niedziela, 14 czerwca 2015


Rozdział 10

   Emi właśnie wróciła z łazienki, w której brała prysznic, do swojego pokoju. Zobaczyła leżącą na jej łóżku śliczną czarną sukienkę z gorsetem u góry i rozszerzającym się do kolan dołem. Obok niespodzianki leżała koperta, którą natychmiast z bijącym sercem otworzyła. 
    
   Jeśli zmieniłaś zdanie, to zarezerwowałem stolik na dwudziestą.
Czekam, Makbet.

   Zacisnęła zęby, żeby nie pisnąć z radości. Chywciła leżącego na łóżku Lokiego i wyściskała go tańcząc po całym pokoju. 
- Widzisz? - mówiła do pieska pokazując mu list. - Nie mogę w to uwierzyć.
  Sama nie wiedziała, kiedy tak zbliżyła się do Artura, jeszcze kilka dni temu nienawidziła go, a teraz szła z nim na...randkę? Czy to w ogóle było możliwe? Zdjęła szlafrok i założyła sukienkę. Była cudowna, spojrzała się na stojący na szafce nocnej budzik. Cholera...w pół do ósmej...., pomyślała i wybiegła z pokoju. Biegiem pokonała korytarz, a gdy wreszcie dopadła do drzwi, łazienka była zamknięta.
-Wyłaź Nat! - krzyknęła waląc pięścią w drzwi. Czas ją gonił, czuła wręcz jego oddech na karku.
-Byłaś tu przed chwilą! - usłyszała poryitowany głos dochodzący z zewnątrz. - Idź do drugiej!
-Nienawidzę cię, rozumiesz? Nienawidzę! - krzyknęła z całych sił i pobiegła na parter do drugiej łazienki. Tam umalowała się i skorzystała z lokownicy. Gdy wreszcie wyszła, czarna sukienka idealnie podkreślała jej talię oraz nogi, a wokół głowy piętrzyła się burza ognistych loków. Wróciła do pokoju i spośród kilku torebek wybrała małą kopertówkę, rzuciła okiem na budzik. Mała wskazówka była na ósemce, a mała na piątce. Jest spóźniona! Wybiegła z pokoju o mało nie przewracając się na wysokich szpilkach. Właśnie zbiegała na dół, gdy g o zobaczyła.
   Stał przy drzwiach z rękami splecionymi za plecami. Miał na sobie niebieski garnitur z kamizelką zapinaną na złote guziki i marynarkę. Szmaragdowe, pełne niemego zachwytu oczy patrzały prosto  na nią. Poczuła, że ma gęsią skórkę, zarumieniła się i spokojnym krokiem zeszła po reszcie stopniach. Gdy stanęła obok niego pokręcił głową i powiedział:
-Jesteś piękna.
  Nikt, nigdy nie był szczęśliwszy niż ona, gdy usłyszała te słowa z jego ust. 
-Dziękuję - szepnęła czując, że zaraz wybuchnie z ekscytacji.
-Chodźmy, jesteśmy spóźnieni - otworzył jej szarmancko drzwi. Potem oboje wsiedli do Jaguara i Artur zawiózł ich w całkowitym milczeniu pod same drzwi lokalu. Emi nie chciała psuć uroku i czaru tej chwili, zadowoliła się samą rozkoszą spędzania wspólnie czasu. Przy nim czuła się jak prawdziwa księżniczka.
   Weszli do środka i zaprowadzieni przez kelnera do ich stolika usiedli przy nim, oczywiście Art wcześniej odsunął jej krzesło. Emi była pod ogromnym wrażeniem jego zachowania, był uprzejmy, wręcz zaryzykowała użyć słowa miły, które na co dzień przecież tak do niego nie pasowało. Rozjerzała się po sali i zobaczyła, że kilku gości z ciekawskimi spojrzeniami obraca się w ich strony, poczuła jak nagle zapiekły ją policzki. Nie chcąc jednak, by jej przyjaciel coś zauwazył, zasłoniła się przyniesioną przez kelnera kartą menu.
-Pomóc ci wybrać? - spytał, a w jego głosie dźwięczała przyjazna nuta.
  Nawet nie spojrzała na dania, które tu serwowano. Bardziej interesował ją barokowy wystrój sali. Duże okna z ciężkimi zasłonami i masa ozdobnych szczegółów na ścianach i meblach. Stolik, przy którym siedzieli był wręcz przeniesiony z innej epoki. Ludzie, którzy siedzieli naokoło nich wydawali jej się dziwnie obcy, pochodzący zupełnie z innej sfery.
- Często tu przychodzisz? - zwróciła się do niego zauważając, że przez czas zamyślenia przyglądał jej się.
- Nie tak często, jakbym chciał - stwierdził. - Lubię to miejsce. Ma klimat.
- Trochę sztywno, nie sądzisz? Popatrz na tych ludzi.
- Tak, sztywne snoby - uśmiechnął się. - Ale oni myślą, że są inni. Zabawni, rozrywkowi i przyjacielscy.
- Zaliczasz się do nich? - zagaiła dla zabawy przesuwając palcem wzdłów kieliszka.
  Choć nie spoglądała w jego stronę, wiedziała, że na nią patrzy. Bardzo jej się to podobało.
- Możesz mówić o mnie naprawdę różne rzeczy, ale nie jestem snobem.
- Jesteś miły - naprawdę, bardzo chciała zwrócić na siebie jego uwagę.
- Nie miły, tylko dobrze wychowany. To różnica. Wszystko: uprzejmy, kulturalny, przyjacielski, ale na pewno nie miły.
  W głowie wirowały jej setki złosliwych docinek, które z chęcia skierowałaby w jego stronę, gdyby nie to, że naprawdę nie chciała zepsuć tej kolacji kłótnią. Tak mało miała okazji, by dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- Masz rację, to miejsce jest dla snobów - złożył kartę i położył ją na stoliku. - Idziemy na spacer?
- Yhm...jasne - zaskoczył ją niespotykaną dotąd spontanicznością. Wstał i pomógł jej odejść od stołu odsuwając krzesło.
- Dobrze wyglądałoby, gdybyś się mnie chwyciła - wyciągnął do niej ramię z pytającym wyrazem twarzy. Emi posłusznie objęła jego rękę i razem wyszli z budynku. Ciepło jego ciała było czymś niezwykłym, delektowała się każdą minutą, gdy mogła go dotykać.
    Chłodny wieczór najwyraźniej wywołał z domów większość ludzi, ponieważ chodniki były tłoczne od zakochanych par. Idąc wśród nich, pod rękę z najidealniejszym mężczyzną jakiego mogła sobie zamarzyć, czuła sie jak w niebie. Artur prowadził najwidoczniej znając wszystkie ścieżki w tym mieście. Oparła głowę na jego ramieniu, a on nie zaprotestował. Po kilku minutach doszli do parku, wielu ludzi siedziało na ławkach lub spacerowało z psami. Kilkoro dzieci bawiło się na placu zabawach, a jakiś wytatuowany mężczyzna w podkoszulku siedział niedaleko nich. Ścieżka, którą szli doprowadziła ich do małego mostu.Stanęli na nim i wtuleni w siebie wpatrywali się w szemrącą pod ich stopami wodę. Emilię przejęła nagła groza, tego co właściwie teraz robi. Odsunęła się od niego i świadoma swojej głupoty powiedziała:
-Co ty właściwie sobie myślisz?
   Patrzał się na nią przez chwilę zaskoczony diametralną zmianą zachowania dziewczyny.
- Myślę, ze jestem na randce z najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem. A co właściwie teraz robię? Patrzę się na nią.
- My... przecież prawię się nie znamy. Łączy nas tylko ten napad. Prawda? - skarciła siebie za to naiwne, dziecięce pytanie.
- Chciałbym, żeby łączyło nas coś więcej - zbliżył się do niej i błyskawicznie zmniejszył odległość dzielącą ich usta. Zdążył jedynie musnąć ją wargami, ponieważ dziewczyna postąpiła jeszcze jeden krok do tyłu.
- To niemożliwe - stwierdziła dobitnie. Tak bardzo chciała mu ulec, ale wiedziała, że nie może. Natanielowi by się to nie spodobało. Co ona sobie myślała?
- Więc - oparł się o barierkę drewnianego mostu, mówił patrząc gdzieś w horyzont. - Spróbujmy udawać, że choć przez chwilę jest.
  Przełknął głośno ślinę. Coś kierowało ręką Emi, która wystrzeliła do przodu i musnęła jego ramię. Odwrócił się i jak na rozkaz przytulił ją mocno, wtulając twarz w jej włosy. Przytulona do jego klatki piersiowej słyszała delikatne bicie jego serca. Pierwszy raz miała wrażenie, że jakieś serce bije tylko dla niej, że jakiś człowiek jest absolutnie tylko jej. I pierwszy raz czuła się bezpieczna.
   Usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości.
- Przepraszam - powiedział Art i wyciągnął telefon z kieszeni marynarki. Spojrzał na ekran i odpisał jakąś krótką odpowiedź. Dwie, trzy litery, nie więcej.
- Wracamy? - uśmiechnął się i schował komórkę z powrotem. Pocałował Emi w czoło, a ona pokiwała głową.
   Nie wrócili do auta, wspólnie postanowili, że wrócą do domu na nogach. Byli już niedaleko, gdy usłyszeli ryk syren i wóz straży pożarnej na sygnale przejechał tuż obok nich. Ludzie stali na ulicy, niektórzy w samych piżamach i kapciach. Wszyscy ze zgrozą na....
- O cholera.... - marynarka, którą trzymał w ręce spadła mu na ziemię, a Emi zakryła sobie usta rękami.
  Dom, w którym mieszkali stał w płomieniach. Połowa stropu zawaliła się na ich oczach. Gorąco ognia czuć było już z daleka, budynek zamienił się w ogromne ognisko. Większość ścian zwyczajnie nie było, wokół leżały szczątki rzeczy, które znajdowały się w środku. Trzaski i huki oraz woń spalenizny czuli wszyscy w okolicy. Nagle ich dom zamienił się w przedsionek piekła. Kilka wozów strażackich stało na ulicy, a strażacy próbowali ugasić ogień na wszelkie możliwe sposoby, ale płomienie rozeszły się w szaleńczym tempie trawiąc wszystko na swojej drodze. Emi usłyszała krzyk i dopiero potem zorientowała się, że należał do niej. Poczuła mocny uścisk, ktoś próbował ją odciągnąć od tego miejsca. Rozglądała się wokół, nigdzie nie mogła zobaczyć znajomych blond włosów i szczupłej sylwetki. Ale Nat, przecież nie mógł być w środku, to nie możliwe.
- Proszę się odsunąć - ktoś ryknął jej do ucha i siłą poprowadził za barierkę. Poczuła jak ktoś nią wstrząsa, ale cała jej uwaga skupiona była na płonącym domu.
- Emi! - Artur krzyczał ze wszystkich sił, by zwrócić na siebie jej uwagę.
- Gdzie Nataniel ?! - łzy spływały jej po policzkach długimi strumieniami, ręce jej się trzęsły, a nogi były jak z waty.
- Może nie było go w środku - Art ścisnął ją jeszcze mocniej. - Musimy stąd iść! Nie możemy zwrócić na siebie niczyjej uwagi!
- Nie pójdę bez niego! - krzyknęła z całych sił.
- Poszukam go, ale ty masz tu stać, rozumiesz? - pokiwała głową,  a on znikł w tłumie lawirując pomiędzy zebranymi gapiami. Upadła na ziemię wyzuta z sił, potrafiła tylko płakać. Ryczeć ze wszystkich sił, nie obchodziła ją dyskrecja. Jeśli Nat był w środku....
- Chodź - usłyszała znajomy głos Artura i dała prowadzić się jak dziecko. Wyszli z tłumu, a oszołomiona Emi krzyknęła:
- Gdzie on jest?!
- Chodź - powtórzył słabym, drżącym głosem i skierował ją do najbliższej karetki, która stała nieopodal.
- Potrzebne coś na uspokojenie - powiedział zwracając się do jednego z ratowników, który zaraz zakładając rękawiczki ochronne doskoczył do Emi. Bolesne okłucie w ramię nie otrzeźwiło jej, wciąż płakała siedząc w karetce.
- Co się stało? - usłyszała głos Artura.
- Wybuch gazu - odpowiedział jakiś inny, nieznany jej głos.
- Jakieś...ofiary?
- Wie pan...jeśli ktokolwiek był w środku, podczas wybuchu to, nie ma szans, żeby przeżył. Widzial pan, jaka to siła, nie ma połowy domu. Słyszałem, ale nie ręczę, że podobno zginął jakiś młody chłopak, który, podobno, włamał się do środka. No i miał pecha. Więcej będzie wiadomo rano.
   Rodzierający szloch znów wypełnił noc. W głowie Emi wirowała tylko jedna myśl:

Nataniel nie żyje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz