niedziela, 21 czerwca 2015


Rozdział 13

   Branko zatrzymał się przed wejściem do klubu. Rozejrzał się po prawie opustoszałej ulicy i wszedł po schodach, a przy wejściu zatrzymał go gruby, napakowany i śmierdzący potem ochroniarz.
- Kolejka jest cwaniaczku. Na koniec! - warknął zagradzając mu przejście. 
- Idę się spotkać z Antem - odpowiedział tamten spokojnie.
   Ochroniarz spojrzał na niego spod łba.
- Aaa..to ty...dobra właź, tylko go nie wkurzaj, ma zły humor - mruknął i usunął się z przejścia.
- Dziękuję - odpowiedział Branko uprzejmie, w odpowiedzi usłyszał jedynie nieprzyjazne warknięcie, więc czym prędzej wszedł do środka. Głośna muzyka techno uderzyła w jego wrażliwe uszy, wypełniając głowę nieprzyjemnym dzwonieniem. Było tuż przed północą, a na parkiecie bawiło się sporo osób, on jednak nie zamierzał dziś tańczyć. Swoje kroki skierował do jednego ze stolików stolików, raz po raz oświetlanego kolorowymi światłami dyskotekowych lamp. Usiadł przy stoliku i rozpiął guzik marynarki, wzdychając ciężko. 
- Branko! - na dźwięk swojego imienia wykrzyczanego mu wprost do ucha serce ścisnął mu lęk. -
Pozdravljam vas u moj skromni dom! - mężczyzna, który stał za nim uścisnął mu dłoń z niedźwiedzią siłą. Przysiadł się do jego stolika, a Branko wiedział, że rozmawia z jednym z czołowych graczy w grze. 
- Musimy porozmawiać! - odkrzyknął warząc każde słowo. Jeśli jego język okazałby się zbyt długi, Ante chętnie by go skrócił w jak najbardziej bolesny sposób. Bezwzględność - to była cecha, która doprowadziła go do jego obecnej pozycji.
- I što je ! - wykrzyknął tamten z prawdziwym bałkańskim akcentem. - Wyparł się swojej ojczystej mowy? 
- Niczego się nie wyparłem, zbyt wiele czasu spędziłam w tym kraju, by wciąż pozostać Bośniakiem. 
- Polska i mnie dała schronienie. Jesteśmy więc jak bracia w tym obcym sercu kraju - przemówił Ante zamyślonym tonem. - Co u Dragana? Wciąż posvađao sa svojim ocem?
- Właśnie o nim chciałem porozmawiać - zaczął pewnie Branko.
- Aaa...cyli interesi.... Dobrze, czego chcesz? Tylko nie proś mnie o zabójstwo! - pogroził mu palcem. - Zbyt wiele mnie z Draganem łączy, bym mógł mu życie odebrać.
- Nie chcę jego śmierci. Wszyscy walczymy o tę samą stawkę. O plany, które Pasikowski zabrał ze sobą do więzenia i zapowiedział, że odda je tylko swojemu biologicznemu dziecku. Plany te, są jedynym kluczem do rozszyfrowania największej siatki szpiegowskiej w Europie i ogromnej mafii, która opanowała cały nasz kontynent, jeśli nie więcej. 
- Nie musisz mi tłumaczyć, sam dobrze wiem. Wiem też, że wam obu zależy nie na samej władzy, tylko na wiedzy - Ante zilustrował go wzrokiem. - Czy plany te, nie wskażą wam osób, które tak wcześnie odebrały wam obu siostrę?
- Owszem - choć Branko bardzo starał się zachować spokój, jego głos zadrżał. - Jednak nie mnie zależy na zemście, nie zależy mi również na zyskach z przejęcia mafii. 
- A więc Dragan chce pomścić Mię, tak? 
- Ja sam już dawno przebaczyłem im zbrodnię, ale wydarzenia, które towarzyszyły śmierci mojej siostry wskazują, że pośrednim winowajcą jest sam Dragan. Poczucie winy powoli zaćmiewa mu zdrowy rozsądek, a on sam stacza sie w otchłań szaleństwa i pociąga za sobą całą naszą rodzinę. Chcę temu zapobiec, póki nie sięgniemy dna.
  Ante roześmiał się głośno i wyciągnął na fotelu. Westchnął przeciągle i rzekł:
- Osveta je slađi od svih resursa.
- Zemsta jest słodsza od wszystkich bogactw, wiem - przetłumaczył Branko. - Ale niestety muszę dbać o dobro ogółu. Jest ci wiadomo, że Dragan zdobył zaufanie córki Pasikowskiego. Niedługo wykorzysta je do swoich celów. Chciałbym więc zawrzeć z tobą układ.
- Slušati.
- Zaufanie i ufność dziewczyny to podstawa. Jestem w jej zasięgu, więc łatwo będzie mi ją przeciągnąć na swoją stronę, w pewnym sensie już to zrobiłem. Mam w rękawie jeszcze jeden as w postaci jej dobrego przyjaciela, imieniem Nataniel, który pomoże nam ją przekonać. Dragan jednak zdążył już ją sobie owinąć wokół palca, dlatego musimy to odkręcić. Mam podstawy twierdzić, że ukrywa przed nią swoje prawdziwe intencje dlatego trzeba je jej ujawnić w jak najbardziej możliwy przypadkowy sposób.
- Co proponujesz? - spytał coraz bardziej zaciekawiony Ante.
- Musimy zapędzić go w kozi róg. Konczą mu się bezpieczne miejsca, a ziemia pod jego stopami zaczya go parzyć. Jego ostatnim schronieniem, w razie czego jest nasz dawny dom, w którym mieszka nasz ojciec. Jeśli sprawimy, że wraz z dziewczyną sie tam znajdzie, a ojciec zechce z nami współpracować mamy cień szansy, że uda nam się ją przechwycić. Wystarczy tylko, że wyczujemy odpowiedni moment wkroczenia Nataniela do całej akcji. 
- Hm...a jak chcesz wykurzyć sprytnego lisa z kurnika?
- Wystarczy mocny impuls - Branko uśmiechnął się sztucznie. - Nie za mocny, by go zabić, ale na tyle silmy, by się przestraszył. 
- Moi chłopcy mają go nastraszyć? - Ante splótł dłonie, by przypominały pistolet i wystrzelił w powietrze.
- Krótka, szybka akcja, bez zbytniego rozlewu krwi - stwierdził dobitnie Branko.
- Oczywiście, oczywiście.. - powiedział Ante i po uściśnięciu sobie dłoni, rozstali się. 

***

- No! Zbieraj się! Nie mamy całego dnia, a ty już jesteś spóźniona! - krzyknął Artur, gdy Emi zamykała za sobą drzwi mieszkania.
- Jasne, jasne już idę - powiedziała i zeszła razem z nim po schodach. Skierowali swoje kroki na parking, gdzie czekał na nich Jaguar. 
- Więc dziś - powiedział Artur podrzucając w dłoni klucz od mieszkania. - Postaraj się, żeby zamiast ,,znośnie'' było ,,super'', okey?
- Jasne - uśmiechnęła się Emi. Weszli na parking, a Art otworzył drzwi samochodu. Dziewczyna wsiadła do środka i rzuciła plecak na tylne siedzienie. 
- Czekaj jeszcze sprawdzę , czy wszystko zabrałem - rzucił mężczyzna i obszedł auto, by otworzyć bagażnik. Emilia w spokoju czekała na niego, nie mogła przewidzieć, tego co stało się później.
  Najpierw usłyszała warkot rozpędzonego motoru. Odwróciła się, by zobaczyć, kto ośmieliłby się jechać tak szybko na spokojnym osiedlu. Miała nadzieję, zobaczyć jakiegoś młokosa bez kasku, który jedzie na swoim nowym sprzęcie, tymczasem na rozpędzonej maszynie siedział mężczyzna w czarnym skafandrze motocyklisty, choć z punktu widzenia Emi był tylko ciemną rozmazaną plamą. Drzwi bagażnika zamknęły się, Artur zamierzał już wejść do środka i w tedy t o się stało.
   Emilia usłyszała strzał z pistoletu, tylna szyba dotknięta straszną siłą pocisku rozsypała się na drobne kawałki. Dziewczyna skuliła się i pisnęła przeraźliwie, w tym samym monecie, gdy napastnik na motorze oddał drugi strzał. Emi usłyszała trzask łamanych kości i nieprzyjemny mięsisty dźwięk, stłumiony jęk bólu wypełnił jej uszy, zobaczyła, że cała jest we krwi. 
  Ale to nie była jej krew.
  Przy akonpaniamencie ryku silnika oddalającego się motoru, Art leżąc przy samochodzie od strony kierowcy zwijał się z bólu. Odprysk krwi pokrył całe przednie siedzenia w tym przerażoną dziewczynę. Koło kierownicy, na masce rodzdzielczej leżało coś, co wyglądem przypominało kawałek mięśnia wyrwanego z ciała. Emi zwymiotowała widząc makabryczny widok. Wstrząsnął nią gwałtowny dreszcz, nie potrafiła się ruszyć, wciąż wpatrywała się w ciało mężczyzny wstrząsane strasznymi konwulsjami. Jego prawe ramię było roztraskane przez siłę pocisku wystrzelonego z małej odległości, widać było sterczącą z niego białą kość, a cała ręka wygięta była pod dziwnym kątem. Artur leżał skąpany we własnej krwi, a Emi nie mogła sobie przypomnież żadnego punktu pierwszej pomocy. Pogotowie, to była jedyna trzeźwa myśl w tamtej  chwili. Otworzyła drzwi i podbiegła do mężczyzny ubrudzona jego krwią i własnymi wymiocinami. 
- Dobrze, będzie dobrze - próbowała mówić do niego, ale łzy spływały jej po policzkach, wstrząsnął nią kolejny odruch wymiotny, ale powstrzymała się i wyciągnęła z kieszeni komórkę.
- Nie-e dzw..oń - wystękał zakrwawiony, choć świadomy Art. - Gn..ot...zadzwoń... - mężczyzna drugą ręką wskazał na komórkę, którą trzymała w drżących dłoniach. - Gnot - powtórzył twardo.
   Emi zadziałała automatycznie. Weszła w kontakty i rzeczywiście znalazła tam numer zapisany jako ,,Gnot''. Gdyby była świadoma tego co robi, zauważyła by, że nie wpisywała tego numeru, ale teraz zdolna była jedynie nacisnąć zieloną słuchawkę. Odbierz...Odbierz... Z każdym sygnałem, Artur słabł coraz bardziej. 
- Słucham? - odezwał się w słuchawce męśki natarczywy i niesamowicie odpychający głos. To jednka było teraz najmniej ważne. 
- Postrzelili go! Artur...leży tutaj i pełno krwi... - wyjąkała Emi zalewajac się łzami.
- Gdzie? - spytał rzeczowo głos.
- Koło mieszkania na parkingu...on..umiera.... - wykrzyczała do telefonu.
- Zaraz będę - mężczyzna po drugiej stronie rozłączył się i Emi została sam na sam z wykrwawiającym się powoli Arturem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz