Rozdział 1
Emilia
i Nataniel przecięli szybkim krokiem zielony trawnik. Przeskoczyli
mały krawężnik i skierowali swoje kroki do wejścia hotelu, który
był celem ich ataku.
Spokojnie,
niemal nienaturalnie weszli przez drzwi do klimatyzowanego holu.
Nataniel od niechcenia chwycił Emilię za rękę i pociągnął ją
w stronę niewielkiego kontuaru ustawionego przy przeciwległej
ścianie. Chłopak wciąż zamykając dłoń dziewczyny w swojej,
nacisnął zakurzony, srebrny dzwonek stojący na popękanym blacie.
-Sądzisz,
że pogoda będzie dobra w tym tygodniu? - spytał wesoło Nataniel
opierając się plecami o krawędź kontuaru. Kosmyki blond włosów figlarnie opadały mu na czoło. Twarz chłopaka o ostrych rysach rozciągnęła się w pełnym zadowolenia uśmiechu. - Chciałbym chociaż trochę
się opalić.
Emilia
spojrzała na niesamowicie bladą skórę chłopaka, która
przypominała marmur lub skórę trupa. Efekt ten wzmacniała jeszcze koścista budowa ciała jej towarzysza. Dziewczyna zachichotała sztucznie.
-Mam
nadzieję, że nie będzie tak jak w tamtym roku – wzdrygnęła
się, jakby sama myśl o tym, była dla niej przerażająca. -
Deszcz, deszcz i deszcz.
-Nieprawda – oburzył się Nat. - Czasami była mgła.
Po
holu poniósł się promienisty śmiech obojga obijając się o ściany wyłożone mocno nadgryzioną prez korniki boazerią i odpadającą ze ścian zeilonkawą niegdyś farbą. Zdecydowanie ten budynek lata świetności miał już za sobą.
Przestali
się śmiać, gdy zza blatu wynurzyła się najpierw łysa głowa,
potem upiornie chuda i pomarszczona twarz, a na koniec górna część
torsu, na której Emi zauważyła staromodne szelki, zapewne
przytrzymujące niewidoczne dla nich spodnie. Patrząc w zapadniętą twarz staruszka przez głowę dziewczyny przebiegła tylko jedna myśl. Zgredek.
-Słucham
zakochanych – odezwał się przymilnym. lecz trzeszczącym jak stare drzwi i nieprzyjemnym dla ucha głosem. - W czym mogę
służyć?
Emili
mimowolnie zdziwiła się pogodnym tonem mężczyzny, który ze
zgarbionymi plecami i rzadko występującymi zębami wyglądał na
jakieś sto pięćdziesiąt lat.
-Czy
są wolne miejsca? - głos Nataniela wyrwał ją z osłupienia.
Poczuła jak mocniej ściska jej dłoń. To było nieme pytanie Coś
jest nie tak? Odwzajemniła
uścisk Wszystko w porządku.
-Chcielibyśmy
zarezerwować jeden dwuosobowy pokój na tydzień – powiedział
wesoło Nat. - Tylko proszę okna od strony plaży – dobrze
wyćwiczony uroczy uśmiech cherubinka zagościł na jego szczupłej
twarzy.
-Innych
nie śmiałbym panu proponować – staruszek zmierzył go wzrokiem,
ale jego oczy zapłonęły wesołymi iskrami. - Dowód tożsamości,
jeśli łaska.
-Oczywiście.
Kochanie? - zwrócił się do Emilii, która sięgnęła do
przewieszonej przez ramię wściekle czerwonej obszernej torebki i zaczęła w niej grzebać.
-Och,
przepraszam. Nigdy nie mogę tu niczego znaleźć – powiedziała
słodko i postawiła torebkę na blacie. - No, a przynajmniej tego,
czego akurat chcę.
-Kobiety...-westchnął
Nat, patrząc z dezaprobatą na Emi, która wykładała na blat coraz
więcej rzeczy z torebki.
-Cały
świat chcą zamknąć w torebce – portier przewrócił oczami. -
Z moją jest tak samo. Pakuje tam wszystko, ile się zmieści. Na
wszystkie okazje, wszystkie przydasie. Szkoda, że potem nie umie nic
stamtąd wyciągnąć. Czarna dziura to przy tym mały pikuś.
Nataniel
roześmiał się i poklepał mężczyznę po ramieniu wyciągając się na szerokim blacie.
-Męska
solidarność – mruknęła Emi, wyciągając mały woreczek
foliowy, w którym znajdowały się wszystkie papiery i pieniądze. W
końcu grali typowych szarych turystów. Z woreczka wyciągnęła
fałszywe dokumenty, a ręka nawet jej nie zadrżała, gdy podawała
je staruszkowi.
Ten
powoli założył okulary wiszące mu dotąd na szyi i z trudem, przy słabym świetle samotnej,
kołyszącej się lampy odczytał ich dane.
-Klaudia
i Przemysław Nokowie. Więc są państwo małżeństwem?
-Dokładnie
rok. Spędzimy tutaj rocznicę – Nat objął Emilię w pasie i
przyciągnął ją do siebie. Uśmiechnął się, gdy dziewczyna
pocałowała go w policzek.
-Mają
państwo dzieci? - spytał portier patrząc na nich spod krzaczastych
siwych brwi, które w porównaniu z nagą czaszką wydawały się
nienaturalnie duże.
Emi,
niby zasmucona, zaczęła pakować resztę rzeczy do torebki
odsuwając się od swojego wyimaginowanego męża.
-Staramy
się – Nat mrugnął porozumiewawczo, a staruszek pokiwał głową.
Emi kolejny raz była pod wrażeniem jego gry aktorskiej. Spuszczona głowa, drżący głos i łzy w oczach. Sama prawie uległa jego urokowi, ledwo powstrzymała się przed pocieszaniem go. Choć przecież dobrze wiedziała, że to tylko gra. Niebezpieczna gra.
-Oczywiście,
oczywiście – powiedział trochę za szybko mężczyzna. Potem
wyciągnął zza lady klucz z doczepioną blaszką, na której
wygryty był numer pokoju.
-13,
no ładnie – mruknął Nataniel obracając w zręcznych dłoniach
klucz. - Jaka stawka?
-O
tym porozmawiamy później. Teraz niech państwo odpoczną –
powiedział portier ze smutkiem w głosie, którego nie starał się
nawet ukryć. Widać, że poruszył go problem młodej pary. -
Zaprowadzę was do pokoju.
Już
miał wygramolić się zza kontuaru, gdy znów zabrzmiał dzwonek.
Staruszek odwrócił się z trudem i uśmiechnął promiennie do
wysokiego mężczyzny, który stał niedaleko Emilii, jakby pojawił
się znikąd. Nagłe pojawienie się obcego mężczyzny zaskoczyło ją do tego stopnia, że wzdrygnęła się odruchowa i odskoczyła do tyłu. Zmierzyła go do stóp do głów.
Był
szczupły, a jego wzrost Emilia szacowała na około 190 cm. Miał
czarne, gęste włosy gładko zaczesane do tyłu. Opadały na szyję za uszami tworząc charakterystyczny zadziorny kędziorek. Jego twarz była nieskazitelna. Z wystającymi kośćmi policzkowymi i zapadniętymi policzkami wydawała się jakby wyrzeźbiona z diamentu. Pierwszy raz dziewczyna widziała kogoś takiego. Nie dość, że był bledszy nawet od Nataniela, na jego twarzy nie było żadnej, nawet najmniejszej, zmarszczki. Miał duże, szmaragdowe oczy, która teraz spod cienkich, ciemnych brwi świdrowały Emi.
Dziewczyna
próbowała wytrzymać ten wzrok. Niewiarygodnie przeszywający, do
szpiku kości kłujące spojrzenie, które zdawało się wiercić w
jej umyśle ogromną dziurę. Jedno spojrzenie, które wyciągnęło
z niej wszystkie tajemnice. Nagle poczuła się naga, ale nie miała
odwagi by objąć się ramionami, jak to zwykle robiła. Paraliż,
jej ciało nie reagowało na polecenia. Nagle zdała sobie sprawę,
że nie oddycha. Zaciągnęła powietrze do płuc i to orzeźwiło ją
na tyle, że poczuła uścisk Nataniela, nie zareagowała jednak. Nie
potrafiła.
-Dzień
dobry, jak się panu udało zwiedzanie? - spytał grzecznie portier i
to sprawiło, że tajemniczy mężczyzna odwrócił się w jego
kierunku. Mimo, że Emilia nie czuła już jego wzroku, miała
uczucie osamotnienia i niesamowitego zimna, nawet jeśli Nat wciąż obejmował ją
ramieniem.
-Bardzo
dobrze – powiedział zdawkowo głębokim, gardłowym głosem,
sprawiając tym samym, że pod Emilią ugięły się kolana.
Staruszek
podał mu klucz, a mężczyzna bez słowa wziął go i szybkim
krokiem udał się na schody znikając wszystkim z oczu.Emi jednak wciąż miała wrażenie, że przez ułamek sekundy obrócił się w jej kierunku i rzucił jej ukradkowe, prowokujące spojrzenie.
-Kicia, wszystko okey? - spytał zatroskany Nataniel znów wcielając się w role Przemka Noka - idealnego męża.
Emilii nagle przestała się podobać ta gra. Nie wiedziała kim był tajemniczy człowiek, ale musiała się tego dowiedzieć. Nie miała najmniejszej ochoty bawić się teraz w przebieranki.
-Chyba muszę odpocząć - szepnęła i oparła się na ramieniu Nata, który pogłaskał ją po głowie.
-Czternaście godzin autem, rozumie pan - chłopak znów mrugnął do portiera, który pokiwał głową.
-Tak, oczywiście... Więc zaprowadzę państwa do pokoju - powiedział łamiącym się głosem. Gdyby Emilia była sobą napewno rozczuliłby ją wrażliwy staruszek, ale teraz jej umysł wypełniała substancja podobna do waty cukrowej, którą tak uwielbiała. Prawie nie czuła jak jej przyjaciel prowadzi ją pod rękę schodami na pierwsze piętro. Nie czuła jak delikatnie wprowadza ją do ich pokoju i sadza na łóżku jak szmacianą lalkę. Zamienia kilka słów z właścicielem hotelu i wychodzi z nim na zewnątrz.
-Idę po bagaże - mruknął, ale ona ledwo to usłyszała.
Wrócił po kilku minutach i niemal niedbale rzucił ich torby na łóżko obok niej. Podskoczyła, gdy materac niebezpiecznie wygiął się pod ich ciężarem.
- Co to miało być? - szepnął siadając na składanym krzesełku stojącym dokładnie na przeciwko niej. - Znasz tego kolesia.
Pokręciła głową. Właściwie czym się tak przejmowała? Dopiero teraz dotarła do niej własna głupota. Mogła ich zdemaskować! Ona! Ugięła się pod byle jakim mężczyzną, który się na nią spojrzał. W duchu przeklinała swoją nieudolność i obiecywała sobie, że nigdy, ale już przenigdy nie zrobi czegoś podobnego.
- Zakręciło mi się w głowie - powiedziała zduszonym głosem. Nie chciała okazywać słabości przed Natanielem, który w najleprzym wypadku by ją wyśmiał.
- Nigdy więcej takich wygłupów, tak? - skarcił ją wzrokiem, któego tak nie znosiła.
-Jasne - powiedziała uśmiechając się słabo. Wiedziała, że jej nie uwierzył, ale nie miała siły ani ochoty się teraz sprzeczać.
- No więc ten mężczyzna, który tak cię przeraził - odwrócił się do niej plecami patrząc się w duże okno. Rzeczywiście widać było stąd Bałtyk. - Widziałaś w co był ubrany?
Dziewczyna przełknęła ślinę.
-Nie zwróciałm uwagi - powiedziała.
-Buty i zegarek Michael'a Kors'a, garnitur Armani. Niezła szycha - zamyślił się.
-Czyli mamy szczęście, tak? - spytała z lekkim uśmiechem.
Ukląkł przy niej i zamknął jej dłonie w swoich.
-Tak - odpowiedział patrząc jej w oczy. - Widać mamy nasze El Dorado. Tego gościa można nieźle skosić - pocałował ja w czoło.
Nie uszło uwadze Emilii, że tak idealnemu aktorowi, jak Natanielowi nie udało się wypracować spojrzenia jakie posiadał tamten mężczyzna.