,
Co w afrykańskich skarbcach drzemie.
Miedziak z węzełka wyrobnika
Kupi i sprzeda skąpca ziemie.
A jeśli ma z wysoka pomoc,
Kupi i sprzeda całe plemię.
Ten, kto wyśmiewa wiarę dziecka,
Będzie wyśmiany w dniach starości.
Temu, kto uczy dziecko wątpić,
Zgnilizna grobu strawi kości.
Kto wiarę dziecka czci, pokona
Śmierci i piekieł moc w wieczności.
Owoce czasów dwóch: sędziwych
Sąd starców i zabawki dzieci.
Sędzia, gdy wierzy w swą przebiegłość,
Nie znajdzie trafnej odpowiedzi.
Blask Wiedzy gasi, kto wątpieniu
Jakąś odpowiedź dać się stara.
Najgorsza, jaką świat pamięta,
Trucizna - z laurów szła Cezara.
Nic rodu ludzi nie spotwarza
Tak, jak żelaznej połysk broni.
Kiedy klejnoty pług ozdobią,
Złość głowę przed sztukami skłoni.
Piosenką świerszcza jest głos tego,
Kto się przed trafnym sądem cofa.
Z orłowej mili, z cala mrówki
Chroma się śmieje filozofia.
Temu, kto wątpi w to, co widzi,
Nikt żadnej wiary nie uprosi.
Gdyby zwątpiło słońce, księżyc?
Przecież zagasły by w ciemności.
Namiętność dobra - gdy nią władasz,
A nie, gdy ona włada Tobą.
Ladacznic wrzask, swawola graczy
W monarchii kończy się żałobą.
Całun dla Anglii ladacznice
Tkają swą wrzawą obłąkańczą.
Zgranego jęk, szulera "Wiwat!"
Przed katafalkiem Anglii tańczą.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla szczęśliwości ktoś się rodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.
W kłamstwo wikłamy się, gdy oknem,
A nie przez oko spoglądamy.
Bo noc zrodziła je, gdy dusza
Spała wieńczona promieniami.
Biedne, żyjące w nocy dusze
Boga w światłości rozpoznają.
Lecz postać ludzką On objawia
Tym, co w królestwach dnia mieszkają.