wtorek, 23 czerwca 2015


Rozdział 14

   - Będzie dobrze - powiedział doktor Gnot wychodząc z sali operacyjnej jego prywatnego Warszawskiego szpitala. To tutaj właśnie został przetransportowany Artur samochodem lekarza, do którego dzwoniła Emi. Potok wydarzeń mnknął zdecydowanie za szybko jak dla piętnastoletniej dziewczyny. Jeszcze niedawno próbowała, za radą doktora podtrzymać z mdlejącym Arturem rozmowę na tylnym siedzeniu auta. Potem czekała, niewiadomo ile czasu, aż skończy się operacja zmasakrowanego przez pocisk ramienia. Do wstrząśniętej Emilii dołączył zaalarmowany przez nią Branko i razem czekali, aż dostaną jakiekolwiek wieści. Wreszcie się doczekali.
- Stracił dużo krwi, ale przetoczyliśmy ją i na razie jest stabilny.
- Wszystko się udało? - spytał brat poszkodowanego raz po raz zaciskając pięści.
- Cóż...- lekarz zamyślił się. - Usunęliśmy pocisk, ale narobił naprawdę ogromne spustoszenie. Staw był całkowicie roztrzaskany, ręka wisiała praktycznie tylko na skórzei kilku ścięgnach. Nie wiemy, czy odzyska jakąkolwiek sprawność, choć zespoiliśmy nerwy. Rehabilitacja oczywiście zwiększy szansę na wyzdrowienie, ale na tę chwilę nie jestem w stanie powiedzieć niczego więcej. Jednak jego życiu nic nie zagraża.
- O Boże...- westchnęła Emi i opadła na plastikowe krzesło. Dłonie potwornie jej się trzęsły, ze zdenerwowania ledwo oddychała. 
- Idź do łazienki i lepiej się umyj, nie wyglądasz najlepiej - stwierdził Gnot krzywiąc się na widok poplamionych krwią i wymiocinami ubrań dziewczyny. - Zechcesz podpisać wszystkie dokumenty? - zwrócił się do Branka. - Mam rozumieć, że to ty bierzez odpowiedzialność, za nieprzytomnego brata, tak?
   Mężczyzna pokiwał głową i udał się z nim do gabinetu lekarskiego, a Emi na chwiejnych nogach do łazienki.

***

 Gnot pchnął drzwi gabinetu, a Branko wślizgnął się za nim. Mężczyzna był widocznie zdenerwowany, oparł się o blat biurka zaściełanego papierami i popatrzał z szaleństwem w oczach na brata jego pacjenta.
- Cholera, Branko chciałeś zabić własnego brata? - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Bracia byli mu bliscy sercu, gdyż czuł się za nich odpowiedzialny. Przez pewien czas zastępował im ojca, którego był serdecznym przyjacielem i zawsze służył mu lekarską wiedzą. Widok kłócących się braci przyprawiał go o ogromny smutek i rozczarowanie. Nigdy jednak nie przypuszczał, że mogą się nawzajem pozabijać.
   Kilka dni temu Branko zgłosił się do niego i powiedział, że niedługo Dragan będzie potrzebował jego pomocy. Polecił staremu lekarzowi, żeby nie ruszał się z miasta, bo może być w każdej chwili potrzebny swojemu podopiecznemu. Staruszek nie przespał kilku nicy z rzędu martwiąc się o Dragana. Teraz wszystko układało się w logiczną całość, ale mężczyzna nie pojmował dlaczego Branko zlecił zamach na własnego brata lub, jeśli o nim wiedział, czemu nie zareagował odpowiednio, by go przed nim uchronić. Obie te opcje czyniły go tak samo winnym.
- Nie chciałem, przestań mówić tak, jakby już nie żył. 
- Kilka centymetrów i byłby kaleką do końca życia - lekarz zmarszczył brwi przyglądając się z nadzieją mężczyźnie, tak jakby zaraz miał powiedzieć coś, co rozwiałoby wszelkie podejrzenia co do niego. 
- Nie było takiej możliwości, strzał był doskonały.
- Wiem..- Gnot zamyślił się. - Dlatego podjerzewam że mogli to zrobić ludzie na polecenie tylko jednego człowieka. 
- Nie wiem o czym mówisz...
- Przestań pieprzyć, Branko! - wykrzyknął lekarz. - Jeśli człowiek Ante pomyliłby się albo nagle zachciałoby mu się kogoś zabić, to Drag już by nie żył i dobrze o tym wiesz! Jak mogłeś zrobić coś takiego?!
- Jestem przyparty do muru - stwierdził zrozpaczony Branko. - Nie mam wyjścia. Dragan znów wplątał się w tę całą grę i nie mogę pozwolić, żeby nasza rodzina znów stoczyła się na dno. Żebym musiał martwić się o Dominika i zastanawiać się każdego dnia czy widzę go ostatni raz!
- Poświęcasz brata dla syna? To jest twoje wyjście? 
- Drag musi się usunąć, żebym mógł odkręcić to, w co wszystkich nas wpakował. Musi wyjechać do ojca, inaczej nie mogłem go zmusić!
  Lekarz westchnął. 
- Obyś tylko sam, nie wplątał się w coś gorszego - powiedział i skierował swoje kroki do drzwi, po drodze poklepując Branko po ramieniu. - Jeśli Dragan dowie się, że stanąłeś przeciwko niemu nie odpuści.
   Gnot zbyt długo znał całą ich rodzinę, by nie umieć przewidzieć reakcji któregoś z jej członków. Chociaż dla większości ludzi jego drodzy przyjaciele byli skryci, fałszywi i nieprzewidywalni, dla niego byli jak otwarte księgi. Dziwił się, że mimo swojej wiedzy jeszcze żyje, wiedział bowiem dobrze, że bezwzględność dla osób, które mogły w jakikolwiek sposób zagrażać rodzinie była piorunująco przerażająca, a ludzie ci zwykle ginęli śmiercią tragiczną. Wysuwał się pewien nikły wniosek, że ci zimni i obojętni na świat ludzie lubią go lub być może szanują. Cieszył się z ich przychylności i pomagał im tak często jak tylko mógł.
- Branko, on cię uwielbia. Stawał za tobą murem zawsze i wszędzie. Kocha cię. Nie krzywdź go, proszę - w głosie staruszka drgnęła nuta wzruszającej błagalności, która ścisnęła Bośniaka za serce.
- Dobrze - odpowiedział łamiącym się głosem.
   Lekarz uśmiechnął się krzywo.
- Chodź, ta dziewczyna cię potrzebuje - wyszli razem na korytarz.

***

  Krople deszczu bębniły o szkolne okna. Głowa Emi powoli opadała, aż śpiąca dziewczyna huknęła nią o oparcie krzesła. Podskoczyła w miejscu czując promieniujący ból w potylicy. Sięgnęła ręką do miejsca, w którym się uderzyła i opuszkami palców wyczuła rosnący siniak. Westchnęła i oparła głowę o blat ławki. Nienawidziła tej szkoły, gdyby tylko mogła wyszła by stąd i ani wredni uczniowie, ani napuszeni nauczyciele nigdy by jej więcej nie widzieli. Dyrektor jednak uparł się, by mimo wszystko uczęszczała do szkoły w miarę normalnie, a Dragan przez ten czas dochodził do siebie w prywatnym szpitalu dr. Gnota i już od kilku dni Emi nie miała z nim kontaktu. Kilka uciążliwie samotnych dni.
   Westchnęła ponownie i spojrzała na nauczyciela historii, który chyba nudził się na lekcji bardziej niż młodzież. Emilia podjerzewała, że jedyna historia jaką zna to jego przeglądarki, ponieważ jego lekcje zwykle polegały na zwyczajnej samowolce wśród uczniów. On w tym czasie wolał bawić się telefonem, albo patrzeć w okno, a wszyscy byli pewni, że jego myśli nie krążą wokół szkoły. Emi zastanawiała się jaki diabeł pchnął go na pedagogikę. Nikomu jednak obecna sytuacja nie przeszkadzała. Zewsząd dało się słyszeć głośno rozmowy i śmiechy, niektórzy odważniejsi puścili nawet muzykę z telefonów.
  Spojrzała na siedzącego obok Dominika, który zawzięcie czytał książkę, nie reagując na otaczającego go hałasy. Emi podniosła okładkę, by zobaczyć tytuł ,,Tunele''. 
- Fajne to? - spytała.
- Nie wiem dopiero zaczynam, ale jest okey - mruknął ze złością patrząc na rozchichotaną grupę dziewczyn siedzącą w ostatniej ławce. - Są strasznie wkurzające, prawda?
- Bardzo - przyznała Emi. - Podobno się wokół ciebie kręciły.
- Skąd takie przypuszczenia? 
- Em...- dziewczyna przez chwilę nie umiała przypomnieć sobie imienia. - Jakaś Aga zaczepiła mnie niedawno i zaczęła nawijać o tobie i dziewczynach. Twierdziła, że ze sobą chodzimy.
- Tak, już wiem o kogo chodzi - rzucił nie podnosząc wzroku znad książki. - Jedyne o czym potrafi mówić, to plotki, ale dzięki niej można się wiele dowiedzieć. 
- Wierzysz w te głupoty?
- Nie wierzę, ale staram się zawsze mieć nad wszystkim kontrolę. Jeśli poszerzę swoją wiedzę na temat jakiegoś człowieka, łatwiej mi będzie zdobyć jego względy lub na odwrót - zrazić go do siebie.
  Emi zamyśliła się. Wcześniej nie przypusczała, że Dominik, aż tak może przypominać Artura. Zmarszczyła brwi znów przywołując do siebie złe wspomnienia.
- Jaka jest relacja między wami? - spytała.
- Między kim? - spytał zdziwiony. Emi dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie wymieniła imienia postrzelonego mężczyzny.
- No..między tobą i Arturem...Jak to wygląda? Wiecie, że jest...
- Oszustem? Tak. Wiesz..cała nasza rodzina siedzi w tym po uszy.
- A ty? I twój ojciec? 
- Tata próbuje się od tego odciąć, ale no cóż... Złodziejstwo mamy w genach.
- A ty co o tym sądzisz?
- O czym? 
- No... o kradzieżach i innych..
- Wiem, że ty też masz swoje za uszami. 
  Zaczerwieniła się, choć wiedziała, że Dominik miał rację była na niego zła. 
- Ty pewnie też, krętaczu...
- Nie przeczę - stwierdził dobitnie, a jego głos brzmiał niesamowicie stanowczo.
   Jego wyznanie ją zaskoczyło. 
 - Wciąż jednak nie odpowiedziałeś jakie są relacje między wami? Jak to wygląda...no wiesz w normalnej rodzinie?
- Normalnością tego chyba nie nazwiesz....
- Więc?
- Jest... - głos mu się załamał. - Dobrze jest. Zawsze.
   Dzwonek zabrział na korytarzu i Dominik zerwał się z miejsca i oddalił szybkim krokiem. Oboje byli świadomi, że chłopak powiedział o kilka słów za dużo. 

***

- Więc wszystko u niej dobrze? - spytał Nataniel słabym głosem. Ostatnie dni nie były dla niego łaskawe, jego stan odrobinkę się pogorszył. Częściej miewał gorączkę i trochę więcej spał.
- Tak - odpowiedział Branko. - Chodzi do szkoły. Nic jej nie grozi. 
- Nie mogę uwiezić, że jest w łapach tego... tego....uh...- opadł na poduszki wyzuty z sił.
- Nie denerwuj się. Niedługo będziesz miał okazję, by jej pomóc, ale musisz nabrać trochę więcej sił i ciała, zgoda?
- Jasne... - mruknął Nat. W tej samej chwili Branko poczuł, że telefon wibruje mu w kieszeni marynarki. Wyciągnął go, a na widok, kto do niego dzwoni krew odpłynęła mu z twarzy. 
  Dragan.
  Zaczął więc myśleć gorączkowo, skąd jego brat wziął telefon? Wciąż przebywał w klinice i kurował się po postrzale. Jak więc możliwe, że do niego dzwoni?
- Muszę wyjść - szepnął i zdając sobie sprawę, że jego głos nie zabrzmiał naturalnie powtórzył:
- Wychodzę, odwiedzę cię jeszcze.
  Ale Nat zapadł właśnie na właściwą dla swojego stanu drzemkę. Branko wyszedł więc pośpiesznie zamykając za sobą drzwi szpitalnej sali. Odetchnął głęboko i odebrał telefon.
- Słucham? - rzucił w słuchawkę swobodnym tonem.
- Co u ciebie braciszku? - usłyszał drżący głos Dragana, który jeszcze bardziej go zdenerwował. Coś musiało się stać.
- Powinieneś leżeć w łóżku i odpoczywać - skarcił go Branko.
- Wiem, co powinienem - warknął Drag.
- Jak masz tak na mnie fukać to...
- Gdzie jesteś? - przerwał mu głos ze słuchawki.
- W gabinecie. U mnie w domu - odparł Branko mając nadzieję, ze jego głos nie zdradził kłamstwa.
- Nie sądzę - mężczyźnie na chwilę zatrzymało się serce. - Gdyby tak było, braciszku to rozmawialibyśmy twarzą w twarz.
  Oddech Branka ustał, przez te kilka sekund wydawał się być trupem z pustką w głowie i ogniem w sercu.
- Jesteś u mnie? - spytał.
- Wiesz co... uściskaj Nataniela ode mnie i życz mu szybkiego powrotu do zdrowia - a potem się rozłączył. 
   Branko ze ściśniętym ze strachu sercem wybiegł z ośrodka po drodze wybierając numer Gnota.
- Dragan do mnie dzwonił. Uciekł wam i jest u mnie w domu - wykrzyczał do słuchawki wsiadając do swojego Mercedesa. 
- To niemożliwe.... - Gnot zamilkł na chwilę, w słuchawce słychać było jedynie jego nierówne sapanie. Zapewne biegł teraz do sali Dragana. - Nie ma go...
- Wiem! - krzyknął Branko. - Jak to się stało?
- Nie mam pojęcia! Jedziesz do niego? 
- Muszę. W moim gabinecie są wszystkie papiery Nataniela z twojej kliniki i wszystkie dowody na moją współpracę z Ante. Cholera, jak on je znajdzie...to po mnie.
- Znając Dragana - powiedział spokojnie staruszek. - To już je ma. 
- Kazał mi pozdrowić chłopaka. To koniec.
- Uważaj na siebie, proszę.
- Muszę kończyć, dojeżdżam - i rzucił telefon na siedzenie kierowcy wybiegając z auta.
- Uważaj na sie...- głos lekarza umilkł, gdy Branko zatrzasnął drzwi samochodu. Wbiegł po schodach i pchnął otwarte drzwi.
- Dragan? - rzucił od progu słabym głosem.
   Cisza.
- Dragan! - powtórzył mocniej i swoje kroki skierował do gabinetu. Delikatnie otworzył drzwi i zobaczył siedzącego w fotelu przy oknie brata, który odwrócił się w jego kierunku. - Co ty wyprawiasz?!
   Mężczyzna spojrzał się na stojącego w progu przybysza z dzikim błyskiem w oku, ledwo powstrzymał się od zaciśnięcia dłoni w pięści. Wskazał podbródkiem na stos papierów leżących w nieładzie na biurku.
- Co to jest? - spytał beznamiętnym głosem. 
   Jego brat westchnął i oparł się o futrynę. Nie miał już nic do stracenia.
- Zrozrum Drag, że musiałem to zrobić. Zaczynasz szaleć, znowu zadzierasz z Ante. Mam czekać w spokoju, aż porwie Dominika dla okupu, tak jak nas kiedyś? Chcę by moja rodzina była bezpieczna...
- Ja jestem twoją rodziną - szepnął Dragan.
- Wiem! Wiem! - krzyknął Branko. - Ale ta dziewczyna ściągnie na nas kłopoty! Zemsta nie zwróci życia naszej siostrze! Pogódź się z tym! 
  Błysk w oku Dragana zniknął zastąpiony przez pustkę, w której ginęły wszystkie emocje.
- Jak możesz tak mówić, skoro widziałeś jak ją zabijali... To nasz obowiązek poświęcić wszystko, by ją pomścić...
- Nie! Naszym obowiązkiem jest wybaczyć im i żyć teraźniejszością, rozumiesz? 
  Dragan odwrócił wzrok, potem bardzo powoli wstał i jego brat mógł go podziwiać w pełnej okazałości. Jego rękę i tors pokrywały grube bandaże, a cała sylwetka była zniekształocona.
- Przepraszam...- szepnął wzruszony Branko. 
- Wybaczam ci....Kocham cię bracie - mężcyzna podszedł do niego i objął go serdecznie. Łkający Branko wtulił się w ciało brata i razem trwali w takiej pozie przez kilka minut.
- Kocham cię - szepnął Branko ściskając swojego brata. Czuł, że teraz wszystko się uda i wszystko się naprawi, że jego rodzina znów będzie szczęśliwa.
- Za miłość bracie - szepnął mu wprost do ucha Dragan i przyłożył kryjący w spodniach pistolet do brzucha brata. Lufa zagłębiła się w jego ciele, a mężczyzna nacisnął spust. Huk wystrzału wypełnił mu uszy, a w nozdrzach poczuł znajomy zapach prochu. Ściana za Brankiem pokryła się czerwienią, również Dragan poczuł jak jakaś lepka maż wnika w jego ubranie. Mężczyzna ze zdzwieniem w oczach przyglądał się bratu powoli opadając na ziemię, z jego ust wydobył się cichy chrobot, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć. Drag objął mocniej swojego brata i zakołysał nim lekko. Poczuł na szyi jego nierówny, płytki oddech, który nagle ustał a całe ciało zesztywniało. Dragan położył go na ziemi, kałuża krwi na podłodze powiększała się stopniowo. Mężczyzna odgarnął bratu włosy ze spoconego czoła i przyglądał mu się. 
- Przepraszam braciszku, ale ja nie mogę zapomnieć. Opiekuj się naszą siostrzyczką.
    Po domu poniósł się rozpaczliwy płacz szaleńca.

 

2 komentarze:

  1. Hej hej, wiem długo nie komentowałam, ale zwyczajnie nie miałam czasu na czytanie czegokolwiek. Widzę, że sporo się działo biedna Emilii, teraz jeszcze to morderstwo na koniec rozdziału.Świetny rozdział, czekam na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie jesteś! :D :P Niech się Pani lepiej bierze do pracy, bo muszę wiedzieć jak się skończy ,,zamach'' na Amy <3 <3

      Usuń