Rozdział 15
- Dragan.....czy ty...czy ty to zrobiłeś?
Cisza.
- Zabiłeś go?
- Będą cię podejrzewać. Musisz zabrać Dominika i uciec z kraju. Pomogę ci.
- Gdzie mam się schować?
- Mam kilku dobrych przyjaciół, którzy dadzą ci azyl. Mam kontakty w mediach i w policji, sprawa szybko przycichnie, postaram się o to. Będziecie bezpieczni, obiecuję.
- Dziękuję ci, a czy...czy ty dołączysz do nas?
Cisza. Kilka głębokich wdechów.
- Nie mogę, Elizo.
- To przez tę dziewczynę prawda?
- To...to trudne. Jesteś żoną mojego....brata..Nie mogę.
- Dominik bardzo chce się z tobą spotkać.
- Jak on to znosi? Czy zna prawdę?
- Jak zawsze, wie wszystko. Dobrze wiesz, że on i Branko w ogóle się nie widywali. Byli sobie niemal obcy.
Krótki, urywany śmiech.
- Jesteś mu jak ojciec.
- Nie mogę do was dołączyć.
- Już mnie nie kochasz, prawda? Ta dziewczyna...Teraz jesteś z nią, tak?
- To wszystko jest bardzo skąplikowane....
- Kochasz mnie jeszcze?
- Kochałem....kochałem nad życie, ale teraz...teraz istnieją rzeczy ważniejsze niż miłość.
- Mam nadzieję, że wy....będziecie szczęśliwi.
- Moja nadzieja już się ulotniła.
- Gdzie się teraz udasz? Co zrobisz?
- Pojadę do ojca i Branki, zabiorę Emi ze sobą. Muszę najpierw wyzdrowieć, przemyśleć to wszystko.
- A co z chłopakiem, którym Branko przed tobą ukrywał?
- Nie ma go w szpitalu, zapewne Gnot, go przeniósł. Staruszek widać staje po drugiej stronie barykady.
- Dominik chciałby jechać z tobą.
- Nie może, niech zostanie z tobą. Przy matce będzie pewniejszy, ma się tobą opiekować w moim imieniu.
- Mówi, że chciałby zobaczyć swoją siostrę. Dawno się nie widzieli.
- Powiedz mu, że to jest niemożliwe. To wszystko i tak poszło za daleko. Branka miała być bezpieczna u ojca, zdala od wszystkiego.
- Muszę ci przypomnieć, że to także moje dziecko. Tęsknię za nią, Dragan.
- Ja też.
Cisza.
- Co z psem?
- Jakim psem?
- Branko przywlókł ze sobą jakiegoś psa, był w domu podczas wybuchu. Powiedział, że nie mógł go zostawić na śmierć.
- Loki....Możesz zabrać go ze sobą?
- Mogę powiedzieć, że to prezent od ciebie dla Dominika. Ucieszy się.
- Taak....to dobry pomysł.
- Więc....powodzenia.
- Tak, wzajemnie.
- Kochamy cię, oboje.
- Ja...ja też was kocham...
***
- Gdzie jedziemy? - spytała Emi po raz setny.
- Nie możesz znać położenia następnej kryjówki, na wypadek gdybyś kiedyś postanowiła stanąć po drugiej stronie barykady - wytłumaczył spokojnie Artur siedzący naprzeciwko niej.
Od kilku godzin jechali pociągiem, a krajobraz za oknem wciąż się zmieniał. Emi nie została wtajemniczona w szczegóły przeprowadzki, nie spakowała nawet swoich rzeczy. Art zarezerwował cały przedział, dzięki temu mogli rozmawiać w miarę swobodnie. Emi nienawidziła tak nagłych zmian w planie, zwłaszcza, że chodzenie do szkoły zaczęła tolerować, polubiła też Dominika i chciała utrzymać z nim jakikolwiek kontakt.
- To chyba niemożliwe... - popatrzała się na niego spod uniesionych brwi, a on parsknął śmiechem. Emi od razu zauważyła, że od chwili wyjazdu jest nieswój. Zdecydowanie za mało się uśmiechał i mówił. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie interesował go świat zewnętrzny.
- Musiz wiedzieć - przemówił do szyby w oknie, głośno przełykając ślinę. - Cokolwiek zobaczysz albo usłyszysz tam dokąd jedziemy, nie myśl o mnie źle.
- Więc gdzie jedziemy? - spytała z lekka przestraszona dziewczyna.
- W bezpieczne miejsce - mężczyzna syknął cicho i złapał się za ramię. Prawa strona jego torsu była wyraźnie pogrubiona przez bandaże. Emi nie wiedziała co musi być, aż tak ważne, że Artur nie może zostać w szpitalu, który na pewno niebezpieczny nie był.
- Kto właściwie w tedy strzelał? - spytała, a głos jej lekko zadrżał na wspomnienie zamachu. Wzdrygnęła się przypominając sobie o sile postrzału i roztrzaskanym barku Arta. Zauważyła, że od tamtego czasu, mężczyzna widocznie unika używanie prawej ręki, nie wiedziała jednak czy to z powodu bólu, czy też uszkodzenia nerwów.
- Mój wróg...demon przeszłości.
Emi spoważniała przypominając sobie, że takiego samego określenia użył dyrektor szkoły. Demony przeszłości. Czy powinna powiedzieć Arturowi o tamtej rozmowie?
- Ante - wyszeptała i momentalnie pochwyciła jego groźny, pełen nieokiełznanej furii wzrok. Przestraszyła się, ale potem oczy Arta stały się zimne i nieobecne.
- Tak - wyszeptał wpatrując się w nią martwymi oczami. - To przed nim cię chronię. Mój brat ci powiedział, prawda?
Pokiwała głową, niepewna jego reakcji. Uśmiechnął się krzywo.
- Zawsze chciał mieć wszystko pod kontrolą - powiedział to nieprzyjemnie ostrym i zjadliwym tonem, który bardzo nie podobał się Emi. Obiecała sobie, że więcej nie wróci do tego tematu.
***
Jeśli Emi pierwszy dom, w którym była z Arturem nazywała willą, to ten był pałacem. Dosłownie. Kilkupiętrowy, rozbudowany budynek był ogromny. Eleganckie wieżyczki i ogromny plac z fontanną w reprezantacyjnej części budynku były imponujące. Idealnie przystrzyżony trawnik i krzewy były zasługą pracy naprawdę dobrego ogrodnika. W środku wszystkie pokoje były luksusowe. Wszystkie meble zabytkowe, a detale wykonane ze złota, srebra lub marmuru. Był idealny.
- Gdzie...gdzie my jesteśmy? - spytala oszołomiona, gdy wchodzili po schodach do frontowych drzwi.
- W domu - drżenie jego głosu zdradziło falę wzruszenia, która nim wstrząsneła. Bez słowa weszła za nim i otworzyli duże hotelowe drzwi.
- Jestem! - krzyknął od progu Artur, a echo jego głosu poniosło się po holu.
Najpierw nic się nie działo. Potem Emi usłyszała skrzypnięcie drzwiami i malutka jasna główka wychyliła się zza gzymsu. Artur widząc to dziwne zjawisko uklęknął i rozłożył szeroko ręce. I oto stało się coś, co Emi zmroziło krew w żyłach.
- Tata! - wykrzyknęła mała dziwczynka i podbiegła co sił w malutkich nóżkach do Artura. Dopadnąwszy jego szyję, zawiesiła się na niej z radosnym dziecięcym okrzykiem. Mężczyzna zaś wstał i przytulając ją mocno zaczął wirować po wypastowanej podłodze.
- Wróciłeś! - wykrzyknęła jeszcze raz dziewczynka i zaczęła całować każdy skrawek twarzy Artura.
Wmurowana w podłogę Emi nie wypowiedziała żadnego słowa. Z jej ust wydobył się cichy świst, kiedy powietrze wyleciało jej z płuc. Zwyczajne nie wiedziała co powiedzieć, właśnie działo się coś, czego absolutnie się nie spodziewała.
Art postawił małą dziewczynkę na ziemi i trzymając ją za rączkę poprowadził w kierunku Emi. Uklęknął obok niej i spojrzał z dołu na wstrząśniętą dziewczynę.
- Emilio, chciałbym ci przedstawić Brankę - moją córkę.
Dziecko onieśmieliło się i przycisnęło mocniej do ojcowskiej ręki.
- Masz...córkę... - wykrztusiła Emi.
- Obiecałaś, że nie będziesz o mnie myśleć źle.
- Jaa... - Emi westchnęła patrząc w oczy dziecka, identyczny szmaragd jak u Artura. Nagle poczuła się upokorzona i oszukana. Poczuła jak jej twarz i dekolt oblewa szkarłatny rumieniec. Nagle myśl zatrważająca przyszła do jej głowy.
- Ile ty właściwie masz lat? - spytała patrząc na niego podjerzliwie.
- Dwadzieścia pięć - przyznał bez cienia skruchy.
- Dwadzieścia pięć - powtórzyła szeptem i ręce jej opadły. Chwyciła się za głowę i mocno nią potrząsnęła.
- Masz rodzinę? Gdzie matka dziewczynki?
- Nigdy nie byłem żonaty, jeśli o to ci chodzi. Błagam nie rozmawiajmy o tym, przy małej... - powiedział przyciszonym głosem.
- No proszę! - odezwał się pełen barytonu ryk za nimi. - Syn marnotrawny powraca!
U szczytu schodów stał wysoki, czarnowłosy mężcyzna. Kolejny klon Dragana i Branka.
- Witaj...tato...- powiedział Artur.
- Dragan...wreszcie odważyłeś się odwiedzić starego ojczulka! Niańczę ci dziecko, a ty nie pojawiłeś się tutaj już od kilku miesięcy.
- Przepraszam, tato - Artur wyszczerzył zęby.
- O Boże! Tato?! To twój ojciec?! - wykrzyknęła Emi.
- A to zapewne Emilia, tak? - spytał wesoły starszy pan schodząc na dół. Podszedł do dziewczyny i energicznie potrząsnął jej dłonią.
- Tato...musimy porozmawiać...- szepnął Artur.
- Nie teraz synu, nie teraz. Interesy potem, teraz muszę zachować się jak dobry gospodarz i choć przez chwilę jak dobry ojciec! Na pewno jesteście głodni, Draganie, Emilio?
- Dlaczego on mówi do ciebie Dragan? - spytała Emi.
- Ponieważ - wycedził niedoszły Artur. - Tak mam na imię. Pochodzę z Bośni i Hercegowiny. Mam córkę, która mieszka z moim ojcem w pałacu. Jestem dwudziestoletnim milionerem, a mój brat jest dyrektorem szkoły.
W tym momencie opadła maska, którą Dragan nosił przez prawie całe swoje życie.