sobota, 20 czerwca 2015


Rozdział 12

   - Smith - nauczyciel zatrzymał się przy fałszywym nazwisku Emi spoglądając na nią zza staromodnych okularów. 
- Jestem - powiedziała siedząca w ostatniej ławce dziewczyna przerywając na moment obesrwację deszczowej pogody za oknem.
- Nowa? - geograf nie dawał za wygraną. Dlaczego po prostu nie da mi spokoju, pomyślała Emili, ale uprzejmym głosem odpowiedziała:
- Tak, przeprowadziłam się.
- Smith... - nauczyciel zawiesił głos na moment wpatrując się w mapę na przeciwległej ścianie. - Angielskie nazwisko, zdaje się, prawda?
- Taaak... Mój dziadek pochodził z Wysp... - stęknęła i znów odwróciła się do okna. Naprawdę nudziło ją udawanie grzecznej, z lekka zagubionej dziewczynki.
- Ciekawe.. Więc, może opowiesz nam trochę o Wielkiej Brytanii? 
  Emi odwróciła się trochę zbyt nerwowo w kierunku klasy. 
- Nigdy tam nie byłam - wyznała udając skruchę.
- Ale chyba wiesz o niej cokolwiek? - spytał unosząc krzaczaste brwi.
   Dziewczyna zobaczyła uśmiechy jej rówieśników. Wśród tych zadowolonych z jej niepowodzenia osób, znalazła jedną przyjazną, która minimalnie pokręciła głową. Dominik wyraźnie twierdził, że udawanie czegokolwiek przy tym pedagogu było prostą drogą do dekonspiracji.
- Wybaczy pan, ale niestety nie umiem powiedzieć nic nad pańską wiedzę - jej ton był pewny siebie trącący o napastliwość.
- Widzę - nauczyciel znów zaczął wyczytywać nazwiska uczniów, którzy odpowiadali ,,Jestem'' względnie ,,Obecny''.
  Emi natomiast zmagała się z wewnętrzną chęcią mordu, a co najmniej poważnego uszkodzenia stojącego pod tablicą mężczyzny. Słowo ,,widzę'' było adekwatnie obrazą jej wiedzy na temat pochodzenia, zmyślonego, ale jednak! Znów zatrzymała wzrok na Dominiku, który wyszczerzył swoje zęby w pełnym zadowolenia uśmiechu i uniósł oba kciuki do góry. Może nie będzie tak źle, pomyślała i również się uśmiechnęła.
    
***

- No, co jest! - Emi z całej siły kopnęła róg drzwiczek jej szafki, które mimo to nie chciały cię otworzyć. Rzuciła im gniewne spojrzenie i zamachnęła się, by wykonać jeszcze jedno uderzenie.
- O rany! Słyszałam, że jeseś dziwna, ale nie sądziłam, że aż tak! Już pierwszego dnia bierzesz się za największego przystojniaka w szkole! Kurczę, niezła jesteś! Widać, że wpadłaś mu w oko. 
  Taki potok słow usłyszała za sobą Emi, a gdy się obróciła zobaczyła dziewczynę ubraną w długą ciemną spódnicę, różwoy T-shirt z milionem warkoczów na głowie. Jej ubiór i wygląd był conajmniej szokujący. Zaskoczona zdążyła wydukać jedynie, ktrótkie: ,,Co?'', ale jej nowa znajoma znów podjęła przerwany wcześniej wykład. 
- Pójdziesz z Dominikiem na dyskotekdę? Jeśli tak, musisz się postarać, żeby tym laskom poopadały szczęki. One wszystkie zaczaiły się na niego już w tamtym roku, ale skutecznie je spławia. Zresztą też bym tak zrobiła na jego miejscu. To bezmuzgie tępe typowe nastolatki, prawda?
- Co? - powtórzyła Emi wciąż nie mogąc zrozumieć o czym właściwie mówi do niej ta dziwna dziewczyna.
- Nie co, tylko kto! Chyba z polskiego to ty jesteś słaba, co? Hm... Aga...
- To twoje imię? 
- Skrót od Agnieszki. O rany! Czy to pyrki? 
- Co? - nim jednak Emi zdążyła zareagować Aga wyciągnęła z jej otwrtego, nowego plecaka opakowanie pringles'ów i z prędkością światła zajęła się jego opróżnianiem.
- Taak...smacznego... - mruknęła Emi schylając się, by ponownie przekręcić kluczyk w drzwiczkach.
- Wolę paprykowe, ale dzięki. Masz problem z drzwiami?
- Taa..- mruknęła Emi, która była zajęta studiowaniem budowy zamka.
- Wiesz, że najlepiej kopnąć w róg? 
- Tak, ale to nie działa. Już próbowałam.
- Poczekaj - Aga gestem pokazała, by właścicielka odsunęła się od swojej szafki, a potem wcisnęła jej w ręce chipsy mówiąc: 
- Tylko nie podjadaj! 
  I z całej siły przywaliła stopą w drzwi, dokładnie w przeciwległe miejsce, gdzie uderzała Emi. Szafka zgrzytnęła cicho i drzwi otwarły się ukazując swoje skrywane w środku skarby. 
 - Yyy... dzięki - wydukała Emilia zwracając, a właściwie dając dziewczynie opakowanie. 
- No, to co tam was łączy? - spytała znów zabierając się do jedzenia.
- Kogo? - Julia Smith czuła, że nigdy nie odnajdzie się w rozmowie z dziewczyną.
- O rany!! - westchnęła Aga. - Mówiłam ci o tym dziesięć sekund temu! Chodzisz z Dominikiem czy nie?
- Żartujesz sobie? - Emi oburzyła się samą myślą o czymś takim.
- No co! Podobno od razu się tobą zainteresował, a musisz wiedzieć, że ja wiem w tej szkole wszystko o wszystkich. Gdy usłyszałam, że kroi nam się nowy romans od razu musialam się dowiedzieć wszystkich pikantnych szczegółów. To jak?
- Z nikim nie chodzę! - warknęła dziewczyna.
- Ale coś was łączy, prawda?
- Znamy się jeden dzień! 
- Eee tam..  Patryk i Miśka zaczęli chodzić po kilku godzinach znajomości i są razem już pół roku...
- Muszę iśc, wybacz - wystękała zła Emilia i spowrotem zatrzasnęła szafkę. Nie zwracając uwagi na wołania Agi, ruszyła do wyjścia. Zobaczyła stojący na parkingu jaguar i odetchnęła z ulgą, że ten dzień wreszcie nadszedł końca. Rozmowa z dyrektorem przyprawiła ją o niezłą paranoję i chciała jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym i pewnym miejscu. Przy Arturze.
- Jak było w szkole? - mężczyzna uśmiechnął się, gdy usadowiła się w fotelu pasażera. 
- Znośnie - odparła.
- Miałem nadzieję na ,,Było super!'' albo ,,Uwielbiam to miejsce!''. No, ale ,,znośnie'' też może być - przekręcił klucz w stacyjce i ruszył do przodu. Gdy wyjeżdżali z terenu szkoły przed oczami Emi mignęła zastygnięta w grymasie zdziwienia graniczącym z niedowierzaniem twarz Agi. Przygryzła wargę w duchu modląc się, żeby jej postawa nie była spowodowana widokiem luksusowego Jaguara albo gorzej - jego kierowcy.
   Gdy Emi znalazła się spowrotem w domu zamknęła się w pokoju i rzuciła na łóżko. Cała sytuacja była nie do zniesienia. Za każdym razem, gdy pomyślała o Natanielu miała ochcotę popełnić samobójstwo. Brak jego słów, jego obrony, a nawet dąsów był niczym nóż wbity prosto w serce wrażliwej dziewczyny. Z każdym dniem ten nóż wbijał się coraz głębiej powodując straszliwy ból umysłu i duszy - ból, którego nie można zagłuszyć, żadnymi lekami. Już dwie osoby sugerowały jej, że Artur nie jest tak idealny, jak się wydaje i Emi zaczynała poważnie zastanawiać się czy nie mają racji.
- Może obejrzymy razem film? - usłyszała stłumione wołanie Artura dochodzące z drugiego pokoju.
  Wstała z łóżka, pokusa spędzania czasu z jej mężczyzną była na tyle silna, że Emilia zapomniała o swoich wszystkich wątpliwościach. Zatrzymała się przejęta nagłą myślą. Czy ona się zakochała? To była miłość?
- Pytałem, czy może chcesz coś obejrzeć? - na widok Arta Emi podskoczyła, a jej ręka dotąd zawieszona kilka centymetrów nas klamkną cofnęła się gwałtownie.
- Och, przestań! Nadal się gniewasz za tą ,,znośną'' szkołę? No przepraszam! - mężczyzna zrobił minę zbitego psa.
- Nie.. nie, nie gniewam się - Emi z najwyższym trudem uśmiechnęła się. - Co chcesz oglądać?
- Proponuję klasyk - Notting Hill. Co ty na to? - spytał splatając swoje palce z jej palcami.
- Em...jasne. Czemu nie?
  Pociągnął ją za rękę do salonu. Jedyne co można powiedzieć o tym wieczorze to to, że był romantyczny, a Emilia nie pamiętała żadnego szczegółu z filmu, za to utwierdziła się w jednym: to jest MIŁOŚĆ.

***

- I co z nim? - spytał Branko, swojego starego przyjaciela - dr. Gnota, który skończył badanie pacjenta i wyszedł z jego sali na korytarz.
- Jest poprawa, duża poprawa. Poparzenia nie są rozległe, w porównaniu z siłą rażenia wręcz minimalne. Dobrze, że go wyciągnąłeś przed wybuchem. Trochę cię poobijał, ale to nic wielkiego. Ma duże szczęście. Jest przytomny i świadomy, nie sparaliżowany. Oprócz kilku poparzeń jest z niego okaz zdrowia! 
- To tylko twoja zasługa - przyznał z uznaniem Branko.
- No! Nie podlizuj się! To, że kryję twoje trzęsące się dupsko przed glinami, nie oznacza, że będę to robił wiecznie.
- Powtarzasz to, za każdym razem, gdy się widzimy.
- Za każdym razem mam ochotę odrzucić połączenie, gdy do mnie dzwonisz! No, cóż...muszę już lecieć, a ty pilnuj go i zadzwoń jakbyś czegoś potrzebował.
- Odbierzesz? - spytał Branko z uśmiechem.
- Ostatni raz - doktor pogroził mu zabawnie palcem i ruszył przez korytarz odprowadzony wzrokiem gospodarza zabierając ze sobą swoją teczkę.
   Branko odwrócił się w kierunku drzwi sali wzorowanej na szpitalnej i odetchnął kilka razy głęboko nim dotknął klamki. Drzwi łagodnie ustąpiły i mężczyzna wszedł do środka. Po śrdoku pokoju stało szpitalne łóżko, a na nim, ukryty pod plątaniną kabli, rurek i różnych aparatur leżał jasnowłosy chłopak.
- Nataniel? - spytał Branko głosem delikatnym i spokojnym. Wzrok chłopca utkwiony był prosto w jego oczy. Wzrok pełen przerażenia, niezrozumienia i zagubienia. Mężczyzna odetchnął znów ciężko i świadom, że najbliższe godziny zadecydują o jego przyszłości rzekł:
- Natanielu...czas, żebym wyjaśnił ci dlaczego cię uratowałem i wszystko co dotyczy ciebie i Emilii. Czas, żebyć poznał zasady gry.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz