sobota, 6 czerwca 2015


Rozdział 7

    Teraz chciałą umrzeć. Naprawdę. Chciała, by powietrze wokół niej okazało się trucizną. Nagle niebyt wydawał się rozkoszą, wiele dałaby, żeby zniknąć. Jej drżąca dłoń sama wyskoczyła do przodu, pchana jakąś niewyjaśnioną siłą - ciekawością. Słowa wypowiedziane - wykrzyczane przez Artura ciągle dźwięczały jej w uszach. Nikt.  Czy kiedykolwiek była kimś więcej? Otworzyła teczkę, pierwsza strona przedstawiała jej dane. Nawet ich nie czytała, mało obchodziła ją przeszłość. Nie była niczym więcej jak wspomnieniami, które należało zapomnieć. Zobaczyła jednak coś, co na chwilę sprawiło, że świat się zatrzymał. Drukowane, czarne i kłujące w oczy litery układały się w słowa: Ojciec, a zaraz potem Nieznany. Więc nigdy się tego nie dowie. 
   Po chwili zauważyła, że wstrzymuje oddech. Przełknęła głośno ślinę i nagle przestało chcieć jej się czytać kilku następnych stron. Zabawne było to, że jej życie, jak zwykły scenariusz kiepskiego filmu, można było przelać na papier. Setki emocji stały się atramentem, dla niej było to niemożliwe. 
   Rzuciła wciąż otwartą teczkę na stół. Wściekłość pulsowała w niej, mieszała się jednak z czymś dobrze jej znanym. Ze strachem. Skąd Artur wiedział to wszytsko, o niej i Natanielu? Nataniel.. Obróciła się i zobaczyła, że chłopak szybko odwrócił wzrok, przyglądał jej się. Zauważyła, że on także nie ma ochoty czytać zawartości białej teczki. Oboje czuli, że skutkowałoby powstaniem wielu pytań bez odpowiedzi, tak zwanych luźnych końców.
-Naprawdę kogoś zabiłeś? - słowa wystrzeliły z niej, nim zdążyła je powstrzymać.
 Pokręcił głową.
-Byłem tam, ale tego nie zrobiłem. Niestety poprawczak niezbyt mi odpowiadał, więc uciekłem z domu, gdy koledzy wrobili mnie w morderstwo. Potem robiłem rzeczy, z których nie jestem dziś dumny.
  Nie chciała pytać o nic więcej. On nie był w ogóle zainteresowany jej życiem, więc chciała się odwdzięczyć. Zamiast tego spytała:
-Bierzemy udział w jego gierce?
  Uśmiechnął się cierpko.
-Dobrze to ujęłaś...gra....A my jesteśmy ledwie pionkami. Musimy najpierw rozpoznać się w planszy. Więc tak, nie mamy wyboru. 
-Tak....-pokiwała głową. - Kim on jest?
  Doczekała się jedynie wzruszenia ramionami. Wstała i nie oglądając się za siebie, otworzyła drzwi i zamierzała udać się do Artura, i potwierdzić jego propozycję.

***

-Jak ci poszło? - spytała kobieta w stroju pokojówki siedząc w salonie i wpatrując się w górski krajobraz za oknem. - Twoje krzyki było słychać, aż tutaj.
  Dociekała się jedynie krzywego uśmiechu.
-Ludziom do działania potrzebny jest mocny impuls. To musiał być wstrząs - odpowiedział mężczyzna opierając się o framugę drzwi.
-Wstrząs, powiadasz? - nie zaszczyciła go spojrzeniem. - Wolisz, żeby się ciebie bali? Mają ci zaufać.
-Wolę, żeby się bali. Zaufanie to uczucie zmienne. Tak samo jak przekonania. Wolę, żeby słuchali się mnie ze strachu, on jest niezmienny. 
-Jesteś taki przenikliwy w stosunku do wszystkich - wstała i podeszła do mężczyzny. Popatrzała mu prosto w szmaragdowe oczy i dłonią poprawiła czarne włosy. - Tylko nie dla samego siebie.
-Nie dotykaj mnie - rzucił odpychając jej rękę. 
-Dragan....
-Nie mów tak do mnie! - warknął. 
-Twój ojciec...
-ON NIE JEST MOIM OCJEM! - krzyknął. Kobieta nawet nie mrugnęła, widać była przyzwyczajona do nagłych wybuchów złości.
-Nie wyprzesz się samego siebie, chłopcze - powiedziała cicho. 
  Odwrócił się do niej plecami i poprawił kamizelkę. Przegładził włosy w tył i czekał w krępującej ciszy. Czuł, że musi coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. Usłyszał trzask drzwi. Najpierw pomyślał, że to kobieta wyszła. Odwrócił się dopiero, gdy usłyszał głos:
-Zgadzamy się - Emi bardzo starała się, żeby jej głos brzmiał na spokojny i opanowany, ale taki nie był. 
    Skinął lekko głową. 
-Muszę ci jeszcze coś pokazać, chodź za mną - zauważył falę przerażenia, która omiotła twarz dziewczyny i uśmiechnął się. Kochał być dyktatorem.
    Podszedł do niej i otworzył jej szarmancko drzwi. Nie zdążył jednak wyjść za nią, bo poczuł uścisk na ramieniu.
-To nie zwróci jej życia - szepnęła kobieta, tak żeby Emi nie usłyszała.
-A im nie zabierze - wysyczał Artur.
-Na pewno? 
  Nie odpowiedział, tylko wyszedł zbyt gwałtownie zamykając drzwi.
-Skąd to wszystko wiesz? I od jak dawna nas śledzisz? - Emila nie szczędziła mu srogich spojrzeń.
-Cóż jesteście dość znani....w naszym środowisku - mruknął i ruszył schodami na górę, dając jednocześnie znak, żeby dziewczyna ruszyła za nim.
-Kim jesteś? - spytała zimno próbując go dogonić.
-Już ci się przedstawiałem, nie pamiętasz? 
-Kim NAPRAWDĘ jesteś? - nie dawała za wygraną.
-A czy ty wiesz, kim naprawdę jesteś? - zatrzymał się i spojrzał na nią z góry. Była od niego niższa o głowę. Swoje kroki, tym razem w ciszy, skierował znów do jej pokoju. Gdy otworzył drzwi i wpuścił Emi przedem, dziewczyna zauważyła widoczną zamianę. Choć wcześciej tego nie widziała, na pewno ich tam nie było,  na jej łóżku leżała sterta książek. Zapach nowego druku wypełnił jej pokój. 
-To są książki i zeszyty do szkoły. Wszystkie przybory i plecak. W garderobie masz ubrania. Rok szkolny zaczyna się za tydzień. Do tego czasu przeniesiemy się do mojego domu niedaleko Warszawy.
-Żartujesz sobie? - srpóbowała parodiować jego kpiący uśmiech, ale po minie Artura zrozumiała, że niezbyt jej się to udało. - Ja nie chodzę do szkoły.
-Żartujesz sobie? - przedrzeźnił ją.
-Jestem pełnoletnia - złożyła ręce, przyjmując pozycję zamkniętą.
-Żartujesz sobie - powtórzył. - Masz piętnaście lat, mnie nie oszukasz. 
  Spojrzała na niego spod łba. Wiedział o niej wszystko, zrozumiała teraz co oznaczał jego wzrok w tedy, gdy pierwszy raz go zobaczyła. 
-Mam chodzić do szkoły? - spytała z niedowierzaniem.
-Taki jest warunek - powiedział. W najbliższym czasie nauczę cię p r a w d z i w e j zmyślonej tożsamości.
-Ale skoro mamy przeprowadzić jakąś akcję, która zapewna nie jest zgodna z prawem...
-Bystra jesteś - przerwał jej.
-To czy nie powinniśmy się ukrywać?
-Nie martw się, jeśli będziesz się mnie słuchać, jak grzeczna dziewczynka - pogładził jej włosy, ale ona brutalnie odtrąciła jego rękę. - To wszystko pójdzie zgodnie z planem.
-Co i kiedy zamierzasz robić?
-Wiesz, kiedy przypada październik? Wiesz co to mennica państwowa? 
-Chcesz okraść....
-Tak - znów jej przerwał.
-Dzielimy się pięćdziesiąt na pięćdziesiąt? - zmieniłą nagle temat, chciała wyjść na twardego gracza - profesjonalistę.
-Znaczy twoje 25 %, czy nie tak? 
-Może być - podeszła do książek i udawała, że przypatruje się tej leżącej na wierzchu. Tak naprawdę jej myśli były zupełnie, gdzie indziej. 
-Znałeś go? - spytała, wierząc, że nie ma nic do stracenia.
-Kogo? 
-Mojego ojca.
  Cisza.
  Usłyszała tylko trzaśnięcie zamykanych drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz