wtorek, 2 czerwca 2015


Rozdział 3

  -Może tutaj? - spytał Artur mrugając łobuzersko. Znajdowali się w małej, wciśniętej między ogromne resteuracje, kawiarni. Wnętrze było przyjemne. Pachniało tu świeżo paloną czarną kawą i ku zadowoleniu Emi ani trochę nie było czuć ryby, któej nie znosiła. 
-Jasne - odparła i usiedli przy małym drewnianym stoliczku tuż obok dużego okna. Na parapecie leżały stosy grubych, z lekka zakurzonych książek. Kilka tytułów rzuciło się dziewczynie w oczy. Moja siostra mieszka na kominku lub Złodziejka książek. 
-Więc przyjechałaś z mężem na wakacje, tak? - zagadnął mężczyzna niby zainteresowany zapełniającą się powoli ludźmi ulicą. Czujna i bystra Emilia wychwytywała jednak jego urywane, ciekawskie spojrzenia. Uśmiechnęła się kwaśno i pokiwała głową.
 -Na ile? - spytał z uprzejmym zainteresowaniem biorąc do ręki ustawioną na blacie kartę z różnymi rodzajami napoi i ciast, które były tu serwowane, i obracając ją w długich palcach. Emi nie zauważyła obrączki.
-Tydzień, ale być może wyjedziemy wcześniej. Mamy zamiar odwiedzić jeszcze Gdańsk i zostać tam na kilka dni - westchnęła.
-Piękne miasto - przyznał zawieszając na niej swoje szmaragdowe oczy, ale tylko przez chwilę. Te kilka sekund wystarczyło jednak, by Emilii szybciej zabiło serce. - Espresso macchiato - mruknął znów patrząc w kartę.
-Słucham? - Emi nachyliła się jego kierunku, nie pewna czy słowa, któte wypowiedział nie były obelgą skierowaną w jej osobę.
- Ja wezmę espresso macchiato - powiedział rozbawiony zakłopotaniem swojej towarzyszki. - A ty?
-Nie wzięłam pienię...
-Zapłacę - uśmnął się promiennie przerywając jej. - Idę zamówić.
  Wstał z gracją z krzesła, ale nie zdążył odejść, bo Emi wypaliła:
-Nie powiedziałam ci czego chcę się napić!
-Latte macchiato - podszedł do lady i zaczął rozmawiać z kobietą w czarnym fartuchu z wyszytym na piersi napisem Jacobs. Emi została ze zduszonym zdziwieniem i rozdziawionymi ustami. Faktycznie, jej ulubionym rodzajem kawy było latte macchiato. Otrząsnęła się ze zdziwienia i postanawiając, że od tej chwili zachowa większą czujność. Coś nagle przestało jej się podobać w tym facecie. Tak, jakby wtargnął w jej prywatne sprawy, a przecież chodziło o zwykłą kawę. Ale skąd wiedział? Zgadywał? Być może, więc musiał być w tym naprawdę dobry. Nagle przypomniała sobie tamto spotkanie w hotelu. W tedy, gdy tak badawczo się jej przyglądał. Nawet teraz przeszły ją ciarki na myśl, co w tedy czuła. W głowie zaświatała jej tylko jedna myśl. Telepatia? Odrzuciał od siebie ten pomysł zła, że coś takiego przyszło jej do głowy. To było żałosne.
-Co ci jest? - spytał Artur spoglądając na nią spod ciemnych zmarsczonych brwi.
-Nic - uśmiechnęła sie, choć przez zamyślenie prawie zapomniała gdzie się znajduje. - Może opowiesz mi coś o sobie, Artur....- postukała się palcem po brodzie, udając, że nie może sobie przypomnieć nazwiska.
-Lis - rzucił opierając się na łokciach. 
-Jasne, Lis - uśmiechnęła się słodko i przyjaźnie. - Opowiesz mi coś o sobie? 
-Prowadzę firmę przewozową - wyjaśnił rzeczowo. - Straszne nudy, transportujemy towar z hurtowni do sklepów. Nic wielkiego, ale dochody są - potarł palec wskazujący o kciuk. Czyżby próbował jej zaimponować?
-Chyba ciężko panować nad taką firmą, co? - spytała przypatrując się okładce Złodziejki. Rola głupiutkiej panienki zaczynała już ją nużyć.
-Daję radę. Ej, przestań mieć takiej miny!
-Jakiej?
-Właśnie takiej. Wyglądasz jakbyś za chwilę miała iść na pogrzeb. 
-Skąd wiesz, że tak nie jest? - roześmiali się, akurat w chwili, gdy kelnerka przyniosła ich zamówienie.
  Siedzieli w milczeniu przez następne kilka minut sącząc swoje kawy. Artur przybrał zamyśloną minę i zapatrzył się na jakiegoś ulicznego grajka, który zabawiał przechodniów na zewnątrz grą na charmonijce. Co jakiś czas ktoś pochylał się, by wrzucić mu drobne do leżącego na chodniku kapelusza. Emi natomiast skorzystała z okazji i zaczęła dokładnie badać mężczyznę wzrokiem. 
 Siedzieli tak zaglębieni we własnych myślach. On wielki, ona malutka. On piękny, ona brzydka. On wspaniały, ona mizerna. On uśmiechnięty, ona przestraszona. Wiecznie przestraszona. On bogaty, ona...no właśnie...Jaka była? On inteligenty, ona głupiutka. On tchórzliwy, ona dzielna. 
-Muszę iść - rzuciła i wstała od stolika zostawiając ledwie napoczętą kawę.
-Odprowadzę cię - skwitował, po czym jednym łykiem opróżnił do końca swoją porcelanową filiżankę i wyszedł z nią na zewnątrz. 
-No, to teraz ty - powiedział przerywając milczenie, gdy szli chodnikiem. 
-Co ja? - spytała.
-Opowiedz mi coś - wzruszył ramionami. - O sobie. Cokolwiek.
-Nie pracuję, jeśli chcesz wiedzieć. Mój mąż jest nauczycielem. 
-Czego uczy? - spytał przystając koło grajka. 
-Polskiego - powiedziała również dołączając do grupki słuchaczy.
-Nigdy nie lubiłem polskiego - uśmiechnął się, po czym sięgnął do kieszeni i ponownie wyjął porfel. Wyciągnął z niego nowy banknot i wrzucił do kapelusza. Muzyk skłonił się i wykonał specjalne, choć niezbyt udane solo.
-Pokaźna suma - gwizdnęła Emi wychodząc z grupy i kierując swoje kroki do hotelu, który znajdował się już niedaleko.
-Tak. Chciałem ci zaimponować - przyznał uśmiechając się.
-Co na to mój mąż? - spytała retorycznie. 
  W atmosferze rozbawienia dotarli do hotelu. 
-Było mi miło - powiedział i uścisnęli sobie dłonie. Po męsku, bez sentymentów, co niezwykle ucieszyło Emi. Nie chciała, by choćby ziarenko sympatii do tego człowieka zakiełkowało w jej sercu, nie mogła sobie na to pozwolić. Była profesjonalistką. Rozstali się obiecując sobie, że kiedyś to powtórzą, choć oboje wiedzieli, że tak się nie stanie. Emilia wróciła do pokoju i zastała wciąż śpiącego Nataniela. Nie trudziła się, by przykryć go kocem, który z siebie zrzucił. Otworzyła jedynie okno, by powoli nagrzewające się powietrze trochę go otrzeźwiło i wywietrzyło pomieszczenie. Poszła wziąć prysznic nie zdając sobie sprawy, że w jej duszy właśnie rosła potężna roślina przyjacielskiej życzliwości w stosunku do Artura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz