wtorek, 30 czerwca 2015


Witam! 
Pojawił się nowy gadżet, 
mianowicie lista blogów, które czytam i polecam
---------->
Jeśli chcecie, żebym zaczął czytać waszego bloga lub 
zamieścił go na liście to dajcie linka w komentarzu :) 
Chętnie zajrzę i zostawię komentarz! :D
Zachęcam do wchodzenia na stronę
Fantastycznego Lisa :)
Zaczynamy sagę ,,Szeptem'' 
Do zobaczenia! 


 
 

poniedziałek, 29 czerwca 2015


Rozdział 16

 Ojciec Dragana tylko na pierwszy rzut oka wydawał się podobny do swoich synów. Jego włosy były jasne, czasem niemal białe, a głębokie zakola tylko pogłębiały ten efekt. Wokół oczu i ust pojawiła się siateczka drobnych zmarszczek. Oczy były inne. Choć równie zielone, wydawały się wyblakłe. Niegdyś musiał być wyższy od swoich synów, ponieważ teraz, choć się garbił, był takiego samego wzrostu. Jego postura również różniła się znacznie. Był ciut grubszy, a na brzuchu powstawał pokaźny zapas tłuszczu.
   Córka Dragana wydawała się zupełnie inna. Choć, podobnie jak ojciec, była drobna, miała jasne blond włosy, które kręciły się w naturalne loki. Patrzyła na świat zielonymi oczami, które jednak były pełne wesołych błysków. Jej psotny i wesoły charakter musiała odziedziczyć po mate. Przy tym była niesamowicie wrażliwa i empatyczna, i choć wydawałoby się to nieprawdopodobne, te cechy miała po ojcu. 
 - Jak mogłeś nie powiedzieć mi, że masz córkę! - krzyknęła Emi wbiegając do salonu.
  Jak reszta domu był wyposażony w drogie, eleganckie meble z importu. Oprócz małej biblioteczki, stołu, foteli i kanap znajdował się tu też duży ozdobny kominek. Dragan zamknął za nią drzwi rzucając ostatnie spojrzenie na srogiego mu niegdyś ojca i małą zdziwioną twarzyczkę Branki.
- Obiecałaś, że nie będziesz mnie oceniać - powiedział rzeczowo. 
- Okłamałeś mnie! - wstrząsnął nią nagły dreszcz obrzydzenia w stosunku do samej siebie. Jak mogła wcześniej o tym nie pomyśleć? Jego bratanek był w tym samym wieku co ona, to oczywiste, że Artur był od niej dużo starszy. Teraz jednak klapki opadły z jej oczu i zobaczyła kogo ma przed sobą. 
  To już nie był wystylizowany na elegancika Artur. 
  Mężczyzna, który stał przed nią był dziesięć lat od niej starszy. Na imię miał Dragan i pochodził z Bośni. Jego rodzinę stanowił brat, ojciec i córka, o której istnieniu nic nie wiedziała. Był milionerem, a pochodzenie jego majątku miało, delikatnie mówiąc, tajemniczą przeszłość. Skrytość, fałsz i obłuda były jego cechami reprezentacyjnymi. Przy tym był również zimny i stanowczy.
   Ale czy, gdy ją przytulał całe zimno ulatniało się? Czuła przecież bicie jego serca, tyle razy zapewniał, że należy do niej. Czy to nie jego kochała? 
 - Okłamałeś mnie...- powtórzyła przyciszonym głosem. Opadł na fotel i zamyślił się, a gdy wreszcie przemówił, bardzo ostrożnie dobierał słowa.
  - Przepraszam. Obiecuję, że jeśli teraz zadasz mi jakieś pytania, odpowiem na nie szczerze. Pytaj więc, bo nie mam przed tobą już żadnych tajemnic - jego niepewność, wahanie się uświadomiły jej jak bardzo musi cierpieć.
  - Gdzie jest matka dziewczynki? - wyrzuciła z siebie szybko bojąc się, że głos ugrzęźnie jej w gardle. 
 - To był przypadek. Jedna noc swobody wystarczyła, żebym dziewięć miesięcy później znalazł u siebie na wycieraczce niemowlę. Nie mogłem się nią zajmować, więc oddałem ją ojcu. Teraz są nierozłączni.
  - Kim jest twój ojciec i co to za miejsce? - Emi coraz bardziej czuła, że nie trawi tych informacji
  - Ten dom był kiedyś pięciogwiazdkowym hotelem, potem mój staruszek kupił go jak kilka innych. Aktualnie znajdujemy się niedaleko Częstochowy. 
 - Kim jest twój ojciec? - było jej coraz bardziej niedobrze.
  - No więc, moja rodzina wywodzi się z Bośni, jak już wiesz. Los skierował nas do tego kraju kilkanaście lat temu. Mój ojciec majątek zarobił na przemycie narkotyków, broni i ludzi. Był łącznikiem starej Jugosławii z Europą w tym biznesie. Był, ponieważ teraz jego rolę pełni Ante. Ten sam, którego ludzie do mnie strzelali i to przed nim cię chronię. Kiedyś wspólnie pracowaliśmy, był nam jak przyrodni brat.
  - Ale dlaczego chce mnie?! Dlaczego jestem taka ważna?! - otoczenie Emi niebezpiecznie zawirowało i dziewczyna opadła z westchnieniem na fotel.
  - Ze względu na twoje pochodzenie - wyjaśnił. - Nie mówiłem ci tego nigdy wcześniej, ale pamiętasz kiedy spytałaś mnie czy znam twojego ojca? Otóż znałem go, pracował razem z moim, ale go przymknęli. Nazywał się Paweł Pasikowski i pociągał za sznurki mafii w całej Europie. Jego słynne plany, na których zapisana była cała siatka szpiegów oraz kontaktów dawała władzę, ale był na tyle kumaty, że ukrył ją i powiedział jedynie, że odda je swojemu biologicznemu dziecku. Nie wiem dlaczego tak jest, mówią, że staruszek zwariował, ale musi być jakiś konkretny cel. O planach wie tylko Ante i nasza rodzina, my staramy się ciebie chronić, on chce cię wykorzystać do zdobycia planów. Dlatego tu jesteśmy, tu jesteś bezpieczna. Przyjdzie taki czas, że będziesz zmuszona odebrać swoje dziedzictwo, ale jeszcze nie teraz.
  Emi wciągnęła gwałtownie powietrze w piekące płuca. Była córką bandyty, ponadto jakiś mafioza na nią polował, a ona jest z tym wszystkim sama. Musi spotkać się z ojcem i odebrać plany i co dalej? Jej przyszłość waliła się z każdym słowem Dragana
  - Więc... co dalej? - spytała naiwnie, czując jak coraz bardziej szczypią ją oczy. Przełknęła łzy próbując zachować trzeźwość myślenia.
  - Więc będę cię chronił, Ante nie dosięgnie cię tutaj, ma swoje zasady. Wkrótce jednak będziemy musieli stawić czoła, temu co nieuniknione. Odbierzesz plany, a potem zniszczymy je. To zakończy całą grę, a król padnie. Szach – Mat.
  - A...co ze mną? 
 Złapał się za głowę i siedział skulony przez kilka minut. Jego uczucia wirowały po pokoju raz po raz uderzając w Emi, która coraz dotkliwiej odczuwała rany przezeń zadane w postaci poczucia winy. 
   Potem wstał jakby nagle doznał olśnienia i podszedł do fotelu Emilii. Uklęknął przy nim i delikatnie objął jej dłonie i położył je sobie na twarzy.
  - Nie jestem święty. Nigdy nie byłem, mam wiele na sumieniu, ale nie chcę twojej zguby. Żadne moje słowo nigdy nie miało cię zranić. Chroniłem cię i broniłem, stałem za tobą. Żaden mój ruch nie miał na celu zadać ci szkody. Nigdy też nie skłamałem, gdy mówiłem, że cię kocham.
  Pokręciła głową w milczeniu.
  - Daj mi czas, ja muszę to przemyśleć - szepnęła, a on posłusznie się wycofał. 
 Była mu za to wdzięczna, kiedy wyszedł i zostawił ją sam na sam z jej obecną sytuacją. Westchnęła i położyła nagle ciężką głowę na oparciu. Przymknęła powieki, spod których sączyło się słabe światło dnia. Było zdecydowanie za dużo. Za dużo rzeczy, na które nie miała wpływu, za dużo pytań bez odpowiedzi i zdecydowanie za dużo luźnych końców. Jeśli jednak takie było jej przeznaczenie musiała je wypełnić. Całe życie marzyła, by spotkać tego, który dał jej życie i nagle staje przed taką możliwością. Musi się z nim spotkać i dowiedzieć się kim naprawdę jest. Musi zaufać Draganowi, nawet jeśli ją okłamał. Miała tylko jego, a samotność to perspektywa przerażająca, która powoli zżerała ostatnie skrawki nadziei drzemiące w jej sercu. 
  Nie wiedziała natomiast czy chciałaby związać się z nim. Różnica wieku i obecna sytuacja nie były im przychylne, a fakt, że Dragan ma córkę, nie był jej na rękę. Była jednak pewna uczucia, które ich łączyło. Głębokie przeświadczenie o czyjejś bliskości i wsparciu podbudowywał ją. Jego obecność była dla niej największą z przyjemności, a gdy ją całował czuła się jak w niebie.
  Wstała i na drżących nogach wyszła z salonu. W holu nie było nikogo, cisza zaległa w starych murach przesiąkniętych stęchlizną kilku wieków. Nagle poczuła, że dusi się w tym domu, wybiegła więc szybko i westchnęła patrząc na ogromne tereny przylegające do posiadłości. Usiadła na marmurowych schodach i wpatrywała się w ruch listków małych ozdobnych krzewów na wietrze.       
  Usłyszała czyjeś kroki za sobą, ale nie musiała się odwracać by wiedzieć kto przyszedł. Dragan przysiadł się do niej z jękiem, spowodowanym zapewne przemęczeniem postrzelonego ramienia. Emi miała zbyt dużo pytań, by móc wydusić choćby słowo, siedziała więc w milczeniu czekając, aż Dragan wykona jakiś pierwszy krok.
  - To bardzo zabawne - powiedział w końcu z kwaśnym uśmiechem.
  - Co jest takie zabawne? - wysiliła się, by na niego spojrzeć, jego oczy patrzyły na nią z tak niewyobrażalnym smutkiem i żalem, że jakaś niewidzialna pięść ścisnęła dziewczynie serce.
  - Ja po prostu zapomniałem o swoich urodzinach - wyszeptał patrząc się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Emi jak zauroczona wpatrywała się w jego nieruchomy profil, a przez głowę przebiegła jej tylko jedna myśl: Był piękny.
   - Co chciałbyś dostać w prezencie? - spytała zdławionym głosem przybliżając się do niego. Uśmiechnął się i spuścił głowę, a gdy ją podniósł jego twarz wciąż miała ten obcy i nieprzyjazny wyraz.
  - Chciałbym żebyś została ze mną, mimo wszystko - stwierdził.
  Nie odpowiedziała. Czuła, że nie może obiecać mu czegoś, czego sama nie była pewna.
  - Nie planowałem tego, Emi - wyszeptał, a ich twarze znajdowały się tak blisko, że dziewczyna czuła jego oddech na policzku. - Ja...ja cię kocham, a czy ty...czy ty kochasz mnie? 
  Serce na chwile zatrzymało jej się ze zgrozy. Oto nadszedł czas wyboru, wreszcie miała zdecydować co tak naprawdę czuje do mężczyzny, który siedział przed nią i wpatrywał się w nią z przejmującą nadzieją w oczach. Wiedziała, że od tych dwóch słów, które ugrzęzły jej w gardle zależy jej bliższa i dalsza przyszłość. Czy związek nie zniszczy jej poczucia niezależności? Czy to nie będzie jedynie dowód na to, że sama nie umie sobie poradzić i że jest słaba, i nieporadna? Zgadzała się być na łasce i niełasce Dragana. Pożegnałaby się z ukochaną wolnością, byłaby przywiązana do niego i choć zapewne nigdy nie odebrałby jej swobody, to ograniczałoby ją mentalnie. Nie chciała tego, nigdy. Samotna łza wypłynęła spod jej powieki, a on czule wytarł ją kciukiem obejmując jej twarz. W tedy zdecydowała.
  - Tak, kocham cię - wyszeptała i łzy zaczęły płynąć po jej policzkach nim zdążyła je powstrzymać. Westchnęła i oparła głowę na jego barku, a on objął ją zdrową ręką. Co chwilę całował ją w czoło i wypowiadał jej imię, tak jak nikt inny tego nigdy nie robił. Emi zastanawiała się, dlaczego płacze, choć była szczęśliwa, a w jej sercu zagościł spokój.Wiedziała jednak, że ich obecna sytuacja nie była i przychylna, ich miłość był teraz ryzykiem, z którego oboje zdawali sobie sprawę. Może przez to płakała? Zastanawiała się jak to możliwe, że dwoje ludzi ma złamane serce, chociaż kochają się z wzajemnością. 

 ***

  Weszła do salonu i przystanęła w drzwiach nie wiedząc czy może wejść do środka. W kominku wesoło tańczyły płomienie łapczywie pożerając drewno, które trzaskało cicho, jakby wzywało ostatniej pomocy. Ojciec Dragana siedział w fotelu, a na jego starej, pomarszczonej twarzy igrało światło ognia. Jego syn leżał w pozycji półleżącej na sofie, z małą Branką na torsie. Dziewczynka oddychała płytko, jej rączka zwisała bezwładnie w dół, Dragan zaś wpatrywał się w płomienie, raz po raz głaskając swoją córkę po jasnych włosach.
   Emi czuła, że jest świadkiem czegoś bardzo osobistego. Obawiała się wkroczyć w intymną część życia rodziny, która przecież widziała się pierwszy raz od kilku miesięcy. Oto miała przed sobą prawdziwą definicję szczęścia.
   Staruszek jakby wyczuł jej obecność i odwrócił do niej głowę z ciepłym uśmiechem, który sprawił, że również jej kąciki ust, bez jej udziału, uniosły się do góry. Wiedziała, że to było przyzwolenie na jej obecność. Weszła więc do środka niepewnym krokiem i opadła na drugi fotel znajdujący się na uboczu. 
  Po kilku minutach Dragan wstał niezdarnie, uważając, by nie zbudzić Branki i wyszedł z salonu niosąc ją na rękach, zapewne, by położyć ją w jej własnym łóżku. Dziadek dziewczynki westchnął ciężko, co wyrwało Emi z letargu. 
 - Dragan bardzo cierpi, prawda?- Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć na to, widocznie retoryczne pytanie starca. Naprawdę przykład cierpienia wyobrażała sobie zupełnie inaczej, a już na pewno nie był nim Dragan.
  - Czy mogłabyś wysłuchać mnie? - spytał podnosząc na nią swój przeszywający wzrok. Już wiedziała, gdzie Dragan nauczył się tej sztuczki. - Już tak dawno nie miałem okazji porozmawiać z kimś od serca. Nie miałem przyjaciela.- Emi potrafiła jedynie kiwnąć powoli głową.
  - Wiesz, panienko...mam na sumieniu na prawdę straszne rzeczy, a moich win nie odkupi nic. Jedna z nich jest powodem obecnej sytuacji naszej rodziny. Trudno mi uwierzyć, że jedna decyzja zaważyła na całym życiu Dragana.
  - Nie musi mi pan tego opowiadać - odparła Emi zachrypniętym głosem. Nie była pewna czy jest gotowa na kolejne porcje informacji, które zapewne w najlepszym przypadku nie pozwoliłyby jej spać w nocy. 
 - Muszę, czuję, że jako jedyna jesteś w stanie mi pomóc. Jeszcze nigdy nikomu tego nie mówiłem - zamknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył nie było w nich ani krzty ciepła. Zaczął swoją opowieść:
 - Więc...miałem kiedyś dom. Śliczną żonę, dwóch silnych synów i piękną córeczkę. Trzymałem ich z dala od mojej pracy, by nie zostali przez nią skrzywdzeni. Pewnego jednak dnia pokłóciłem się z partnerem w interesach, a przez moją pychę i chciwość nie chciałem przystać na jego warunki. Uciekł się więc do największej zbrodni, która kiedykolwiek mnie dotknęła. Zabrał mi moje dzieci- tu zatrzymał się, a Emi miała ochotę podejść i przytulić tego skruszonego, słabego człowieka. - Potem, gdy dostałem ostrzeżenie, wciąż byłem nieugięty. Chociaż moja żona błagała mnie, bym przestał się upierać i ocalił nasze dzieci, nie zrobiłem tego. To była najgorsza decyzja w moim życiu, co noc śni mi się moja żona, która prosi mnie na kolanach o ocalenie naszych dzieci. W końcu jednak jakiś dobry Anioł Stróż ulitował się nade mną i przyprawił mnie o poczucie winy, które okazało się zabwienne. Nie wytrzymałem i po kilkunastu dniach zszedłem ze swojego stanowiska i zażądałem, by oddali mi synów i córkę. Dopiero później dowiedziałem się jaki dramat rozegrał się w kraju, do którego przewieziono Branka, Dragana i Mię. W Polsce. Gdy ludzie mojego wspólnika się upili, zechcieli się zabawić, więc dali dzieciakom broń i kazali do siebie strzelać. Gdy Dragan odmówił, wzięli Branka i na jego oczach, zaczęli go torturować, rozumiesz? T o r t u r o w a ć. Czternastolatka.... Dragan kochał swojego brata, jak nikt inny. Naprawdę, nigdy się nie kłócili, zawsze się nawzajem wspierali i bronili. Ludzie, gdy się boją robią i mówią rzeczy, których normalnie nigdy by nie zrobili. Dwunastolatek chciał ocalić starszego brata więc wymierzył w młodszą siostrę, mając nadzieję, że uratuje w ten sposób ich wszystkich. Los chciał jednak, by kula, którą Dragan posłał w stronę Mii, trafiła w płuca. Moja mała córeczka udusiła się i zmarła. 
  Ojciec Dragana zaczął się trząść ukrywając twarz w dłoniach. Emi wstała i uklękła przy fotelu staruszka, ujęła jego dłonie i wytarła łzy spływające mu po policzkach.
 - Dragan do dziś nie może sobie wybaczyć, że zamordował swoją siostrę. Plany, które zdobędziesz od swojego ojca wskażą nam osoby, które na prawde były odpowiedzialne za śmierć Mii. Dragan niczego więcej nie pragnie, jak pomścić swoją siostrę, ja też tego chcę. Musisz nam pomóc. Musisz - zajrzał jej głęboko w oczy. Rozpacz, która się w nim gotowała musiała być nieznośnie bolesna, a skoro Dragan przeżywał to samo, musiał bardzo cierpieć. 
 - Pomogę ci, jutro Dragan ma mnie zawieść do ojca, zdobędę te plany i pomścisz swoje dziecko - przysięgła i przytuliła starszego, łkającego pana siedzącego w fotelu obok kominka.

piątek, 26 czerwca 2015


Rozdział 15

- Dragan.....czy ty...czy ty to zrobiłeś? 
   Cisza.
- Zabiłeś go?
- Będą cię podejrzewać. Musisz zabrać Dominika i uciec z kraju. Pomogę ci.
- Gdzie mam się schować? 
- Mam kilku dobrych  przyjaciół, którzy dadzą ci azyl. Mam kontakty w mediach i w policji, sprawa szybko przycichnie, postaram się o to. Będziecie bezpieczni, obiecuję.
- Dziękuję ci, a czy...czy ty dołączysz do nas?
  Cisza. Kilka głębokich wdechów.
- Nie mogę, Elizo. 
- To przez tę dziewczynę prawda? 
- To...to trudne. Jesteś żoną mojego....brata..Nie mogę.
- Dominik bardzo chce się z tobą spotkać.
- Jak on to znosi? Czy zna prawdę?
- Jak zawsze, wie wszystko. Dobrze wiesz, że on i Branko w ogóle się nie widywali. Byli sobie niemal obcy. 
  Krótki, urywany śmiech.
- Jesteś mu jak ojciec. 
- Nie mogę do was dołączyć.
- Już mnie nie kochasz, prawda? Ta dziewczyna...Teraz jesteś z nią, tak?
- To wszystko jest bardzo skąplikowane.... 
- Kochasz mnie jeszcze? 
- Kochałem....kochałem nad życie, ale teraz...teraz istnieją rzeczy ważniejsze niż miłość. 
- Mam nadzieję, że wy....będziecie szczęśliwi.
- Moja nadzieja już się ulotniła.
- Gdzie się teraz udasz? Co zrobisz?
- Pojadę do ojca i Branki, zabiorę Emi ze sobą. Muszę najpierw wyzdrowieć, przemyśleć to wszystko. 
- A co z chłopakiem, którym Branko przed tobą ukrywał?
- Nie ma go w szpitalu, zapewne Gnot, go przeniósł. Staruszek widać staje po drugiej stronie barykady.
- Dominik chciałby jechać z tobą.
- Nie może, niech zostanie z tobą. Przy matce będzie pewniejszy, ma się tobą opiekować w moim imieniu.
- Mówi, że chciałby zobaczyć swoją siostrę. Dawno się nie widzieli.
-  Powiedz mu, że to jest niemożliwe. To wszystko i tak poszło za daleko. Branka miała być bezpieczna u ojca, zdala od wszystkiego.
- Muszę ci przypomnieć, że to także moje dziecko. Tęsknię za nią, Dragan.
- Ja też. 
  Cisza. 
- Co z psem?
- Jakim psem?
- Branko przywlókł ze sobą jakiegoś psa, był w domu podczas wybuchu. Powiedział, że nie mógł go zostawić na śmierć.
- Loki....Możesz zabrać go ze sobą? 
- Mogę powiedzieć, że to prezent od ciebie dla Dominika. Ucieszy się. 
- Taak....to dobry pomysł. 
- Więc....powodzenia.
- Tak, wzajemnie. 
- Kochamy cię, oboje. 
- Ja...ja też was kocham...

***

 - Gdzie jedziemy? - spytała Emi po raz setny. 
- Nie możesz znać położenia następnej kryjówki, na wypadek gdybyś kiedyś postanowiła stanąć po drugiej stronie barykady - wytłumaczył spokojnie Artur siedzący naprzeciwko niej. 
  Od kilku godzin jechali pociągiem, a krajobraz za oknem wciąż się zmieniał. Emi nie została wtajemniczona w szczegóły przeprowadzki, nie spakowała nawet swoich rzeczy. Art zarezerwował cały przedział, dzięki temu mogli rozmawiać w miarę swobodnie. Emi nienawidziła tak nagłych zmian w planie, zwłaszcza, że chodzenie do szkoły zaczęła tolerować, polubiła też Dominika i chciała utrzymać z nim jakikolwiek kontakt.
- To chyba niemożliwe... - popatrzała się na niego spod uniesionych brwi, a on parsknął śmiechem. Emi od razu zauważyła, że od chwili wyjazdu jest nieswój. Zdecydowanie za mało się uśmiechał i mówił. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie interesował go świat zewnętrzny. 
-  Musiz wiedzieć - przemówił do szyby w oknie, głośno przełykając ślinę. - Cokolwiek zobaczysz albo usłyszysz tam dokąd jedziemy, nie myśl o mnie źle. 
- Więc gdzie jedziemy? - spytała z lekka przestraszona dziewczyna.
- W bezpieczne miejsce - mężczyzna syknął cicho i złapał się za ramię. Prawa strona jego torsu była wyraźnie pogrubiona przez bandaże. Emi nie wiedziała co musi być, aż tak ważne, że Artur nie może zostać w szpitalu, który na pewno niebezpieczny nie był.
- Kto właściwie w tedy strzelał? - spytała, a głos jej lekko zadrżał na wspomnienie zamachu. Wzdrygnęła się przypominając sobie o sile postrzału i roztrzaskanym barku Arta. Zauważyła, że od tamtego czasu, mężczyzna widocznie unika używanie prawej ręki, nie wiedziała jednak czy to z powodu bólu, czy też uszkodzenia nerwów.
- Mój wróg...demon przeszłości. 
  Emi spoważniała przypominając sobie, że takiego samego określenia użył dyrektor szkoły. Demony przeszłości. Czy powinna powiedzieć Arturowi o tamtej rozmowie? 
- Ante - wyszeptała i momentalnie pochwyciła jego groźny, pełen nieokiełznanej furii wzrok. Przestraszyła się, ale potem oczy Arta stały się zimne i nieobecne. 
- Tak - wyszeptał wpatrując się w nią martwymi oczami. - To przed nim cię chronię. Mój brat ci powiedział, prawda?
  Pokiwała głową, niepewna jego reakcji. Uśmiechnął się krzywo.
- Zawsze chciał mieć wszystko pod kontrolą - powiedział to nieprzyjemnie ostrym i zjadliwym tonem, który bardzo nie podobał się Emi. Obiecała sobie, że więcej nie wróci do tego tematu. 

***

   Jeśli Emi pierwszy dom, w którym była z Arturem nazywała willą, to ten był pałacem. Dosłownie. Kilkupiętrowy, rozbudowany budynek był ogromny. Eleganckie wieżyczki i ogromny plac z fontanną w reprezantacyjnej części budynku były imponujące. Idealnie przystrzyżony trawnik i krzewy były zasługą pracy naprawdę dobrego ogrodnika. W środku wszystkie pokoje były luksusowe. Wszystkie meble zabytkowe, a detale wykonane ze złota, srebra lub marmuru. Był idealny.
- Gdzie...gdzie my jesteśmy? - spytala oszołomiona, gdy wchodzili po schodach do frontowych drzwi.
- W domu -  drżenie jego głosu zdradziło falę wzruszenia, która nim wstrząsneła. Bez słowa weszła za nim i otworzyli duże hotelowe drzwi.
- Jestem! - krzyknął od progu Artur, a echo jego głosu poniosło się po holu. 
   Najpierw nic się nie działo. Potem Emi usłyszała skrzypnięcie drzwiami i malutka jasna główka wychyliła się zza gzymsu. Artur widząc to dziwne zjawisko uklęknął i rozłożył szeroko ręce. I oto stało się coś, co Emi zmroziło krew w żyłach.
- Tata! - wykrzyknęła mała dziwczynka i podbiegła co sił w malutkich nóżkach do Artura. Dopadnąwszy jego szyję, zawiesiła się na niej z radosnym dziecięcym okrzykiem. Mężczyzna zaś wstał i przytulając ją mocno zaczął wirować po wypastowanej podłodze. 
- Wróciłeś! - wykrzyknęła jeszcze raz dziewczynka i zaczęła całować każdy skrawek twarzy Artura.
  Wmurowana w podłogę Emi nie wypowiedziała żadnego słowa. Z jej ust wydobył się cichy świst, kiedy powietrze wyleciało jej z płuc. Zwyczajne nie wiedziała co powiedzieć, właśnie działo się coś, czego absolutnie się nie spodziewała.
   Art postawił małą dziewczynkę na ziemi i trzymając ją za rączkę poprowadził w kierunku Emi. Uklęknął obok niej i spojrzał z dołu na wstrząśniętą dziewczynę. 
- Emilio, chciałbym ci przedstawić Brankę - moją córkę.
  Dziecko onieśmieliło się i przycisnęło mocniej do ojcowskiej ręki. 
- Masz...córkę... - wykrztusiła Emi.
- Obiecałaś, że nie będziesz o mnie myśleć źle. 
- Jaa... - Emi westchnęła patrząc w oczy dziecka, identyczny szmaragd jak u Artura. Nagle poczuła się upokorzona i oszukana. Poczuła jak jej twarz i dekolt oblewa szkarłatny rumieniec. Nagle myśl zatrważająca przyszła do jej głowy. 
- Ile ty właściwie masz lat? - spytała patrząc na niego podjerzliwie.
- Dwadzieścia pięć - przyznał bez cienia skruchy. 
- Dwadzieścia pięć - powtórzyła szeptem i ręce jej opadły. Chwyciła się za głowę i mocno nią potrząsnęła.
- Masz rodzinę? Gdzie matka dziewczynki?
- Nigdy nie byłem żonaty, jeśli o to ci chodzi. Błagam nie rozmawiajmy o tym, przy małej... - powiedział przyciszonym głosem.
- No proszę! - odezwał się pełen barytonu ryk za nimi. - Syn marnotrawny powraca! 
  U szczytu schodów stał wysoki, czarnowłosy mężcyzna. Kolejny klon Dragana i Branka. 
- Witaj...tato...- powiedział Artur.
- Dragan...wreszcie odważyłeś się odwiedzić starego ojczulka! Niańczę ci dziecko, a ty nie pojawiłeś się tutaj już od kilku miesięcy.
- Przepraszam, tato - Artur wyszczerzył zęby. 
- O Boże! Tato?! To twój ojciec?! - wykrzyknęła Emi.
- A to zapewne Emilia, tak? - spytał wesoły starszy pan schodząc na dół. Podszedł do dziewczyny i energicznie potrząsnął jej dłonią. 
- Tato...musimy porozmawiać...- szepnął Artur.
- Nie teraz synu, nie teraz. Interesy potem, teraz muszę zachować się jak dobry gospodarz i choć przez chwilę jak dobry ojciec! Na pewno jesteście głodni, Draganie, Emilio?
- Dlaczego on mówi do ciebie Dragan? - spytała Emi.
- Ponieważ - wycedził niedoszły Artur. - Tak mam na imię. Pochodzę z Bośni i Hercegowiny. Mam córkę, która mieszka z moim ojcem w pałacu. Jestem dwudziestoletnim milionerem, a mój brat jest dyrektorem szkoły. 
   W tym momencie opadła maska, którą Dragan nosił przez prawie całe swoje życie.

   

wtorek, 23 czerwca 2015


Rozdział 14

   - Będzie dobrze - powiedział doktor Gnot wychodząc z sali operacyjnej jego prywatnego Warszawskiego szpitala. To tutaj właśnie został przetransportowany Artur samochodem lekarza, do którego dzwoniła Emi. Potok wydarzeń mnknął zdecydowanie za szybko jak dla piętnastoletniej dziewczyny. Jeszcze niedawno próbowała, za radą doktora podtrzymać z mdlejącym Arturem rozmowę na tylnym siedzeniu auta. Potem czekała, niewiadomo ile czasu, aż skończy się operacja zmasakrowanego przez pocisk ramienia. Do wstrząśniętej Emilii dołączył zaalarmowany przez nią Branko i razem czekali, aż dostaną jakiekolwiek wieści. Wreszcie się doczekali.
- Stracił dużo krwi, ale przetoczyliśmy ją i na razie jest stabilny.
- Wszystko się udało? - spytał brat poszkodowanego raz po raz zaciskając pięści.
- Cóż...- lekarz zamyślił się. - Usunęliśmy pocisk, ale narobił naprawdę ogromne spustoszenie. Staw był całkowicie roztrzaskany, ręka wisiała praktycznie tylko na skórzei kilku ścięgnach. Nie wiemy, czy odzyska jakąkolwiek sprawność, choć zespoiliśmy nerwy. Rehabilitacja oczywiście zwiększy szansę na wyzdrowienie, ale na tę chwilę nie jestem w stanie powiedzieć niczego więcej. Jednak jego życiu nic nie zagraża.
- O Boże...- westchnęła Emi i opadła na plastikowe krzesło. Dłonie potwornie jej się trzęsły, ze zdenerwowania ledwo oddychała. 
- Idź do łazienki i lepiej się umyj, nie wyglądasz najlepiej - stwierdził Gnot krzywiąc się na widok poplamionych krwią i wymiocinami ubrań dziewczyny. - Zechcesz podpisać wszystkie dokumenty? - zwrócił się do Branka. - Mam rozumieć, że to ty bierzez odpowiedzialność, za nieprzytomnego brata, tak?
   Mężczyzna pokiwał głową i udał się z nim do gabinetu lekarskiego, a Emi na chwiejnych nogach do łazienki.

***

 Gnot pchnął drzwi gabinetu, a Branko wślizgnął się za nim. Mężczyzna był widocznie zdenerwowany, oparł się o blat biurka zaściełanego papierami i popatrzał z szaleństwem w oczach na brata jego pacjenta.
- Cholera, Branko chciałeś zabić własnego brata? - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Bracia byli mu bliscy sercu, gdyż czuł się za nich odpowiedzialny. Przez pewien czas zastępował im ojca, którego był serdecznym przyjacielem i zawsze służył mu lekarską wiedzą. Widok kłócących się braci przyprawiał go o ogromny smutek i rozczarowanie. Nigdy jednak nie przypuszczał, że mogą się nawzajem pozabijać.
   Kilka dni temu Branko zgłosił się do niego i powiedział, że niedługo Dragan będzie potrzebował jego pomocy. Polecił staremu lekarzowi, żeby nie ruszał się z miasta, bo może być w każdej chwili potrzebny swojemu podopiecznemu. Staruszek nie przespał kilku nicy z rzędu martwiąc się o Dragana. Teraz wszystko układało się w logiczną całość, ale mężczyzna nie pojmował dlaczego Branko zlecił zamach na własnego brata lub, jeśli o nim wiedział, czemu nie zareagował odpowiednio, by go przed nim uchronić. Obie te opcje czyniły go tak samo winnym.
- Nie chciałem, przestań mówić tak, jakby już nie żył. 
- Kilka centymetrów i byłby kaleką do końca życia - lekarz zmarszczył brwi przyglądając się z nadzieją mężczyźnie, tak jakby zaraz miał powiedzieć coś, co rozwiałoby wszelkie podejrzenia co do niego. 
- Nie było takiej możliwości, strzał był doskonały.
- Wiem..- Gnot zamyślił się. - Dlatego podjerzewam że mogli to zrobić ludzie na polecenie tylko jednego człowieka. 
- Nie wiem o czym mówisz...
- Przestań pieprzyć, Branko! - wykrzyknął lekarz. - Jeśli człowiek Ante pomyliłby się albo nagle zachciałoby mu się kogoś zabić, to Drag już by nie żył i dobrze o tym wiesz! Jak mogłeś zrobić coś takiego?!
- Jestem przyparty do muru - stwierdził zrozpaczony Branko. - Nie mam wyjścia. Dragan znów wplątał się w tę całą grę i nie mogę pozwolić, żeby nasza rodzina znów stoczyła się na dno. Żebym musiał martwić się o Dominika i zastanawiać się każdego dnia czy widzę go ostatni raz!
- Poświęcasz brata dla syna? To jest twoje wyjście? 
- Drag musi się usunąć, żebym mógł odkręcić to, w co wszystkich nas wpakował. Musi wyjechać do ojca, inaczej nie mogłem go zmusić!
  Lekarz westchnął. 
- Obyś tylko sam, nie wplątał się w coś gorszego - powiedział i skierował swoje kroki do drzwi, po drodze poklepując Branko po ramieniu. - Jeśli Dragan dowie się, że stanąłeś przeciwko niemu nie odpuści.
   Gnot zbyt długo znał całą ich rodzinę, by nie umieć przewidzieć reakcji któregoś z jej członków. Chociaż dla większości ludzi jego drodzy przyjaciele byli skryci, fałszywi i nieprzewidywalni, dla niego byli jak otwarte księgi. Dziwił się, że mimo swojej wiedzy jeszcze żyje, wiedział bowiem dobrze, że bezwzględność dla osób, które mogły w jakikolwiek sposób zagrażać rodzinie była piorunująco przerażająca, a ludzie ci zwykle ginęli śmiercią tragiczną. Wysuwał się pewien nikły wniosek, że ci zimni i obojętni na świat ludzie lubią go lub być może szanują. Cieszył się z ich przychylności i pomagał im tak często jak tylko mógł.
- Branko, on cię uwielbia. Stawał za tobą murem zawsze i wszędzie. Kocha cię. Nie krzywdź go, proszę - w głosie staruszka drgnęła nuta wzruszającej błagalności, która ścisnęła Bośniaka za serce.
- Dobrze - odpowiedział łamiącym się głosem.
   Lekarz uśmiechnął się krzywo.
- Chodź, ta dziewczyna cię potrzebuje - wyszli razem na korytarz.

***

  Krople deszczu bębniły o szkolne okna. Głowa Emi powoli opadała, aż śpiąca dziewczyna huknęła nią o oparcie krzesła. Podskoczyła w miejscu czując promieniujący ból w potylicy. Sięgnęła ręką do miejsca, w którym się uderzyła i opuszkami palców wyczuła rosnący siniak. Westchnęła i oparła głowę o blat ławki. Nienawidziła tej szkoły, gdyby tylko mogła wyszła by stąd i ani wredni uczniowie, ani napuszeni nauczyciele nigdy by jej więcej nie widzieli. Dyrektor jednak uparł się, by mimo wszystko uczęszczała do szkoły w miarę normalnie, a Dragan przez ten czas dochodził do siebie w prywatnym szpitalu dr. Gnota i już od kilku dni Emi nie miała z nim kontaktu. Kilka uciążliwie samotnych dni.
   Westchnęła ponownie i spojrzała na nauczyciela historii, który chyba nudził się na lekcji bardziej niż młodzież. Emilia podjerzewała, że jedyna historia jaką zna to jego przeglądarki, ponieważ jego lekcje zwykle polegały na zwyczajnej samowolce wśród uczniów. On w tym czasie wolał bawić się telefonem, albo patrzeć w okno, a wszyscy byli pewni, że jego myśli nie krążą wokół szkoły. Emi zastanawiała się jaki diabeł pchnął go na pedagogikę. Nikomu jednak obecna sytuacja nie przeszkadzała. Zewsząd dało się słyszeć głośno rozmowy i śmiechy, niektórzy odważniejsi puścili nawet muzykę z telefonów.
  Spojrzała na siedzącego obok Dominika, który zawzięcie czytał książkę, nie reagując na otaczającego go hałasy. Emi podniosła okładkę, by zobaczyć tytuł ,,Tunele''. 
- Fajne to? - spytała.
- Nie wiem dopiero zaczynam, ale jest okey - mruknął ze złością patrząc na rozchichotaną grupę dziewczyn siedzącą w ostatniej ławce. - Są strasznie wkurzające, prawda?
- Bardzo - przyznała Emi. - Podobno się wokół ciebie kręciły.
- Skąd takie przypuszczenia? 
- Em...- dziewczyna przez chwilę nie umiała przypomnieć sobie imienia. - Jakaś Aga zaczepiła mnie niedawno i zaczęła nawijać o tobie i dziewczynach. Twierdziła, że ze sobą chodzimy.
- Tak, już wiem o kogo chodzi - rzucił nie podnosząc wzroku znad książki. - Jedyne o czym potrafi mówić, to plotki, ale dzięki niej można się wiele dowiedzieć. 
- Wierzysz w te głupoty?
- Nie wierzę, ale staram się zawsze mieć nad wszystkim kontrolę. Jeśli poszerzę swoją wiedzę na temat jakiegoś człowieka, łatwiej mi będzie zdobyć jego względy lub na odwrót - zrazić go do siebie.
  Emi zamyśliła się. Wcześniej nie przypusczała, że Dominik, aż tak może przypominać Artura. Zmarszczyła brwi znów przywołując do siebie złe wspomnienia.
- Jaka jest relacja między wami? - spytała.
- Między kim? - spytał zdziwiony. Emi dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie wymieniła imienia postrzelonego mężczyzny.
- No..między tobą i Arturem...Jak to wygląda? Wiecie, że jest...
- Oszustem? Tak. Wiesz..cała nasza rodzina siedzi w tym po uszy.
- A ty? I twój ojciec? 
- Tata próbuje się od tego odciąć, ale no cóż... Złodziejstwo mamy w genach.
- A ty co o tym sądzisz?
- O czym? 
- No... o kradzieżach i innych..
- Wiem, że ty też masz swoje za uszami. 
  Zaczerwieniła się, choć wiedziała, że Dominik miał rację była na niego zła. 
- Ty pewnie też, krętaczu...
- Nie przeczę - stwierdził dobitnie, a jego głos brzmiał niesamowicie stanowczo.
   Jego wyznanie ją zaskoczyło. 
 - Wciąż jednak nie odpowiedziałeś jakie są relacje między wami? Jak to wygląda...no wiesz w normalnej rodzinie?
- Normalnością tego chyba nie nazwiesz....
- Więc?
- Jest... - głos mu się załamał. - Dobrze jest. Zawsze.
   Dzwonek zabrział na korytarzu i Dominik zerwał się z miejsca i oddalił szybkim krokiem. Oboje byli świadomi, że chłopak powiedział o kilka słów za dużo. 

***

- Więc wszystko u niej dobrze? - spytał Nataniel słabym głosem. Ostatnie dni nie były dla niego łaskawe, jego stan odrobinkę się pogorszył. Częściej miewał gorączkę i trochę więcej spał.
- Tak - odpowiedział Branko. - Chodzi do szkoły. Nic jej nie grozi. 
- Nie mogę uwiezić, że jest w łapach tego... tego....uh...- opadł na poduszki wyzuty z sił.
- Nie denerwuj się. Niedługo będziesz miał okazję, by jej pomóc, ale musisz nabrać trochę więcej sił i ciała, zgoda?
- Jasne... - mruknął Nat. W tej samej chwili Branko poczuł, że telefon wibruje mu w kieszeni marynarki. Wyciągnął go, a na widok, kto do niego dzwoni krew odpłynęła mu z twarzy. 
  Dragan.
  Zaczął więc myśleć gorączkowo, skąd jego brat wziął telefon? Wciąż przebywał w klinice i kurował się po postrzale. Jak więc możliwe, że do niego dzwoni?
- Muszę wyjść - szepnął i zdając sobie sprawę, że jego głos nie zabrzmiał naturalnie powtórzył:
- Wychodzę, odwiedzę cię jeszcze.
  Ale Nat zapadł właśnie na właściwą dla swojego stanu drzemkę. Branko wyszedł więc pośpiesznie zamykając za sobą drzwi szpitalnej sali. Odetchnął głęboko i odebrał telefon.
- Słucham? - rzucił w słuchawkę swobodnym tonem.
- Co u ciebie braciszku? - usłyszał drżący głos Dragana, który jeszcze bardziej go zdenerwował. Coś musiało się stać.
- Powinieneś leżeć w łóżku i odpoczywać - skarcił go Branko.
- Wiem, co powinienem - warknął Drag.
- Jak masz tak na mnie fukać to...
- Gdzie jesteś? - przerwał mu głos ze słuchawki.
- W gabinecie. U mnie w domu - odparł Branko mając nadzieję, ze jego głos nie zdradził kłamstwa.
- Nie sądzę - mężczyźnie na chwilę zatrzymało się serce. - Gdyby tak było, braciszku to rozmawialibyśmy twarzą w twarz.
  Oddech Branka ustał, przez te kilka sekund wydawał się być trupem z pustką w głowie i ogniem w sercu.
- Jesteś u mnie? - spytał.
- Wiesz co... uściskaj Nataniela ode mnie i życz mu szybkiego powrotu do zdrowia - a potem się rozłączył. 
   Branko ze ściśniętym ze strachu sercem wybiegł z ośrodka po drodze wybierając numer Gnota.
- Dragan do mnie dzwonił. Uciekł wam i jest u mnie w domu - wykrzyczał do słuchawki wsiadając do swojego Mercedesa. 
- To niemożliwe.... - Gnot zamilkł na chwilę, w słuchawce słychać było jedynie jego nierówne sapanie. Zapewne biegł teraz do sali Dragana. - Nie ma go...
- Wiem! - krzyknął Branko. - Jak to się stało?
- Nie mam pojęcia! Jedziesz do niego? 
- Muszę. W moim gabinecie są wszystkie papiery Nataniela z twojej kliniki i wszystkie dowody na moją współpracę z Ante. Cholera, jak on je znajdzie...to po mnie.
- Znając Dragana - powiedział spokojnie staruszek. - To już je ma. 
- Kazał mi pozdrowić chłopaka. To koniec.
- Uważaj na siebie, proszę.
- Muszę kończyć, dojeżdżam - i rzucił telefon na siedzenie kierowcy wybiegając z auta.
- Uważaj na sie...- głos lekarza umilkł, gdy Branko zatrzasnął drzwi samochodu. Wbiegł po schodach i pchnął otwarte drzwi.
- Dragan? - rzucił od progu słabym głosem.
   Cisza.
- Dragan! - powtórzył mocniej i swoje kroki skierował do gabinetu. Delikatnie otworzył drzwi i zobaczył siedzącego w fotelu przy oknie brata, który odwrócił się w jego kierunku. - Co ty wyprawiasz?!
   Mężczyzna spojrzał się na stojącego w progu przybysza z dzikim błyskiem w oku, ledwo powstrzymał się od zaciśnięcia dłoni w pięści. Wskazał podbródkiem na stos papierów leżących w nieładzie na biurku.
- Co to jest? - spytał beznamiętnym głosem. 
   Jego brat westchnął i oparł się o futrynę. Nie miał już nic do stracenia.
- Zrozrum Drag, że musiałem to zrobić. Zaczynasz szaleć, znowu zadzierasz z Ante. Mam czekać w spokoju, aż porwie Dominika dla okupu, tak jak nas kiedyś? Chcę by moja rodzina była bezpieczna...
- Ja jestem twoją rodziną - szepnął Dragan.
- Wiem! Wiem! - krzyknął Branko. - Ale ta dziewczyna ściągnie na nas kłopoty! Zemsta nie zwróci życia naszej siostrze! Pogódź się z tym! 
  Błysk w oku Dragana zniknął zastąpiony przez pustkę, w której ginęły wszystkie emocje.
- Jak możesz tak mówić, skoro widziałeś jak ją zabijali... To nasz obowiązek poświęcić wszystko, by ją pomścić...
- Nie! Naszym obowiązkiem jest wybaczyć im i żyć teraźniejszością, rozumiesz? 
  Dragan odwrócił wzrok, potem bardzo powoli wstał i jego brat mógł go podziwiać w pełnej okazałości. Jego rękę i tors pokrywały grube bandaże, a cała sylwetka była zniekształocona.
- Przepraszam...- szepnął wzruszony Branko. 
- Wybaczam ci....Kocham cię bracie - mężcyzna podszedł do niego i objął go serdecznie. Łkający Branko wtulił się w ciało brata i razem trwali w takiej pozie przez kilka minut.
- Kocham cię - szepnął Branko ściskając swojego brata. Czuł, że teraz wszystko się uda i wszystko się naprawi, że jego rodzina znów będzie szczęśliwa.
- Za miłość bracie - szepnął mu wprost do ucha Dragan i przyłożył kryjący w spodniach pistolet do brzucha brata. Lufa zagłębiła się w jego ciele, a mężczyzna nacisnął spust. Huk wystrzału wypełnił mu uszy, a w nozdrzach poczuł znajomy zapach prochu. Ściana za Brankiem pokryła się czerwienią, również Dragan poczuł jak jakaś lepka maż wnika w jego ubranie. Mężczyzna ze zdzwieniem w oczach przyglądał się bratu powoli opadając na ziemię, z jego ust wydobył się cichy chrobot, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć. Drag objął mocniej swojego brata i zakołysał nim lekko. Poczuł na szyi jego nierówny, płytki oddech, który nagle ustał a całe ciało zesztywniało. Dragan położył go na ziemi, kałuża krwi na podłodze powiększała się stopniowo. Mężczyzna odgarnął bratu włosy ze spoconego czoła i przyglądał mu się. 
- Przepraszam braciszku, ale ja nie mogę zapomnieć. Opiekuj się naszą siostrzyczką.
    Po domu poniósł się rozpaczliwy płacz szaleńca.

 

niedziela, 21 czerwca 2015


Rozdział 13

   Branko zatrzymał się przed wejściem do klubu. Rozejrzał się po prawie opustoszałej ulicy i wszedł po schodach, a przy wejściu zatrzymał go gruby, napakowany i śmierdzący potem ochroniarz.
- Kolejka jest cwaniaczku. Na koniec! - warknął zagradzając mu przejście. 
- Idę się spotkać z Antem - odpowiedział tamten spokojnie.
   Ochroniarz spojrzał na niego spod łba.
- Aaa..to ty...dobra właź, tylko go nie wkurzaj, ma zły humor - mruknął i usunął się z przejścia.
- Dziękuję - odpowiedział Branko uprzejmie, w odpowiedzi usłyszał jedynie nieprzyjazne warknięcie, więc czym prędzej wszedł do środka. Głośna muzyka techno uderzyła w jego wrażliwe uszy, wypełniając głowę nieprzyjemnym dzwonieniem. Było tuż przed północą, a na parkiecie bawiło się sporo osób, on jednak nie zamierzał dziś tańczyć. Swoje kroki skierował do jednego ze stolików stolików, raz po raz oświetlanego kolorowymi światłami dyskotekowych lamp. Usiadł przy stoliku i rozpiął guzik marynarki, wzdychając ciężko. 
- Branko! - na dźwięk swojego imienia wykrzyczanego mu wprost do ucha serce ścisnął mu lęk. -
Pozdravljam vas u moj skromni dom! - mężczyzna, który stał za nim uścisnął mu dłoń z niedźwiedzią siłą. Przysiadł się do jego stolika, a Branko wiedział, że rozmawia z jednym z czołowych graczy w grze. 
- Musimy porozmawiać! - odkrzyknął warząc każde słowo. Jeśli jego język okazałby się zbyt długi, Ante chętnie by go skrócił w jak najbardziej bolesny sposób. Bezwzględność - to była cecha, która doprowadziła go do jego obecnej pozycji.
- I što je ! - wykrzyknął tamten z prawdziwym bałkańskim akcentem. - Wyparł się swojej ojczystej mowy? 
- Niczego się nie wyparłem, zbyt wiele czasu spędziłam w tym kraju, by wciąż pozostać Bośniakiem. 
- Polska i mnie dała schronienie. Jesteśmy więc jak bracia w tym obcym sercu kraju - przemówił Ante zamyślonym tonem. - Co u Dragana? Wciąż posvađao sa svojim ocem?
- Właśnie o nim chciałem porozmawiać - zaczął pewnie Branko.
- Aaa...cyli interesi.... Dobrze, czego chcesz? Tylko nie proś mnie o zabójstwo! - pogroził mu palcem. - Zbyt wiele mnie z Draganem łączy, bym mógł mu życie odebrać.
- Nie chcę jego śmierci. Wszyscy walczymy o tę samą stawkę. O plany, które Pasikowski zabrał ze sobą do więzenia i zapowiedział, że odda je tylko swojemu biologicznemu dziecku. Plany te, są jedynym kluczem do rozszyfrowania największej siatki szpiegowskiej w Europie i ogromnej mafii, która opanowała cały nasz kontynent, jeśli nie więcej. 
- Nie musisz mi tłumaczyć, sam dobrze wiem. Wiem też, że wam obu zależy nie na samej władzy, tylko na wiedzy - Ante zilustrował go wzrokiem. - Czy plany te, nie wskażą wam osób, które tak wcześnie odebrały wam obu siostrę?
- Owszem - choć Branko bardzo starał się zachować spokój, jego głos zadrżał. - Jednak nie mnie zależy na zemście, nie zależy mi również na zyskach z przejęcia mafii. 
- A więc Dragan chce pomścić Mię, tak? 
- Ja sam już dawno przebaczyłem im zbrodnię, ale wydarzenia, które towarzyszyły śmierci mojej siostry wskazują, że pośrednim winowajcą jest sam Dragan. Poczucie winy powoli zaćmiewa mu zdrowy rozsądek, a on sam stacza sie w otchłań szaleństwa i pociąga za sobą całą naszą rodzinę. Chcę temu zapobiec, póki nie sięgniemy dna.
  Ante roześmiał się głośno i wyciągnął na fotelu. Westchnął przeciągle i rzekł:
- Osveta je slađi od svih resursa.
- Zemsta jest słodsza od wszystkich bogactw, wiem - przetłumaczył Branko. - Ale niestety muszę dbać o dobro ogółu. Jest ci wiadomo, że Dragan zdobył zaufanie córki Pasikowskiego. Niedługo wykorzysta je do swoich celów. Chciałbym więc zawrzeć z tobą układ.
- Slušati.
- Zaufanie i ufność dziewczyny to podstawa. Jestem w jej zasięgu, więc łatwo będzie mi ją przeciągnąć na swoją stronę, w pewnym sensie już to zrobiłem. Mam w rękawie jeszcze jeden as w postaci jej dobrego przyjaciela, imieniem Nataniel, który pomoże nam ją przekonać. Dragan jednak zdążył już ją sobie owinąć wokół palca, dlatego musimy to odkręcić. Mam podstawy twierdzić, że ukrywa przed nią swoje prawdziwe intencje dlatego trzeba je jej ujawnić w jak najbardziej możliwy przypadkowy sposób.
- Co proponujesz? - spytał coraz bardziej zaciekawiony Ante.
- Musimy zapędzić go w kozi róg. Konczą mu się bezpieczne miejsca, a ziemia pod jego stopami zaczya go parzyć. Jego ostatnim schronieniem, w razie czego jest nasz dawny dom, w którym mieszka nasz ojciec. Jeśli sprawimy, że wraz z dziewczyną sie tam znajdzie, a ojciec zechce z nami współpracować mamy cień szansy, że uda nam się ją przechwycić. Wystarczy tylko, że wyczujemy odpowiedni moment wkroczenia Nataniela do całej akcji. 
- Hm...a jak chcesz wykurzyć sprytnego lisa z kurnika?
- Wystarczy mocny impuls - Branko uśmiechnął się sztucznie. - Nie za mocny, by go zabić, ale na tyle silmy, by się przestraszył. 
- Moi chłopcy mają go nastraszyć? - Ante splótł dłonie, by przypominały pistolet i wystrzelił w powietrze.
- Krótka, szybka akcja, bez zbytniego rozlewu krwi - stwierdził dobitnie Branko.
- Oczywiście, oczywiście.. - powiedział Ante i po uściśnięciu sobie dłoni, rozstali się. 

***

- No! Zbieraj się! Nie mamy całego dnia, a ty już jesteś spóźniona! - krzyknął Artur, gdy Emi zamykała za sobą drzwi mieszkania.
- Jasne, jasne już idę - powiedziała i zeszła razem z nim po schodach. Skierowali swoje kroki na parking, gdzie czekał na nich Jaguar. 
- Więc dziś - powiedział Artur podrzucając w dłoni klucz od mieszkania. - Postaraj się, żeby zamiast ,,znośnie'' było ,,super'', okey?
- Jasne - uśmiechnęła się Emi. Weszli na parking, a Art otworzył drzwi samochodu. Dziewczyna wsiadła do środka i rzuciła plecak na tylne siedzienie. 
- Czekaj jeszcze sprawdzę , czy wszystko zabrałem - rzucił mężczyzna i obszedł auto, by otworzyć bagażnik. Emilia w spokoju czekała na niego, nie mogła przewidzieć, tego co stało się później.
  Najpierw usłyszała warkot rozpędzonego motoru. Odwróciła się, by zobaczyć, kto ośmieliłby się jechać tak szybko na spokojnym osiedlu. Miała nadzieję, zobaczyć jakiegoś młokosa bez kasku, który jedzie na swoim nowym sprzęcie, tymczasem na rozpędzonej maszynie siedział mężczyzna w czarnym skafandrze motocyklisty, choć z punktu widzenia Emi był tylko ciemną rozmazaną plamą. Drzwi bagażnika zamknęły się, Artur zamierzał już wejść do środka i w tedy t o się stało.
   Emilia usłyszała strzał z pistoletu, tylna szyba dotknięta straszną siłą pocisku rozsypała się na drobne kawałki. Dziewczyna skuliła się i pisnęła przeraźliwie, w tym samym monecie, gdy napastnik na motorze oddał drugi strzał. Emi usłyszała trzask łamanych kości i nieprzyjemny mięsisty dźwięk, stłumiony jęk bólu wypełnił jej uszy, zobaczyła, że cała jest we krwi. 
  Ale to nie była jej krew.
  Przy akonpaniamencie ryku silnika oddalającego się motoru, Art leżąc przy samochodzie od strony kierowcy zwijał się z bólu. Odprysk krwi pokrył całe przednie siedzenia w tym przerażoną dziewczynę. Koło kierownicy, na masce rodzdzielczej leżało coś, co wyglądem przypominało kawałek mięśnia wyrwanego z ciała. Emi zwymiotowała widząc makabryczny widok. Wstrząsnął nią gwałtowny dreszcz, nie potrafiła się ruszyć, wciąż wpatrywała się w ciało mężczyzny wstrząsane strasznymi konwulsjami. Jego prawe ramię było roztraskane przez siłę pocisku wystrzelonego z małej odległości, widać było sterczącą z niego białą kość, a cała ręka wygięta była pod dziwnym kątem. Artur leżał skąpany we własnej krwi, a Emi nie mogła sobie przypomnież żadnego punktu pierwszej pomocy. Pogotowie, to była jedyna trzeźwa myśl w tamtej  chwili. Otworzyła drzwi i podbiegła do mężczyzny ubrudzona jego krwią i własnymi wymiocinami. 
- Dobrze, będzie dobrze - próbowała mówić do niego, ale łzy spływały jej po policzkach, wstrząsnął nią kolejny odruch wymiotny, ale powstrzymała się i wyciągnęła z kieszeni komórkę.
- Nie-e dzw..oń - wystękał zakrwawiony, choć świadomy Art. - Gn..ot...zadzwoń... - mężczyzna drugą ręką wskazał na komórkę, którą trzymała w drżących dłoniach. - Gnot - powtórzył twardo.
   Emi zadziałała automatycznie. Weszła w kontakty i rzeczywiście znalazła tam numer zapisany jako ,,Gnot''. Gdyby była świadoma tego co robi, zauważyła by, że nie wpisywała tego numeru, ale teraz zdolna była jedynie nacisnąć zieloną słuchawkę. Odbierz...Odbierz... Z każdym sygnałem, Artur słabł coraz bardziej. 
- Słucham? - odezwał się w słuchawce męśki natarczywy i niesamowicie odpychający głos. To jednka było teraz najmniej ważne. 
- Postrzelili go! Artur...leży tutaj i pełno krwi... - wyjąkała Emi zalewajac się łzami.
- Gdzie? - spytał rzeczowo głos.
- Koło mieszkania na parkingu...on..umiera.... - wykrzyczała do telefonu.
- Zaraz będę - mężczyzna po drugiej stronie rozłączył się i Emi została sam na sam z wykrwawiającym się powoli Arturem.

sobota, 20 czerwca 2015


Rozdział 12

   - Smith - nauczyciel zatrzymał się przy fałszywym nazwisku Emi spoglądając na nią zza staromodnych okularów. 
- Jestem - powiedziała siedząca w ostatniej ławce dziewczyna przerywając na moment obesrwację deszczowej pogody za oknem.
- Nowa? - geograf nie dawał za wygraną. Dlaczego po prostu nie da mi spokoju, pomyślała Emili, ale uprzejmym głosem odpowiedziała:
- Tak, przeprowadziłam się.
- Smith... - nauczyciel zawiesił głos na moment wpatrując się w mapę na przeciwległej ścianie. - Angielskie nazwisko, zdaje się, prawda?
- Taaak... Mój dziadek pochodził z Wysp... - stęknęła i znów odwróciła się do okna. Naprawdę nudziło ją udawanie grzecznej, z lekka zagubionej dziewczynki.
- Ciekawe.. Więc, może opowiesz nam trochę o Wielkiej Brytanii? 
  Emi odwróciła się trochę zbyt nerwowo w kierunku klasy. 
- Nigdy tam nie byłam - wyznała udając skruchę.
- Ale chyba wiesz o niej cokolwiek? - spytał unosząc krzaczaste brwi.
   Dziewczyna zobaczyła uśmiechy jej rówieśników. Wśród tych zadowolonych z jej niepowodzenia osób, znalazła jedną przyjazną, która minimalnie pokręciła głową. Dominik wyraźnie twierdził, że udawanie czegokolwiek przy tym pedagogu było prostą drogą do dekonspiracji.
- Wybaczy pan, ale niestety nie umiem powiedzieć nic nad pańską wiedzę - jej ton był pewny siebie trącący o napastliwość.
- Widzę - nauczyciel znów zaczął wyczytywać nazwiska uczniów, którzy odpowiadali ,,Jestem'' względnie ,,Obecny''.
  Emi natomiast zmagała się z wewnętrzną chęcią mordu, a co najmniej poważnego uszkodzenia stojącego pod tablicą mężczyzny. Słowo ,,widzę'' było adekwatnie obrazą jej wiedzy na temat pochodzenia, zmyślonego, ale jednak! Znów zatrzymała wzrok na Dominiku, który wyszczerzył swoje zęby w pełnym zadowolenia uśmiechu i uniósł oba kciuki do góry. Może nie będzie tak źle, pomyślała i również się uśmiechnęła.
    
***

- No, co jest! - Emi z całej siły kopnęła róg drzwiczek jej szafki, które mimo to nie chciały cię otworzyć. Rzuciła im gniewne spojrzenie i zamachnęła się, by wykonać jeszcze jedno uderzenie.
- O rany! Słyszałam, że jeseś dziwna, ale nie sądziłam, że aż tak! Już pierwszego dnia bierzesz się za największego przystojniaka w szkole! Kurczę, niezła jesteś! Widać, że wpadłaś mu w oko. 
  Taki potok słow usłyszała za sobą Emi, a gdy się obróciła zobaczyła dziewczynę ubraną w długą ciemną spódnicę, różwoy T-shirt z milionem warkoczów na głowie. Jej ubiór i wygląd był conajmniej szokujący. Zaskoczona zdążyła wydukać jedynie, ktrótkie: ,,Co?'', ale jej nowa znajoma znów podjęła przerwany wcześniej wykład. 
- Pójdziesz z Dominikiem na dyskotekdę? Jeśli tak, musisz się postarać, żeby tym laskom poopadały szczęki. One wszystkie zaczaiły się na niego już w tamtym roku, ale skutecznie je spławia. Zresztą też bym tak zrobiła na jego miejscu. To bezmuzgie tępe typowe nastolatki, prawda?
- Co? - powtórzyła Emi wciąż nie mogąc zrozumieć o czym właściwie mówi do niej ta dziwna dziewczyna.
- Nie co, tylko kto! Chyba z polskiego to ty jesteś słaba, co? Hm... Aga...
- To twoje imię? 
- Skrót od Agnieszki. O rany! Czy to pyrki? 
- Co? - nim jednak Emi zdążyła zareagować Aga wyciągnęła z jej otwrtego, nowego plecaka opakowanie pringles'ów i z prędkością światła zajęła się jego opróżnianiem.
- Taak...smacznego... - mruknęła Emi schylając się, by ponownie przekręcić kluczyk w drzwiczkach.
- Wolę paprykowe, ale dzięki. Masz problem z drzwiami?
- Taa..- mruknęła Emi, która była zajęta studiowaniem budowy zamka.
- Wiesz, że najlepiej kopnąć w róg? 
- Tak, ale to nie działa. Już próbowałam.
- Poczekaj - Aga gestem pokazała, by właścicielka odsunęła się od swojej szafki, a potem wcisnęła jej w ręce chipsy mówiąc: 
- Tylko nie podjadaj! 
  I z całej siły przywaliła stopą w drzwi, dokładnie w przeciwległe miejsce, gdzie uderzała Emi. Szafka zgrzytnęła cicho i drzwi otwarły się ukazując swoje skrywane w środku skarby. 
 - Yyy... dzięki - wydukała Emilia zwracając, a właściwie dając dziewczynie opakowanie. 
- No, to co tam was łączy? - spytała znów zabierając się do jedzenia.
- Kogo? - Julia Smith czuła, że nigdy nie odnajdzie się w rozmowie z dziewczyną.
- O rany!! - westchnęła Aga. - Mówiłam ci o tym dziesięć sekund temu! Chodzisz z Dominikiem czy nie?
- Żartujesz sobie? - Emi oburzyła się samą myślą o czymś takim.
- No co! Podobno od razu się tobą zainteresował, a musisz wiedzieć, że ja wiem w tej szkole wszystko o wszystkich. Gdy usłyszałam, że kroi nam się nowy romans od razu musialam się dowiedzieć wszystkich pikantnych szczegółów. To jak?
- Z nikim nie chodzę! - warknęła dziewczyna.
- Ale coś was łączy, prawda?
- Znamy się jeden dzień! 
- Eee tam..  Patryk i Miśka zaczęli chodzić po kilku godzinach znajomości i są razem już pół roku...
- Muszę iśc, wybacz - wystękała zła Emilia i spowrotem zatrzasnęła szafkę. Nie zwracając uwagi na wołania Agi, ruszyła do wyjścia. Zobaczyła stojący na parkingu jaguar i odetchnęła z ulgą, że ten dzień wreszcie nadszedł końca. Rozmowa z dyrektorem przyprawiła ją o niezłą paranoję i chciała jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym i pewnym miejscu. Przy Arturze.
- Jak było w szkole? - mężczyzna uśmiechnął się, gdy usadowiła się w fotelu pasażera. 
- Znośnie - odparła.
- Miałem nadzieję na ,,Było super!'' albo ,,Uwielbiam to miejsce!''. No, ale ,,znośnie'' też może być - przekręcił klucz w stacyjce i ruszył do przodu. Gdy wyjeżdżali z terenu szkoły przed oczami Emi mignęła zastygnięta w grymasie zdziwienia graniczącym z niedowierzaniem twarz Agi. Przygryzła wargę w duchu modląc się, żeby jej postawa nie była spowodowana widokiem luksusowego Jaguara albo gorzej - jego kierowcy.
   Gdy Emi znalazła się spowrotem w domu zamknęła się w pokoju i rzuciła na łóżko. Cała sytuacja była nie do zniesienia. Za każdym razem, gdy pomyślała o Natanielu miała ochcotę popełnić samobójstwo. Brak jego słów, jego obrony, a nawet dąsów był niczym nóż wbity prosto w serce wrażliwej dziewczyny. Z każdym dniem ten nóż wbijał się coraz głębiej powodując straszliwy ból umysłu i duszy - ból, którego nie można zagłuszyć, żadnymi lekami. Już dwie osoby sugerowały jej, że Artur nie jest tak idealny, jak się wydaje i Emi zaczynała poważnie zastanawiać się czy nie mają racji.
- Może obejrzymy razem film? - usłyszała stłumione wołanie Artura dochodzące z drugiego pokoju.
  Wstała z łóżka, pokusa spędzania czasu z jej mężczyzną była na tyle silna, że Emilia zapomniała o swoich wszystkich wątpliwościach. Zatrzymała się przejęta nagłą myślą. Czy ona się zakochała? To była miłość?
- Pytałem, czy może chcesz coś obejrzeć? - na widok Arta Emi podskoczyła, a jej ręka dotąd zawieszona kilka centymetrów nas klamkną cofnęła się gwałtownie.
- Och, przestań! Nadal się gniewasz za tą ,,znośną'' szkołę? No przepraszam! - mężczyzna zrobił minę zbitego psa.
- Nie.. nie, nie gniewam się - Emi z najwyższym trudem uśmiechnęła się. - Co chcesz oglądać?
- Proponuję klasyk - Notting Hill. Co ty na to? - spytał splatając swoje palce z jej palcami.
- Em...jasne. Czemu nie?
  Pociągnął ją za rękę do salonu. Jedyne co można powiedzieć o tym wieczorze to to, że był romantyczny, a Emilia nie pamiętała żadnego szczegółu z filmu, za to utwierdziła się w jednym: to jest MIŁOŚĆ.

***

- I co z nim? - spytał Branko, swojego starego przyjaciela - dr. Gnota, który skończył badanie pacjenta i wyszedł z jego sali na korytarz.
- Jest poprawa, duża poprawa. Poparzenia nie są rozległe, w porównaniu z siłą rażenia wręcz minimalne. Dobrze, że go wyciągnąłeś przed wybuchem. Trochę cię poobijał, ale to nic wielkiego. Ma duże szczęście. Jest przytomny i świadomy, nie sparaliżowany. Oprócz kilku poparzeń jest z niego okaz zdrowia! 
- To tylko twoja zasługa - przyznał z uznaniem Branko.
- No! Nie podlizuj się! To, że kryję twoje trzęsące się dupsko przed glinami, nie oznacza, że będę to robił wiecznie.
- Powtarzasz to, za każdym razem, gdy się widzimy.
- Za każdym razem mam ochotę odrzucić połączenie, gdy do mnie dzwonisz! No, cóż...muszę już lecieć, a ty pilnuj go i zadzwoń jakbyś czegoś potrzebował.
- Odbierzesz? - spytał Branko z uśmiechem.
- Ostatni raz - doktor pogroził mu zabawnie palcem i ruszył przez korytarz odprowadzony wzrokiem gospodarza zabierając ze sobą swoją teczkę.
   Branko odwrócił się w kierunku drzwi sali wzorowanej na szpitalnej i odetchnął kilka razy głęboko nim dotknął klamki. Drzwi łagodnie ustąpiły i mężczyzna wszedł do środka. Po śrdoku pokoju stało szpitalne łóżko, a na nim, ukryty pod plątaniną kabli, rurek i różnych aparatur leżał jasnowłosy chłopak.
- Nataniel? - spytał Branko głosem delikatnym i spokojnym. Wzrok chłopca utkwiony był prosto w jego oczy. Wzrok pełen przerażenia, niezrozumienia i zagubienia. Mężczyzna odetchnął znów ciężko i świadom, że najbliższe godziny zadecydują o jego przyszłości rzekł:
- Natanielu...czas, żebym wyjaśnił ci dlaczego cię uratowałem i wszystko co dotyczy ciebie i Emilii. Czas, żebyć poznał zasady gry.
 


piątek, 19 czerwca 2015

Hejka koteczki! :*
Zgodnie z zapowiedzią na blogu pojawiła się nowa strona:
Fantastyczny Lis
  Będą tam zamieszczane opisy książek i filmów, które według mnie są warte polecenia.
Zaznaczam, że tę zakładkę prowadzi moja koleżanka - Lis
Przyjmijcie ją ciepło!!!
Mam nadzieję, że się wam spodoba i jak zawsze liczę na waszą aktywność!
   

czwartek, 18 czerwca 2015


Rozdział 11

  - Z informacji, które zdobyliśmy - mówił spiker stojący na środku ulicy, przed domem Artura. W tle widać było doszczętnie zniszczony dom. - wynika, że katastrofa była spowodowana wybuchem butli z gazem. 
   Na ekranie zaczął przewijać się film, przedstawiający dzielnych strażaków walczących z ogniem, w tle wciąż słychać było głos spikera:
- Zginęła tylko jedna osoba, która znajodwała się w domu, w chwili wybuchu. Ze wstępnych ustaleń śledzczych wynika, że był to około dwudziestoletni chłopak - najprawdopodobniej złodziej, który zamierzał okraść dom, podczas nieobecności właścicieli. Gdy wszedł do środka, doszło do eksplozji. Nie wiadomo czy przyczyną tego zajścia było celowe działanie, czy przypadek. Policja twierdzi, że tak stać się mogło przez złą instalację gazową, ale nie wyklucza się możliwości, że to włamywacz, przypadkiem lub specjalnie, wysadził dom. Całą noc trwało ugaszenie pożaru, ewakuowano też sąsiadów. Liczba śmierci spowodowanych wybuchami znacząco rośnie. Władze, jak zwykle apelują o ostrożność, oddaję głos do studia.....
   Emi przewróciła się na drugi bok mocniej przyciskając poduszkę do ciała. Nie miała ochoty wsłuchiwać się w kolejne relacje ze śmierci Nata, które były pokazywane na wszystkich kanałach od samego rana. Pustka, którą w sobie czuła po jego utracie była nie do zapełnienia, zupełnie jakby nagle wyrwano jej ze środka kawałek duszy, kawałek jej samej. Jedyne co robiła przez ostatnie dwa dni, to leżenie na łóżku i płakanie - dwie czynności, które sprawiały, że jej stan można było nazwać życiem. 
  Po tym, jak z wybuchu gazu zrobiła się afera na całą Polskę, razem z Arturem przenieśli się do jego następnego mieszkania. Art bardzo starał się ją pocieszyć, podnieść na duchu i naprawdę chciała być mu wdzięczna, że przy niej jest, że nad nią czuwa, ale nie mogła. Zaślepiała ją złość, gniew i furia. Napady złości miewała kilka razy dziennie, tłukła w tedy wszystkie przedmioty, które były pod ręką, kilka razy oberwało się też Arturowi. On jednak, niezrażony, wciąż przychodził do jej pokoju. Prosił, żeby coś zjadła, napiła się i klęcząc przez kilka godzin przy jej łóżku pilnował, żeby zasnęła. Ona nie mogła spać. Za każdym razem, gdy zamykała oczy, widziała płonący dom. Wyobrażała sobie, że gdzieś w środku leży bezwładne ciało jej przyjaciela, które powoli zostaje strawione przez płomienie. Wzdrygała się na taką myśl, żołądek podchodził jej pod gardło. 
  Najgorsze jednak była świadomość ostatnich słów, które do niego wypowiedziała. Nienawidzę cię. Naprawdę tak do niego mówiła? O to, że zajął jej łazienkę? To było absurdalne, przecież kochała go. Był jej opiekuńczym braciszkiem. Rozstali się w kłótni, gdyby mogła spotkałaby się z nim, jeszcze raz przytuliłaby go i powiedziała jak bardzo jest dla niej ważny, ale nigdy tego nie zrobiła.  Nigdy nie powiedziała mu, co tak naprawdę do niego czuje.
- Hej, skarbie - Artur zajrzał do środka uchylając drzwi. - Mogę wejść?
  Nie doczekał się odpowiedzi, postąpił kilka nieśmiałych kroków do przodu, jakby bojąc się, że znów oberwie talerzem lub szklanką.
- Musisz coś zjeść - powiedział siadając na łóżku obok niej. - Powiedz na co masz ochotę.
   Poczuła jak kładzie jej rękę na ramieniu.
- Zamówię twoją ulubioną pizze, jak chcesz.
- Nie chcę - głos jej się załamał. Poczuła, że dłużej nie wytrzyma wstrzymywać płaczu. Ramiona zaczęły jej się trząść, z gardła wydarł się głuchy jęk. Artur nie czekał, nie prawił jej głupich, nic nie znaczących wykładów, na temat tego, że ma się pozbierać, że ma być silna. Po prostu zbliżył się do niej, ukląkł obok niej na łóżku i podniósł do pozycji siedzącej. Potem trzymał ją w ramionach tak długo, aż się uspokoiła. Tulił łkającą w jego pierś Emi, głaskał po głowie i całował przez kilka godzin, a gdy usnęła ułożył ją w łóżku i przykrył starannie. Żeby była bezpieczna.
   Kiedy się obudziła, było już późno w nocy. Na jej szafce nocnej leżało otwarte pudełko z ciepłą i pachnącą pizzą tatarską - jej ulubioną. Ścisnęło ją w żołądku na myśl, kiedy ostatnio jadła. Sięgnęła i powoli, z wielkim wysiłkiem ugryzła pierwszy kęs. Zjadła połowę jednego kawałka, po czym wstała i wyszła na zewnątrz. Artur siedział w salonie i czytał. Zagłębiony w letrurze, nawet nie zauważył dziewczyny, która zdążyła przeczytać lśniące litery na okładce układające się w tutuł: Makbet.
- Mam dobre wieści - uniosła wzrok w kierunku mężczyzny, który uśmiechnął się krzywo. Emi zuważyła, że miał podpuchnięte oczy, zapewne czuwając przy niej, nie spał kilka nocy z rzędu. Poczuła jak serce ściska jej się z żalu. Jedną z jej zalet była niezwykle wyczulona empatia. Przez ostatnie dni była tak zajęta sobą, że nie zwracała uwagi na Artura, dla którego przecież ta sytuacja również była conajmniej przykra. Nigdy nie zadała mu tego jednego ważnego pytania...
- Jak się czujesz?
- Mam dobre wieści - powtórzył wyraźnie unikając odpowiedzi.
   Usiadła obok niego, a on objął ją ramieniem.
- Idziesz jutro do szkoły.
- Co? - sądziła, że to co stało się z Natem przekreśliło ten idiotyczny pomysł. 
- Nie możesz tak ciągle leżeć i płakać, a potem znów płakać i leżeć i płakać - gdy to mówił robił dziwny ruch nadgarstkiem, jakby tłumaczył coś małemu dziecku. - Powinnaś się czymś zająć, mieć jakieś obowiązki, coś co zapełniłoby ci dzień i odwróciło uwagę od.... Potraktuj to jako przyjemność.
- Przyjemność?! - zerwała się i stanęła nad nim. - Mam iść tam jak jakiś dzieciak i robić słodkie minki?!
- Spójrzmy prawdzie w oczy - również wstał i stanął przed nią. Był wyższy od niej o głowę, więc przypominało to raczej pojedynek Goliata z Dawidem. - Nic innego nie robisz przez całe życie.
- Jak możesz tak mówić, kiedy...
- Ty możesz to zmienić. Pokażę ci inny świat, lepszy świat, ale do tego podrzebne jest wykształcenie. To będzie dla ciebie trening, musisz dać sobie radę. Musisz na ten czas stać się kimś innym.
- Niby kim? - warknęła oburzona.
- Julią - wzrurzył ramionami patrząc się na nią z chytrym uśmieszkiem na twarzy. - Smith.
- Smith? - powtórzyła. - To twój plan?
- Mniej więcej. Tu jest wszystko - wziął do ręki identyczną białą teczkę, którą Emi już kiedyś w jego rękach widziała. - Całe życie Julii Smith. Powinnaś się tego nauczyć na pamięć, jeśli chcesz by niczego nie podejrzewali. Pojutrze zawiozę cię do szkoły i będziesz tam się uczyć, zrozumiano?
   Wyrwała mu z ręki dokumenty i wróciła do pokoju. Wiedziała, że nie może mu się przeciwstawić. Tym razem to Artur pociągał za wszystkie sznurki.

***

- Musimy porozmawiać - wycedził Dragan, gdy Branko otworzył mu drzwi swojego domu. Mężczyzna bez zaproszenia wszedł do środka kierując swoje kroki ku kuchni. 
- Tak, wejdź i się rozgość - rzucił sarkastycznie gospodarz podążając w ślad za bratem. 
   Wszedł do kuchni i zobaczył, że gość zdążył już wyciągnąć sobie z szafki szklankę i napełniał nią właśnie chłodną kranówą. 
- Jest problem - oświadczył i wypił wodę jednym duszkiem.
- Cóż....nie jestem w ciężkim szoku. Nie mów, że chłopak przeżył. Zadbałem o to, by wszystko poszło zgodnie z planem. Podzieliliśmy się przecież, ty zajmujesz dziewczynę, a ja całą resztę. A propo dziewczyny, dalej wciskasz jej kit z napadem na mennicę?
- Tak....- Dragan pokiwał głową opierając się o zlew. - Na razie wszystko idzie dobrze.
- Więc?
- Ona - zakreślił dziwny kształt w powietrzu ręką.  - Nie umiem tego powiedzieć....
- Może pójdziesz pobiegać? Mówiłeś, że lepiej ci się myśli - wzruszył Branko ramionami.
   Jego brat odwrócił się gwałtownie i podszedł do stołu kuchennego. Chwycił oparcie krzesła, zamachnął się i z całej siły uderzył nim o podłogę. Kilka desek odpadło, reszta wyglądała jakby miała bliskie spotkanie na tartaku. Sekundę później następny głuchy łomot obwieścił, że krzesło zaliczyło drugie zderzenie z podłogą. Potem Dragan odrzucił krzesło na bok z taką siłą, że to, co z niego zostało roztrzaskało się o ścianę. Oparł się o blat dysząc ciężko.
- Albo rozwal mi kuchnię, co wolisz - przemówił znów Branko ani trochę nie zaskoczony atakiem szału brata. Dobrze wiedział, że jzawsze idealnie oapnowany Dragan, raz na jakiś czas musi rozładować stres, który się w nim zebrał. Przypadek lub los sprawił, że napady szału zdażały się u niego w domu, a ofiarami były stale wymienianie krzesła kuchenne.
- Nie wiem co mam robić - Drag zaczął poprawiać sobie włosy zaczesując je do tyłu.
- Nie mów mi, że ją polubiłeś - w jego głosie zadźwięczała nuta rozbawienia. - Książę ciemności darzy kogoś uczuciem? Niemożliwe....
- Przestań żartować.... To ma być największy skok w naszym życiu. Ojciec i my przygotowujemy się do tego od...odkąd nauczyliśmy się mówić...
- Wiem - Branko zapatrzał się gdzieś w okno. - Wiesz co robią rodzice, gdy nie mogą poradzić sobie z dzieckiem?
- Wysyłają je do szkoły - rzucił od niechcenia gość.
- Dokładnie! Więc musisz wreszcie się jej pozbyć z twojego otoczenia.. Oderwij się od niej, będę ją pilnował. Każę Dominikowi mieć ją na oku. Będziesz mógł spokojnie działać i od niej odpocząć.
- A potem? 
- Dragan! To było moje ulubione krzesło! Gdybym kazała odkupić ci wszystkie, które zniszczyłeś w tym domu, byłabym milionerką! - do kuchni weszła wysoka, seksowna około czterdziestoletnie kobieta. Kasztanowate włosy spływały luźną kaskadą na jej ramiona.
  Dragan prychnął rozbawiony. Zawsze lubił żonę swojego brata, ale ogień w rozporku za każdym razem, gdy ją widział, nie wygasł.
- Jak tam Branka? 
  Branko odchrząknął znacząco, nie chciał stracić drugiego krzesła tego samego dnia. Wiedział, że temat jego bratanicy był niezwykle drażliwy dla jego brata.
- Nie widziałem ją od dwóch miesięcy, być może jest trochę większa - Drag zacisnął nerwowo pięści.
- Zanim się obejrzysz będzie jak nasz Dominik, wiesz, że... - powiedziała radośnie, nim przerwał jej mąż.
- Dragan - Branko przemówił spokojnym do przesady głosem. - Rozmawiałem z ojcem.
  Zapadła cisza, bracia mierzyli się wzrokiem. Dla Dragana rozwalenie kolejnego krzesło znów wydawało się bardzo kuszące.
- On powiedział, że dziewczynę musisz przywieść do niego. Powiedział, że ona musi wiedzieć o wszystkim.
- Stary wariat - burknął Dragan.
- Dobrze wiesz, że bez niego sobie nie poradzimy. Ante już na ciebie poluje, jemu zależy na bogactwie, zdobędzie plany, a do tego potrzebna mu jest dziewczyna. Ukrywałeś ją przed nim, przez tyle lat. Czas, by wreszcie poznała prawdę.
  Mężczyzna skulił się w sobie, myśl, że ktoś oprócz niego posiadałby klucz do zemsty była nieznośna.
- Tak, daj mi kilka dni. W tym czasie niech Dominik jej pilnuje, nie spuszcza z oka. Rozumiesz?
- Oczywiście.
- Za kilka dni, przeniosę ją do ojca i tam pomyślimy nad dalszą częścią planu.
- Wychodzisz już? Może zostaniesz na kolacji? - spytała pani domu.
- Nie...muszę jeszcze odebrać dokumenty Emi. Poznałem nowego przyjaciela, który z chęcią je dla mnie wykonał.
- Jak i kilka innych prac, prawda? - spytał Branko.
  Dragan prychnął tylko. Po chwili wstał i skierował się znów do wyjścia odprowadzony przez właściciela.
- Drag, nigdy nie twierdziłem, że nasza siostra zginęła przez ciebie - jego słowa były krótkie i urywane, skrywał je w sobie od kilku lat.
- Jesteś jedynym człowiekiem, który tak twierdzi -burknął Dragan i wyszedł z domu swojego brata.

***

- Julia, przedstaw nam się - powiedziała nauczycielka wyglądem przypominająca wieszak na ubrania. 
   Emi wstała z ostatniej ławki i przemierzając drogę pełną karcących i wścibskich spojrzeń stanęła wreszcie pod tablicą.
- Nazywam się...
- Głośniej... - burknął ktoś z końca klasy, a na twarzach wszystkich zagościł pełen zadowolenia złośliwy uśmiech. Ciało Emilii momentalnie zareagowało na nieprzyjazne gesty, zrobiła się czerwona, a dłonie zaczęły jej się pocić, nogi natomiast nie dawały oparcia.
- Julia...Smith...Tak, to angielskie nazwisko. Mój dziadek był Anglikiem. Niedawno się przeprowadziłam będę teraz chodzić do tej szkoły, wcześniej dużo podróżowałam. Lubię czytać... i....to wszystko - wyrzuciła to z siebie jednym tchem.
- Więc chyba jesteś jedyna w tej klasie, która choć trochę zaprzyjaźnia się z książkami - uśmiechnęła się do niej wychowawczyni. Równocześnie jednak z jej uśmiechem wystartowała fala morderczych spojrzeń i gorących od plotek szeptów. - Powiedz nam jakie gatunki książek lubisz.
- Szeksipr - szepnęła Emi, a po klasie rozeszła się fala szeptów.
- Ach... - nauczycielka wydawała się zachwycona nową uczennicą, to natomiast zdecydowanie nie spodobało się Emi. Wiadomo, że pupilek nauczyciela, nigdy nie może wkupić się w łaski rówieśników. - Który dramat lubisz najbardziej?
- ,,Makbet'' - odpowiedziała jeszcze ciszej Emi. - Czy mogę już siąść?
- Oczywiście, jestem pewna, że ten rok będzie dla ciebie wspaniały! - jej mocno przesadzony entuzjazm zwalił dziewczynę z nóg. 
   Ledwo doczłapała do ostatniej ławki, na której leżała mała karteczka. Mając już spore doświadczenie z liścikami powoli z przestrachem przeczytała słowa na nim wypisane.

Też lubię Szekspira.

   Podniosła głowę, zobaczyła, że kilka osób na raz odwraca szybko wzrok, zapewne się na nią gapili. Ściskając w dłoni karteczkę zaczęła spoglądać po klasie. Zobaczyła wysokiego i szczupłego chłopca a bladej cerze i czarnych włosach, który uśmiechał się do niej promiennie. Smukłą dłonią wskazał najpierw na karteczkę, potem na siebie.  

***

  - Dominik - powiedział blady chłopiec wciągając grzecznie rękę w kierunku Emi. Stali właśnie przy szafkach, a dziewczyna przez trzęsące się dłonie, miała spore trudności z wydostaniem ze środka swoich rzeczy.
- Julia - odpowiedziała ledwie ściskając jego dłoń.
- Fajnie, że będziesz z nami w klasie. Nie przejmuj się nimi, to uzależnieni od internetu i Facebook'a idioci. Zero wyobraźni. Zero ambicji. Ja jestem inny.
- Yyy...dzięki - odpowiedziała speszona, w tym chłopaku było coś bardzo znajomego. Coś niesamowicie onieśmielającego. 
- Pomóc? - spytał wskazując na drzwi szafki. 
- Taak...
- Spoko, czasem się zacina wiesz...trochę stary sprzęt.... od dawna próbuję wymusić od ojca kasę na nowe szafki - z całej siły kopnął w prawy róg drzwi, które odskoczyły ze zgrzytem.
- Czemu od twojego ojca? Jest kimś ważnym?
- Dyrektorem tej placówki - mówiąc to zasalutował udając żołnierza, a Emi się uśmiechnęła.
- Musisz mieć niezłą musztrę w domu, prawda? - spytała.
- Czasem - uśmiechnął się. - A tak apropo niego, chciałby z tobą rozmawiać. Gada z każdym nowym, taka niepisana zasada. Sama wiesz, będzie ci tłumaczył zasady w tej szkole i te sprawy. Zaprowadzić cię?
   Po ciele Emi przebiegł dreszcz paniki. Przecież Art miał już wszystko załatwić. Musi udawać, musi być dzielna, musi wytrzymać. Dominik poprowadził ją przez niezliczoną ilość korytarzy, a gdy doszli do dużych ładnych drzwi z napisem Dyrektor, wręcz wepchnął ją do środka mówiąc:
- Poczekam na ciebie.
   I tak Emi znalazła się sam na sam z bratem Dragana.
-Witaj Emilio - rzucił od progu uśmiechając się od ucha do ucha. Podobieństwo było uderzające. Wystające kości policzkowe, bladość skóry, czarne włosy, które jednak były odrobinę bardziej kręcone. Emi spojrzała w oczy koloru nieba, inne niż te należące do Artura. 
- Nie bój się - powiedział kojącym głosem, ponieważ dziewczyna odruchowo chwyciła ponownie za klamkę za jej plecami. - Pozwól mi wyjaśnić wszystko, co powinnaś wiedzieć.
- Skąd ty...
- Pan...
- Skąd pan wie.... - napływ informacji spowolnił jej tok myślenia. 
- To bardzo proste. Osoba, którą znasz pod imieniem Artur jest moim bratem, ale tego już się chyba domyśliłaś, prawda? - podniósł śmiesznie jedną brew do góry, identycznie jak robił to przyjaciel Emi.
- Bratem... - szepnęła. Nie przypuszczała, że coś takiego może się jej kiedykolwiek przydarzyć. Wiedziała, oczywiście, że Art ma jakąś rodzinę, ale nigdy nie przypuszczała, że bratem złodzieja jest dyrektor gimnazjum.
- Tak i chciałbym ci powiedzieć coś, co zapewne już kiedyś słyszałaś - powiedział te słowa grobowym, poważnym głosem. - Jesteś w ogromnym niebezpieczeństwie ze względu na swoje pochodzenie. Artur i ja od kilku lat skutecznie chroniliśmy cię, przed demonami przeszłości, ale to nie wystarcza. One upominają się o coś, co tylko ty możesz im dać. Strzeż się człowieka imieniem Ante. Dlatego musisz chodzić do szkoły, tutaj jesteśmy w stanie zapewnić ci ochronę.
- Ktoś chce mi zrobic krzywdę? - opadła cieżko na krzesło za biurkiem dyrektora. 
- Tak, ale dopóki jest przy tobie Artur albo ja, nie zrobi tego. Możesz czuć się bezpieczna. Muszę cię jednak przestrzec przed jeszcze jednym demonem.
- Kto to?
- Artur. Żądzą nim intencje, o których wiedzą nieliczni, a połowa z nich zginęła. On jest szalony, każda jego czynność ma określony powód i cel. Jest niezwykle przebiegły. Dba o twoje bezpieczeństwo i nie masz wyjścia, jak mu się podporządkować, jeśli chcesz przeżyć. Pomagam mu, to mój brat, napad na mennicę musi się udać, jeśli jego plan ma wypalić. Prowadzę jednak jeszcze jedną równoległą grę, która ma na celu ochronę mojego brata jak i ciebie. Chciałem, żebyś to wiedziała, ponieważ niedługo będą się działy rzeczy, nad którą nie będziesz miała kontroli. Masz u mnie pełne poparcie, a jeśli będziesz miała jakikolwiek problem, zgłoś się do mnie. 
- Oczywiście - cały profesjonalizm znów wstąpił w nią, oblewając ją chwalebnym opanowaniem. Wciąż jednak nie mogła uwierzyć w złe intencje Artura. Człowiek, który potrafi tak kochać, nie może być zły.
- To dobrze - Branko wyraźnie odetchnął. - Tylko błagam, nie mów mu o naszej rozmowie. Zaufaną osobą jest również Dominik, wie o wszystkim. Będzie cię pilnował - i przegładził sobie włosy zaczesując je do tyłu - ruch identyczny, z tym, który Emi tak często zauważała u Artura.