czwartek, 18 czerwca 2015


Rozdział 11

  - Z informacji, które zdobyliśmy - mówił spiker stojący na środku ulicy, przed domem Artura. W tle widać było doszczętnie zniszczony dom. - wynika, że katastrofa była spowodowana wybuchem butli z gazem. 
   Na ekranie zaczął przewijać się film, przedstawiający dzielnych strażaków walczących z ogniem, w tle wciąż słychać było głos spikera:
- Zginęła tylko jedna osoba, która znajodwała się w domu, w chwili wybuchu. Ze wstępnych ustaleń śledzczych wynika, że był to około dwudziestoletni chłopak - najprawdopodobniej złodziej, który zamierzał okraść dom, podczas nieobecności właścicieli. Gdy wszedł do środka, doszło do eksplozji. Nie wiadomo czy przyczyną tego zajścia było celowe działanie, czy przypadek. Policja twierdzi, że tak stać się mogło przez złą instalację gazową, ale nie wyklucza się możliwości, że to włamywacz, przypadkiem lub specjalnie, wysadził dom. Całą noc trwało ugaszenie pożaru, ewakuowano też sąsiadów. Liczba śmierci spowodowanych wybuchami znacząco rośnie. Władze, jak zwykle apelują o ostrożność, oddaję głos do studia.....
   Emi przewróciła się na drugi bok mocniej przyciskając poduszkę do ciała. Nie miała ochoty wsłuchiwać się w kolejne relacje ze śmierci Nata, które były pokazywane na wszystkich kanałach od samego rana. Pustka, którą w sobie czuła po jego utracie była nie do zapełnienia, zupełnie jakby nagle wyrwano jej ze środka kawałek duszy, kawałek jej samej. Jedyne co robiła przez ostatnie dwa dni, to leżenie na łóżku i płakanie - dwie czynności, które sprawiały, że jej stan można było nazwać życiem. 
  Po tym, jak z wybuchu gazu zrobiła się afera na całą Polskę, razem z Arturem przenieśli się do jego następnego mieszkania. Art bardzo starał się ją pocieszyć, podnieść na duchu i naprawdę chciała być mu wdzięczna, że przy niej jest, że nad nią czuwa, ale nie mogła. Zaślepiała ją złość, gniew i furia. Napady złości miewała kilka razy dziennie, tłukła w tedy wszystkie przedmioty, które były pod ręką, kilka razy oberwało się też Arturowi. On jednak, niezrażony, wciąż przychodził do jej pokoju. Prosił, żeby coś zjadła, napiła się i klęcząc przez kilka godzin przy jej łóżku pilnował, żeby zasnęła. Ona nie mogła spać. Za każdym razem, gdy zamykała oczy, widziała płonący dom. Wyobrażała sobie, że gdzieś w środku leży bezwładne ciało jej przyjaciela, które powoli zostaje strawione przez płomienie. Wzdrygała się na taką myśl, żołądek podchodził jej pod gardło. 
  Najgorsze jednak była świadomość ostatnich słów, które do niego wypowiedziała. Nienawidzę cię. Naprawdę tak do niego mówiła? O to, że zajął jej łazienkę? To było absurdalne, przecież kochała go. Był jej opiekuńczym braciszkiem. Rozstali się w kłótni, gdyby mogła spotkałaby się z nim, jeszcze raz przytuliłaby go i powiedziała jak bardzo jest dla niej ważny, ale nigdy tego nie zrobiła.  Nigdy nie powiedziała mu, co tak naprawdę do niego czuje.
- Hej, skarbie - Artur zajrzał do środka uchylając drzwi. - Mogę wejść?
  Nie doczekał się odpowiedzi, postąpił kilka nieśmiałych kroków do przodu, jakby bojąc się, że znów oberwie talerzem lub szklanką.
- Musisz coś zjeść - powiedział siadając na łóżku obok niej. - Powiedz na co masz ochotę.
   Poczuła jak kładzie jej rękę na ramieniu.
- Zamówię twoją ulubioną pizze, jak chcesz.
- Nie chcę - głos jej się załamał. Poczuła, że dłużej nie wytrzyma wstrzymywać płaczu. Ramiona zaczęły jej się trząść, z gardła wydarł się głuchy jęk. Artur nie czekał, nie prawił jej głupich, nic nie znaczących wykładów, na temat tego, że ma się pozbierać, że ma być silna. Po prostu zbliżył się do niej, ukląkł obok niej na łóżku i podniósł do pozycji siedzącej. Potem trzymał ją w ramionach tak długo, aż się uspokoiła. Tulił łkającą w jego pierś Emi, głaskał po głowie i całował przez kilka godzin, a gdy usnęła ułożył ją w łóżku i przykrył starannie. Żeby była bezpieczna.
   Kiedy się obudziła, było już późno w nocy. Na jej szafce nocnej leżało otwarte pudełko z ciepłą i pachnącą pizzą tatarską - jej ulubioną. Ścisnęło ją w żołądku na myśl, kiedy ostatnio jadła. Sięgnęła i powoli, z wielkim wysiłkiem ugryzła pierwszy kęs. Zjadła połowę jednego kawałka, po czym wstała i wyszła na zewnątrz. Artur siedział w salonie i czytał. Zagłębiony w letrurze, nawet nie zauważył dziewczyny, która zdążyła przeczytać lśniące litery na okładce układające się w tutuł: Makbet.
- Mam dobre wieści - uniosła wzrok w kierunku mężczyzny, który uśmiechnął się krzywo. Emi zuważyła, że miał podpuchnięte oczy, zapewne czuwając przy niej, nie spał kilka nocy z rzędu. Poczuła jak serce ściska jej się z żalu. Jedną z jej zalet była niezwykle wyczulona empatia. Przez ostatnie dni była tak zajęta sobą, że nie zwracała uwagi na Artura, dla którego przecież ta sytuacja również była conajmniej przykra. Nigdy nie zadała mu tego jednego ważnego pytania...
- Jak się czujesz?
- Mam dobre wieści - powtórzył wyraźnie unikając odpowiedzi.
   Usiadła obok niego, a on objął ją ramieniem.
- Idziesz jutro do szkoły.
- Co? - sądziła, że to co stało się z Natem przekreśliło ten idiotyczny pomysł. 
- Nie możesz tak ciągle leżeć i płakać, a potem znów płakać i leżeć i płakać - gdy to mówił robił dziwny ruch nadgarstkiem, jakby tłumaczył coś małemu dziecku. - Powinnaś się czymś zająć, mieć jakieś obowiązki, coś co zapełniłoby ci dzień i odwróciło uwagę od.... Potraktuj to jako przyjemność.
- Przyjemność?! - zerwała się i stanęła nad nim. - Mam iść tam jak jakiś dzieciak i robić słodkie minki?!
- Spójrzmy prawdzie w oczy - również wstał i stanął przed nią. Był wyższy od niej o głowę, więc przypominało to raczej pojedynek Goliata z Dawidem. - Nic innego nie robisz przez całe życie.
- Jak możesz tak mówić, kiedy...
- Ty możesz to zmienić. Pokażę ci inny świat, lepszy świat, ale do tego podrzebne jest wykształcenie. To będzie dla ciebie trening, musisz dać sobie radę. Musisz na ten czas stać się kimś innym.
- Niby kim? - warknęła oburzona.
- Julią - wzrurzył ramionami patrząc się na nią z chytrym uśmieszkiem na twarzy. - Smith.
- Smith? - powtórzyła. - To twój plan?
- Mniej więcej. Tu jest wszystko - wziął do ręki identyczną białą teczkę, którą Emi już kiedyś w jego rękach widziała. - Całe życie Julii Smith. Powinnaś się tego nauczyć na pamięć, jeśli chcesz by niczego nie podejrzewali. Pojutrze zawiozę cię do szkoły i będziesz tam się uczyć, zrozumiano?
   Wyrwała mu z ręki dokumenty i wróciła do pokoju. Wiedziała, że nie może mu się przeciwstawić. Tym razem to Artur pociągał za wszystkie sznurki.

***

- Musimy porozmawiać - wycedził Dragan, gdy Branko otworzył mu drzwi swojego domu. Mężczyzna bez zaproszenia wszedł do środka kierując swoje kroki ku kuchni. 
- Tak, wejdź i się rozgość - rzucił sarkastycznie gospodarz podążając w ślad za bratem. 
   Wszedł do kuchni i zobaczył, że gość zdążył już wyciągnąć sobie z szafki szklankę i napełniał nią właśnie chłodną kranówą. 
- Jest problem - oświadczył i wypił wodę jednym duszkiem.
- Cóż....nie jestem w ciężkim szoku. Nie mów, że chłopak przeżył. Zadbałem o to, by wszystko poszło zgodnie z planem. Podzieliliśmy się przecież, ty zajmujesz dziewczynę, a ja całą resztę. A propo dziewczyny, dalej wciskasz jej kit z napadem na mennicę?
- Tak....- Dragan pokiwał głową opierając się o zlew. - Na razie wszystko idzie dobrze.
- Więc?
- Ona - zakreślił dziwny kształt w powietrzu ręką.  - Nie umiem tego powiedzieć....
- Może pójdziesz pobiegać? Mówiłeś, że lepiej ci się myśli - wzruszył Branko ramionami.
   Jego brat odwrócił się gwałtownie i podszedł do stołu kuchennego. Chwycił oparcie krzesła, zamachnął się i z całej siły uderzył nim o podłogę. Kilka desek odpadło, reszta wyglądała jakby miała bliskie spotkanie na tartaku. Sekundę później następny głuchy łomot obwieścił, że krzesło zaliczyło drugie zderzenie z podłogą. Potem Dragan odrzucił krzesło na bok z taką siłą, że to, co z niego zostało roztrzaskało się o ścianę. Oparł się o blat dysząc ciężko.
- Albo rozwal mi kuchnię, co wolisz - przemówił znów Branko ani trochę nie zaskoczony atakiem szału brata. Dobrze wiedział, że jzawsze idealnie oapnowany Dragan, raz na jakiś czas musi rozładować stres, który się w nim zebrał. Przypadek lub los sprawił, że napady szału zdażały się u niego w domu, a ofiarami były stale wymienianie krzesła kuchenne.
- Nie wiem co mam robić - Drag zaczął poprawiać sobie włosy zaczesując je do tyłu.
- Nie mów mi, że ją polubiłeś - w jego głosie zadźwięczała nuta rozbawienia. - Książę ciemności darzy kogoś uczuciem? Niemożliwe....
- Przestań żartować.... To ma być największy skok w naszym życiu. Ojciec i my przygotowujemy się do tego od...odkąd nauczyliśmy się mówić...
- Wiem - Branko zapatrzał się gdzieś w okno. - Wiesz co robią rodzice, gdy nie mogą poradzić sobie z dzieckiem?
- Wysyłają je do szkoły - rzucił od niechcenia gość.
- Dokładnie! Więc musisz wreszcie się jej pozbyć z twojego otoczenia.. Oderwij się od niej, będę ją pilnował. Każę Dominikowi mieć ją na oku. Będziesz mógł spokojnie działać i od niej odpocząć.
- A potem? 
- Dragan! To było moje ulubione krzesło! Gdybym kazała odkupić ci wszystkie, które zniszczyłeś w tym domu, byłabym milionerką! - do kuchni weszła wysoka, seksowna około czterdziestoletnie kobieta. Kasztanowate włosy spływały luźną kaskadą na jej ramiona.
  Dragan prychnął rozbawiony. Zawsze lubił żonę swojego brata, ale ogień w rozporku za każdym razem, gdy ją widział, nie wygasł.
- Jak tam Branka? 
  Branko odchrząknął znacząco, nie chciał stracić drugiego krzesła tego samego dnia. Wiedział, że temat jego bratanicy był niezwykle drażliwy dla jego brata.
- Nie widziałem ją od dwóch miesięcy, być może jest trochę większa - Drag zacisnął nerwowo pięści.
- Zanim się obejrzysz będzie jak nasz Dominik, wiesz, że... - powiedziała radośnie, nim przerwał jej mąż.
- Dragan - Branko przemówił spokojnym do przesady głosem. - Rozmawiałem z ojcem.
  Zapadła cisza, bracia mierzyli się wzrokiem. Dla Dragana rozwalenie kolejnego krzesło znów wydawało się bardzo kuszące.
- On powiedział, że dziewczynę musisz przywieść do niego. Powiedział, że ona musi wiedzieć o wszystkim.
- Stary wariat - burknął Dragan.
- Dobrze wiesz, że bez niego sobie nie poradzimy. Ante już na ciebie poluje, jemu zależy na bogactwie, zdobędzie plany, a do tego potrzebna mu jest dziewczyna. Ukrywałeś ją przed nim, przez tyle lat. Czas, by wreszcie poznała prawdę.
  Mężczyzna skulił się w sobie, myśl, że ktoś oprócz niego posiadałby klucz do zemsty była nieznośna.
- Tak, daj mi kilka dni. W tym czasie niech Dominik jej pilnuje, nie spuszcza z oka. Rozumiesz?
- Oczywiście.
- Za kilka dni, przeniosę ją do ojca i tam pomyślimy nad dalszą częścią planu.
- Wychodzisz już? Może zostaniesz na kolacji? - spytała pani domu.
- Nie...muszę jeszcze odebrać dokumenty Emi. Poznałem nowego przyjaciela, który z chęcią je dla mnie wykonał.
- Jak i kilka innych prac, prawda? - spytał Branko.
  Dragan prychnął tylko. Po chwili wstał i skierował się znów do wyjścia odprowadzony przez właściciela.
- Drag, nigdy nie twierdziłem, że nasza siostra zginęła przez ciebie - jego słowa były krótkie i urywane, skrywał je w sobie od kilku lat.
- Jesteś jedynym człowiekiem, który tak twierdzi -burknął Dragan i wyszedł z domu swojego brata.

***

- Julia, przedstaw nam się - powiedziała nauczycielka wyglądem przypominająca wieszak na ubrania. 
   Emi wstała z ostatniej ławki i przemierzając drogę pełną karcących i wścibskich spojrzeń stanęła wreszcie pod tablicą.
- Nazywam się...
- Głośniej... - burknął ktoś z końca klasy, a na twarzach wszystkich zagościł pełen zadowolenia złośliwy uśmiech. Ciało Emilii momentalnie zareagowało na nieprzyjazne gesty, zrobiła się czerwona, a dłonie zaczęły jej się pocić, nogi natomiast nie dawały oparcia.
- Julia...Smith...Tak, to angielskie nazwisko. Mój dziadek był Anglikiem. Niedawno się przeprowadziłam będę teraz chodzić do tej szkoły, wcześniej dużo podróżowałam. Lubię czytać... i....to wszystko - wyrzuciła to z siebie jednym tchem.
- Więc chyba jesteś jedyna w tej klasie, która choć trochę zaprzyjaźnia się z książkami - uśmiechnęła się do niej wychowawczyni. Równocześnie jednak z jej uśmiechem wystartowała fala morderczych spojrzeń i gorących od plotek szeptów. - Powiedz nam jakie gatunki książek lubisz.
- Szeksipr - szepnęła Emi, a po klasie rozeszła się fala szeptów.
- Ach... - nauczycielka wydawała się zachwycona nową uczennicą, to natomiast zdecydowanie nie spodobało się Emi. Wiadomo, że pupilek nauczyciela, nigdy nie może wkupić się w łaski rówieśników. - Który dramat lubisz najbardziej?
- ,,Makbet'' - odpowiedziała jeszcze ciszej Emi. - Czy mogę już siąść?
- Oczywiście, jestem pewna, że ten rok będzie dla ciebie wspaniały! - jej mocno przesadzony entuzjazm zwalił dziewczynę z nóg. 
   Ledwo doczłapała do ostatniej ławki, na której leżała mała karteczka. Mając już spore doświadczenie z liścikami powoli z przestrachem przeczytała słowa na nim wypisane.

Też lubię Szekspira.

   Podniosła głowę, zobaczyła, że kilka osób na raz odwraca szybko wzrok, zapewne się na nią gapili. Ściskając w dłoni karteczkę zaczęła spoglądać po klasie. Zobaczyła wysokiego i szczupłego chłopca a bladej cerze i czarnych włosach, który uśmiechał się do niej promiennie. Smukłą dłonią wskazał najpierw na karteczkę, potem na siebie.  

***

  - Dominik - powiedział blady chłopiec wciągając grzecznie rękę w kierunku Emi. Stali właśnie przy szafkach, a dziewczyna przez trzęsące się dłonie, miała spore trudności z wydostaniem ze środka swoich rzeczy.
- Julia - odpowiedziała ledwie ściskając jego dłoń.
- Fajnie, że będziesz z nami w klasie. Nie przejmuj się nimi, to uzależnieni od internetu i Facebook'a idioci. Zero wyobraźni. Zero ambicji. Ja jestem inny.
- Yyy...dzięki - odpowiedziała speszona, w tym chłopaku było coś bardzo znajomego. Coś niesamowicie onieśmielającego. 
- Pomóc? - spytał wskazując na drzwi szafki. 
- Taak...
- Spoko, czasem się zacina wiesz...trochę stary sprzęt.... od dawna próbuję wymusić od ojca kasę na nowe szafki - z całej siły kopnął w prawy róg drzwi, które odskoczyły ze zgrzytem.
- Czemu od twojego ojca? Jest kimś ważnym?
- Dyrektorem tej placówki - mówiąc to zasalutował udając żołnierza, a Emi się uśmiechnęła.
- Musisz mieć niezłą musztrę w domu, prawda? - spytała.
- Czasem - uśmiechnął się. - A tak apropo niego, chciałby z tobą rozmawiać. Gada z każdym nowym, taka niepisana zasada. Sama wiesz, będzie ci tłumaczył zasady w tej szkole i te sprawy. Zaprowadzić cię?
   Po ciele Emi przebiegł dreszcz paniki. Przecież Art miał już wszystko załatwić. Musi udawać, musi być dzielna, musi wytrzymać. Dominik poprowadził ją przez niezliczoną ilość korytarzy, a gdy doszli do dużych ładnych drzwi z napisem Dyrektor, wręcz wepchnął ją do środka mówiąc:
- Poczekam na ciebie.
   I tak Emi znalazła się sam na sam z bratem Dragana.
-Witaj Emilio - rzucił od progu uśmiechając się od ucha do ucha. Podobieństwo było uderzające. Wystające kości policzkowe, bladość skóry, czarne włosy, które jednak były odrobinę bardziej kręcone. Emi spojrzała w oczy koloru nieba, inne niż te należące do Artura. 
- Nie bój się - powiedział kojącym głosem, ponieważ dziewczyna odruchowo chwyciła ponownie za klamkę za jej plecami. - Pozwól mi wyjaśnić wszystko, co powinnaś wiedzieć.
- Skąd ty...
- Pan...
- Skąd pan wie.... - napływ informacji spowolnił jej tok myślenia. 
- To bardzo proste. Osoba, którą znasz pod imieniem Artur jest moim bratem, ale tego już się chyba domyśliłaś, prawda? - podniósł śmiesznie jedną brew do góry, identycznie jak robił to przyjaciel Emi.
- Bratem... - szepnęła. Nie przypuszczała, że coś takiego może się jej kiedykolwiek przydarzyć. Wiedziała, oczywiście, że Art ma jakąś rodzinę, ale nigdy nie przypuszczała, że bratem złodzieja jest dyrektor gimnazjum.
- Tak i chciałbym ci powiedzieć coś, co zapewne już kiedyś słyszałaś - powiedział te słowa grobowym, poważnym głosem. - Jesteś w ogromnym niebezpieczeństwie ze względu na swoje pochodzenie. Artur i ja od kilku lat skutecznie chroniliśmy cię, przed demonami przeszłości, ale to nie wystarcza. One upominają się o coś, co tylko ty możesz im dać. Strzeż się człowieka imieniem Ante. Dlatego musisz chodzić do szkoły, tutaj jesteśmy w stanie zapewnić ci ochronę.
- Ktoś chce mi zrobic krzywdę? - opadła cieżko na krzesło za biurkiem dyrektora. 
- Tak, ale dopóki jest przy tobie Artur albo ja, nie zrobi tego. Możesz czuć się bezpieczna. Muszę cię jednak przestrzec przed jeszcze jednym demonem.
- Kto to?
- Artur. Żądzą nim intencje, o których wiedzą nieliczni, a połowa z nich zginęła. On jest szalony, każda jego czynność ma określony powód i cel. Jest niezwykle przebiegły. Dba o twoje bezpieczeństwo i nie masz wyjścia, jak mu się podporządkować, jeśli chcesz przeżyć. Pomagam mu, to mój brat, napad na mennicę musi się udać, jeśli jego plan ma wypalić. Prowadzę jednak jeszcze jedną równoległą grę, która ma na celu ochronę mojego brata jak i ciebie. Chciałem, żebyś to wiedziała, ponieważ niedługo będą się działy rzeczy, nad którą nie będziesz miała kontroli. Masz u mnie pełne poparcie, a jeśli będziesz miała jakikolwiek problem, zgłoś się do mnie. 
- Oczywiście - cały profesjonalizm znów wstąpił w nią, oblewając ją chwalebnym opanowaniem. Wciąż jednak nie mogła uwierzyć w złe intencje Artura. Człowiek, który potrafi tak kochać, nie może być zły.
- To dobrze - Branko wyraźnie odetchnął. - Tylko błagam, nie mów mu o naszej rozmowie. Zaufaną osobą jest również Dominik, wie o wszystkim. Będzie cię pilnował - i przegładził sobie włosy zaczesując je do tyłu - ruch identyczny, z tym, który Emi tak często zauważała u Artura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz