piątek, 5 czerwca 2015


Rozdział 6

   Najpierw poczuła własne ciepło. Delikatny prąd, który przebiegł po ciele uświadomił jej, że nie umarła, choć tak jej się zdawało. Później powrócił dotyk. Nerwy w jej skórze przeniosły wiadmość do mózgu, który z ociąganiem stwierdził, że Emi czuje pod sobą niezwykle delikatną tkaninę. Zmęczone mięśnie zareagowały na jej polecenie i dziewczyna z trudem otworzyła oczy.
  Na początku myślała, że to sen. Złudna iluzja, która za chwilę rozpłynie się w szarej rzeczywistości. Mimo uporczywych mrugnięć nic się nie zmieniło. Sen stał się jej rzeczywisością. 
  Zobaczyła biały balddachim. Zwiewny materiał falował poruszany ciepłymi podmuchami wiatru wydobywającymi się z szeroko otwartych, dużych okien zajmującyh całą ścianę. 
  Zaczęła wpatrywać się jak zahipnotyzowana w ten ruch, jakby tylko on trzymał ją przy świadomości. W jej głowie pojawiła się dziwna pustka, którą gorączkowo próbowała wypełnić. Wiedziała, że stało się coś bardzo ważnego, coś co musiała pamiętać. Zamknęła piekące oczy i próbowała się skupić, zaciskając pięści na materiale, który wcześnej poczuła. Zorientowała się, że leży w dużym łóżku, w zupełnie innym ubraniu. Miała na sobie krótką nocną koszulę koloru nieba. Przypomniała sobie, była z Natanielem nad morzem. Potem w czyimś mieszkaniu i ona, Emi, straciła przytomność. Nat chyba też, nie była pewna. Ale włąściwie co tam robili? 
  Wciągnęła ze świstem powietrze, gdy przypomniała sobie o Arturze. To jego mieli okraść, ale coś się stało. Nie udało im się. Czyżby on w cale nie wyjechał? Czy to on ich ogłuszył? I napis na kartce. ON wie, że skłamałaś. On, czyli Nataniel, tak myślała. Ale to wszystko nadal nie trzymało się kupy. Kim był tajemniczy mężczyzna, który tak ich nabrał? Emi zrozumiała paradoks tej sytuacji. Ktoś oczukał oszustów. 
   Zmusiła sflaczałe mięśnie, żeby się jej podporządkowały i podniosła się pozycji wpółsiedzącej. Omiotła pokój wzrokiem, z każdą sekundą coraz mniej wierząc w to co widzi. Znajdowala się w luksusowym apartamencie. Na przeciwko łóżka zobaczyła drzwi, zapewne od garderoby. W pokoju było jeszcze jedno wejście. Jeszcze dziwniejsze było to, że niedaleko nich stała kobieta, która właśnie chowała komórkę, którą pewnie jeszcze przed chwilą używała, do przedniej kieszeni jej fartuszka pokojówki. Spojrzała czarnymi jak węgiel oczami na dziewczynę i uśmiechnęła się ciepło. 
-Gdzie jestem? - Emilia usłyszała własny glos, nie zdając sobie sprawy, że wypowiada te słowa.
-Pan Artur niedługo wróci i wszystko ci wyjaśni - jej miękki i rozczulający głos podzałał jak balsam na skołatane serce Emi.
-Gdzie Nataniel? - nagle przypomniała sobie o swoim towarzyszu.
-Twój znajomy jest w drugim pokoju. Jeśli chcesz zaprowadze cię do niego.
-Niech on przyjdzie tutaj - powiedziała stanowczo, nie czuła się na siłach, żeby wstać z łóżka, a pozatym, choć kobieta wydawała się miła, nie zamierzała jej zaufać. 
-Oczywiście Emilio - kobieta odwróciła się, ale dzeiwczyna krzyknęła do niej:
-Skąd znasz moje imię?!
-Tutaj wszyscy je znamy. Jesteś w domu - wytłumaczyła cierpliwie kobieta i wyszła z pokoju zostawiając coraz bardziej zdezorientowaną Emili.
   Skuliła się, podciągając kolana pod brodę, myślała gorączkowo nad słowami pokojówki. To przecież niemożliwe. Mocniejszy podmuch wiatru potargał jej rozpuszczone włosy. Wstała z łóżka, a jej głowę przeszyła ogromna fala bólu. Na chwiejnych nogach, przytrzymując się ściany, krok za krokiem dotarła do okna. Zobaczyła krajobraz, który zaparł jej dech w piersi. Przed nią rozciągały się g ó r y. Nie umiała ocenić, czy nadal znajdują się w kraju, czy też nie. Z ciężkim natłokiem myśli usiadła na podłodze. Odetchnęła kilka razy, żeby się uspokoić, ale to nie pomagało. Łzy po prostu cisnęły się jej do oczu. Roztrzęsiona tysiącami emocji, sama nie wiedząc kiedy, zasnęła. 
   Obudził ją dźwięk otwieranych drzwi. Zerwała się na nogi, zawroty głowy powtórzyły się i przez chwilę widziała tylko rozmazane plamy wirującego pokoju. Gdy karuzela w końcu się zatrzymała, nie zobaczyła tego, któego się spodziewała.
   W otwartych drzwiach stał Artur, trzymający w jednej ręce płaszcz uśmiechnąjąc się kpiąco.
-Podoba mi się twoja nowa stylizacja - przemówił zjadliwym głosem.
  Emi wystarczyło jedno spojrzenie na swój strój, by wiedzieć o co mu chodzi. Jej koszula nocna, była prawie przeźroczysta, a na długość daleko jej było do kolan. Poczuła niesamowitą wściekłość, adrenalina krążąca w żyłach dodała jej odwagi. Emi podbiegła do Artura, wzięła duży zamach i otwartą prawą dłonią uderzyła go prosto w jego roześmianą mordę. Jego głowa odskoczyła do tyłu jak na sprężynie, pół ciała wygięło się w dziwny kąt. Emilia nie poczuła nawet wyrzutów sumienia, gdy mężczyzna potarł lewą dłonią usta i zobaczył tam krew. Zapewne przypadkowo przygryzł sobie wargi. Powoli podniósł się, a jego twarz nie wyrażała niczego. Nie było na niej złości, pogardy ani nawet zawiści. Śmiertelnie obojętny jeszcze bardziej przestraszył Emi. Wolałaby, gdyby krzyczał, a nie w absolutnej ciszy przyglądał się jej niewidzącym wzrokiem.
-Jeśli chcesz się dowiedzieć dlaczego tu jesteś, zapraszam na dół. Przebierz się i zejdź do nas - dziewczyna widziała jego zaczerwieniony policzek i krwawiącą wargę. Odwrócił się na pięcie zaciskając raz po raz pięści i zatrzaskując jej drzwi przed nosem.
   Zastanawiała się, czy jego propozycja nie jest kolejną pułapką. W końcu doszła do wniosku, że i tak jest w jego łasce. Ma nad nią przewagę i to nie małą, to on rozdaje karty, a żeby go pokonać, Emi musi znaleźć swoje asy, które, zapewne podczas snu, wypadły jej z rękawa. Z wahaniem podeszła do drugich drzwi i zobaczyła mały pokoik wypełniony wiszącymi na wieszakach, wyprasowanymi i pachnącymi ubraniami. Jej kobiecy pierwiastek oszalał widząc tyle rzeczy w jednym miejscu i tylko dla niej. Powstrzymując się, żeby nie zacząć przymierzać wszystkiego po kolei, wybrała pierwsze z brzegu spodnie i krótki T-shirt. Założyła tenisówki i związała włosy. Zaskakujące i przerażające było to, że wszystkie ubrania i buty były w jej rozmarze. Przypomniała sobie słowa pokojówki Jesteś w domu. To nie było dla niej noramlne, mniej więcej dlatego, że prawidziwego domu nigdy nie miała. Przepełniona niepewnością wymieszaną z paniką wyszła na zewnątrz. Zobaczyła tam tę samą kobietę, która była przy niej przy przebudzeniu.
-Chodź ze mną, kochanie - na te słowa Emilii nogi wrosły w ziemię, jeszcze nigdy nikt tak się do niej nie zwracał.
- No chodź, bo pan się zniecierpliwi - ponagliła ją pokojówka delikatnie dotykając jej ramienia. Emi wzdrygnęła się na ten dotyk, który był wręcz nieznośnie delikatny i czuły. Tak jakby w rzeczywistości wróciła do domu. W milczeniu ruszyła za kobietą, najpier pokonując długi i wysoki korytarz ozdobiony masą zabytkowych obrazów i rzeźb. Zupełnie jak w muzeum.
-Kim jest pan? - spytała Emi, gdy schodziły po marmurowych schodach, widocznie dotychczas były na piętrze.
-Jak to? Przecież się znacie. Był u ciebie - wzrok kobiety wyraźnie wskazywał, że dziewczyna powiedziała coś nie na miejscu.
   Emi wolała nie odpowiedzieć. Cisza była bezpieczniejsza, słowa w tym domu były niczym zapalniczka podpalająca ląd, a Emilia dobrze wiedziała, że ten jest akurat wyjątkowo krótki.
   Pokojówka zaprowadziła ją do małego, ciasnego pomieszczenia, sama zostając na zewnątrz, a to w cale nie sprawiło, że dziewczyna poczuła się lepiej. Gdy za Emi zatrzasnęły się drzwi, poczuła jak jej odsłonięte ręce oplata chłód. W pokoju nie było nic poza dwoma krzesłami i stołem, za którym stał niewzruszony Artur, zakładając ręce za plecy. Na jednym z krzesełek siedział nisko pochylony nad blatem Nat. Emili podbiegła do niego szczęśliwa, że w tym obcym i zimnym miesjcu, jest ktoś rzeczywisty i dobrze znany.
-Siadaj! - syknął Artur, a Nat podniósł głowę. Emili wciągnęła ze świstem powietrze, gdy zobaczyła jego czerwone, podpuchnięte oczy. Mimo swojego strasznego wyglądu, próbował się uśmiechnąć i właśnie ten uśmiech podniósł Emilię na duchu. Usiadła obok niego obdarzając Artura najbardziej zawistnym spojrzeniem, na jakie było ją stać. Cała scena wydawała jej się dziwnie znajoma, skojarzyła ją z przesłuchiwaniami na policji. Przypomniała sobie trick z dobrym i złym policjantem i zastanawiała sie jakim okaże się być Artur. Ale nie dała mu zacząć się nad nimi pastwić.
- Czemu nas tu więzisz ? - warknęła.
  Spojrzał na nią ze zdziwieniem, sama nie umiała określić, czy jest udawane, czy nie.
-Nie jesteście więźniami - oświadczył. - Jesteście tutaj, bo chciałbym zacząć z wami współpracować.
- Niestety, chyba słyszałeś, że troje ludzi to już tłok? Tak, radzimy sobie sami - odparowała Emi.
-Naprawdę? - uniósł brwi.
-To ty nas w tedy ogłuszyłeś? - do rozmowy włączył się Nat.
-Rozpylony chlorometan - Artur wzruszył ramionami. - Muszę powiedzieć, że byliście niesłychanie prości w obsłudze. Wystarczyło wam zaświecić zegarkiem przed nosem i podsunąć fałszywy trop, a już lecicie jak ćmy do światła.
-Więc - Emi nie mogła uwierzyć. - Ty to wszystko zaplanowałeś?
-Wszystko. Ale dziękuję też tobie, bez ciebie nie udało by mi się - pogardliwy uśmieszek przebiegł po jego twarzy. Dziewczyna przypomniała sobie jego miły i uprzejmy charakter nad morzem. Jesli myślała, że Nataniel jest dobrym aktorem, to przy Arturze wypadał na amatora.
- Dlaczego? - spytał chłopak równie zaskoczony jak Emi.
-Tak jak już mówiłem, chcę z wami współpracować. Mam pewien poważny plan, do którego będą mi potrzebni tak zdolni złodzieje, jak wy.
-Mówiłam ci, że nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego! - krzyknęła Emilia zrywając się z miejsca z taką gwałtownością, że jej krzesło odleciało w tył.
   Popatrzał na nią zimno. To był naprawdę dziwny wzrok. Przebiegły i chytry, a zarazem wyjątkowy. Był jednym z tych spojrzeń, które widzi się tylko kilka razy w życiu.
-Więc Emilio, chyba nie wiesz bardzo ważnej rzeczy - wycedził opierająć się na stole. Ich twarze znalazły się dokładnie na przeciwko. - Policja wiele dałaby, żeby mieć informacje o waszym pobycie, lub co więcej złapać was. Jesteście ścigani listem gończym. Wiem o was więcej, niż wy sami. Porzucone na ulicy niemowlę. Pożar w szpitalu, zaginione dokumenty. Nie wiedzieli nawet jak masz na imię. Ciężko musiało się żyć ze świadomością, żę jest się nikim prawda Emilio? Dociekałaś prawdy i co? Wreszcie ją znalazłaś. Ile lat miała twoja matka, gdy ci urodziała? Piętnaście, szesnaście? Widziałaś ją, prawda? Ułożyła sobie nowe życie, zapomniała o tobie. Cudowne jest uczucie, że własna matka porzuciła cię i zostawiła na śmierć? Wiem o was wszystko - mówiąc to rzucił na stół dwie białe teczki. - Tutaj jest całe wasze życie. Nie wiecie połowy z  tego, co ja wiem - postukał wskazującym palcem w blat. Jego oczy płonęły szaleństwem. - Nataniel? To nie jest twoje prawdziwe imię, prawda? Chcesz, żeby twoja przyjaciółka dowiedziała się kogo masz na sumieniu? Chcesz tego? - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Niech dowie się, że naćpany piętnastolatek zamordował dwie osoby. Zawsze byłeś zwykłym przestępcą. Nikim. Daję wam dzień. Zdecydujcie sami, czy się do mnie przyłączacie - mówiąc to wyszedł trzaskając ciężkimi drzwiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz