czwartek, 2 lipca 2015


Rozdział 17

  Dragan przyciągnął ją do siebie i otoczył zdrowym ramieniem. Wtulił twarz w jej szyję, a Emi przytuliła się do niego, sprawiał wrażenie jakby nie chciał jej puścić już nigdy więcej. Dziewczyna dotknęła jego koszuli i wyczuła pod spodem grube warstwy bandaży, tak bardzo mu współczuła, ale wiedziała, że musi stawić czoła temu co nieuniknione. Podniosła głowę i drżącymi palcami założyła mu za ucho kosmyk niesfornych ciemnych włosów. Pogładziła dłonią jego policzek i powoli musnęła palcami jego usta. Przyjrzała mu się i nie mogła uwierzyć, jak wielkie zmiany w nim zaszły. Nie był już opanowanym i dystyngowanym Arturem. Zdała sobie sprawę, że ma przed sobą cierpiącego z niezaspokojonej miłości człowieka, a ona nie wiedziała jak mu pomóc. Był zmęczony, miał podkrążone oczy, a jego podłużna twarz ściągnęła sie jeszcze bardziej. 
   Wiedziała już, że Dragan jeszcze w młodym wieku został przeładowany obowiązkami, został nosicielem rodzinnej tajemnicy, sam musiał zwalczyć poczucie winy, które ogarnęło go po tragicznej śmierci siostry. Zmagał się z depresją, a gdy wreszcie wyszedł z dołku, wpadł w jeszcze większy. W wieku szesnastu lat Dragan zamotał się w sidła mafii swojego ojca. Dostał od niego odpowiedzialne stanowisko, w tak absurdalnie młodym wieku. Już od tamtych lat Drag musiał walczyć o wszystko i poświęcać wszystko, włącznie ze swoim życiem. Potem odeszła ich matka, a jego brat wpadł w nałóg, z którego Dragan musiał go wyciągnąć. Był sam, podczas, gdy ich wspólny ojciec bardziej troszczył się o swoje interesy, a miłość do swoich dzieci okazywał w bardzo dziwny sposób, w najlepszym przypadku obojętnym. Kiedy Dragan miał siedemnaście lat, Branko prawie umarł od przedawkowania. W tedy nastąpił rozłam i Dragan odsunął się od ojca, świadom, że ten prawie doprowadził do śmierci jego ukochanego brata. Drag pomagał bratu, który jakoś podniósł się z dna i skończył studia pedagogiczne. Dwudziestoletni Dragan, w niesamowicie młodym wieku miał pod swoimi wpływami połowę Europy. Pewnego jednak dnia zastał na wycieraczce domu małe zawiniątko. Nie trzeba było się domyślać, by stwierdzić, że to jego dziecko, krew z jego krwi. W tedy Dragan porzucił wszystko dla córki, odsunął się od dawnego środowiska, które jednak cały czas pozostawało mu wiernie oddane. I przez te pięć lat zajmował się inną sprawą, mianowicie Emi. Ochraniał ją przed Ante, wiele razy pomagał w napadach i pomagał uciekać przed policją, oczywiście wszystko to stanowiło ogromną tajemnicę. Tak wyglądało jego życie, które Emi poznała z ust jego ojca, wczoraj wieczorem.
  Dorosłego człowieka zniszczyłoby ten nakład odpowiedzialności i dorosłości w tak młodym wieku, a mimo to Dragan stał teraz przed nią i patrzył jej ufnie w oczy. Nie umiała określić co czuje w stosunku do niego, ale wiedziała jedno. Bardzo go podziwiała.
 Zbliżyła twarz, by pocałować go w policzek, ale on odwrócił się i przycisnął swoje wargi do jej ust. Całował ją bardzo powoli delektując się każdym dotknięciem, zapachem czy muśnięciem dłoni. Przez chwilę na to pozwalała, ale potem odsunęła się nagle i odwróciła wzrok.
- Będę czekał - szepnął i ujął jej dłonie. Pocałował najpierw jej palce, potem nadgarstki, a następnie przedramię. Błyskawicznie zmniejszył dzielącą ich odległość, a jego usta raz po raz zaczęły muskały jej szyję. Oboje wiedzieli, że bez względu na wydarzenia, które rozegrają się za murami więzenia, Emi wyjdzie stamtąd odmieniona, Dragan chciał ją zatrzymać na zawsze przy sobie. Kochał ją taką, jaka stała przed nim.
- Muszę już iść - odsunęła się od niego ponownie i tym razem nic nie powiedział oparł się o maskę Jaguara i zwyczajnie pozwolił jej odejść.

***

  Po pewnym czasie Emi zdała sobie sprawę, że nie pamięta prawie niczego z drogi do sali spotkań, do której prowadził ją strażnik. Pamiętała, że było jej zimno i że słyszała trzaski zamykanych drzwi, ale nie umiała sobie przypomnieć czy przez jakieś przechodziła. W końcu weszła do pokoju, gdzie przez całą jego długość ciągnęła się szyba przedzielona na kilka mniejszych części przegródkami. Sala była pusta, zapewne Dragan się o to postarał. 
  Na jednym z krzeseł po drugiej stronie siedział zgarbiony mężczyzna, nie podniósł głowy, gdy strażnik usadowił Emi na przeciwko niego. Dziewczyna drżącymi palcami sięgnęła po słuchawkę, która wisiała na ściaie dzielącą ją od następnego miejsca rozmowy. Przycisnęła zimną słuchawkę do głowy i spojrzała na Pawła Pasikowskiego, który siedział na przeciwko niej i zwyczajnie się do niej uśmiechał. W tedy ciepło zalało jej wnętrze, stres odpłynął, a ona poczuła, że ogrania ją spokój.
- Wielu ludzi przychodziło tu przed tobą i chciało osiągnąć to, czego ty chcesz- powiedział zachrypniętym głosem. Emi zdała sobie sprawę, że wyobrażała go sobie zupełnie inaczej. Przed nią siedział zwykły staruszek, w wieku ojca Dragana, może trochę młodszy. Nie był w ogóle do niej podobny, jego ciemnobrązowe włosy, były przeplatane paskami siwizny, a twarz była pomarszczona. Mimo to jego głos wydawał się rześki, tchnął w dziewczynę nowego ducha. 
- Wiem kim jesteś - uśmiechnął się szczerze.
- Jestem pana...córką - przemówiła po raz pierwszy w tym spotkaniu Emi, zaskoczona swoimi słowami, tak jakby wypowiedział je ktoś inny. 
- Wiedziałem, że kiedyś się zjawisz. Znam Dragana jak własną kieszeń, wiedziałem, że cię tu przyprowadzi. Jesteś bardzo podobna do matki - stwierdził niespodziewanie, a w jego głosie zadźwięczała nuta żalu.
  Emi w momencie zapomniała, po co tu właściwie przyszła. Na wspomnienie o mamie, jej mózg nie mógł myśleć o niczym innym. 
- Jak to się stało, że ja...Czy pan i mama... - nie umiała ubrać w słowa tego, co chciała powiedzieć. Nie musiała tego jednak robić, bo jej ojciec ze zrozumieniem pokiwał głową, a dziewczyna miała wrażenie, że słuchawki są w ogóle nie potrzebne, mogli się porozumiewać bez użycia słów.
- Powinnaś to wiedzieć. Nie, nie kochałem twojej matki. Nie byliśmy parą, była... - zamyślił się przez chwilę, po czym uśmiechnął się gorzko - bezwzględna, zimna i nieczuła. O tym wskazuje fakt, jak beztialsko postąpiła z tobą po porodzie. Gdybym wiedział o tym wcześniej, pomógłbym ci. Wybacz mi. 
- To nie jest pana wina - stwierdziła dobitnie. 
- Ułożyła sobie nowe życie, prawda? - spytał, ale nie było to pytanie człowieka ze złamanym sercem, matka Emi nic dla niego nie znaczyła, a ona to czuła.
- Tak..ma męża i dzieci, tak było kiedy ostatnio ją widziałam - przygryzła na moment wargę pozwalając sobie na jedną samotną łzę, która spłynęła jej po policzku. - Skąd pan to wie?
- Wbrew pozorom to więzenie, nie jest mi przeszkodą do porozumiewania się z zewnętrznym światem. Gdybym chciał, znów mógłbym stąd wyjść.
- Dlaczego pan tego nie zrobi?
- Nie chcę tego robić. Moje życie nie było dobre, chociaż nigdy nie chciałem utożsamiać się z tymi, z którymi pracowałem to w końcu stałem się tacy jak oni. Bezwględne bydlaki,  dla których ludzkie życie znaczy tyle co nic - w jego głosie zabrzmiała odraza. - Nie chcę do tego wracać, wolę zostać tutaj i być spokojnym. Ale ty nie przyszłaś tutaj, żeby mówić o moim życiu i planach na przyszłość, prawda?
- Plany... - szepnęła, a on roześmiał się głośno, choć Emi nie wiedziała czemu, sama mimowolnie się uśmiechnęła. To niesamowite ile energii miał w sobie ten człowiek.
- Tak, wielu już próbowało je zdobyć. Nie zdają sobie jednak sprawy, że moim jedynym planem na przyszłość, była moja rodzina.
- Miał pan rodzinę?
- Żonę, naprawdę cudowna. Świetnie gotowała, niestety nie ma jej już z nami. Dała mi dwie wspaniałe córki, które jednak nie odwiedzają mnie tutaj. Do dzić próbuję sobie wmówić, że to z powodu braku czasu. To zabawne, prawda? Jak ludzie skutecznie próbują odsunąć od siebie gorzką prawdę - zamyślił się na chwilę, jakby samo mówienie o tym sprawiało mu ból. - Moim największym życiowym błędem, było zdradzanie ich matki, czego owocem jeseś ty.
  To zdanie trafiło prosto w jej pokaleczoną duszę. A więc była dzieckiem przypadku. To cud, że w ogóle żyła. Zapiekły ją oczy, więc schowała twarz  w dłoniach, a łzy spływały po jej policzkach szerokimi strumieniami.
- Nie płacz, dziecko. To, że nie urodziłaś się w kochającej i przykładnej rodzinie, nie ma znaczenia. Jestem twoim ojcem - usłyszała drżący głos w słuchawce, którą wciąż kurczowo przyciskała do ucha.
- Co to ma za znaczenie, moje życie to jeden wielki festiwal porażek. Jestem sama.
- Czyżby? Jestem twoim ojcem i przyjacielem. Choć tak bardzo cię zawiodłem i nie było mnie przy tobie, gdy mnie potrzebowałaś, to nigdy nie wątp w to, że cię kocham.
  Podniosła głowę i zobaczyła, że w oczach mężczyzny szklą się łzy. 
- Mój czas już minął, mnie już nie ma, ja nie istnieję, ale ty ciagle możesz zdziałać to, na co mi zabrakło odwagi. 
- Co? Co ja mogę zrobić? 
- Wszystko na co tylko będziesz miała ochotę, jesteś dzielna i przede wszystkim nie jesteś sama. Nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz. Uświadom sobie, ze zawsze, ale to zawsze jest w twoim otoczeniu ktoś, kto ci pomoże. Nie wątp w ludzi, bo to oni są podstawą sukcesu. I nie płacz, nie jesteśmy tutaj po to, żeby płakać. 
- Co mam zrobić tato? 
- Musisz osiągnąć sukces - uśmiechnął się. - Pamiętaj, że to ludzie są jego podstawą.
- Aa..plany?
- Planów nigdy nie było i mam nadzieję, że nigdy nie będzie. To odbierze ostatnie resztki finezji naszemu zawodowi. 
- Więc co jest kluczem do osiągnęcia celu?
- Kluczem są ludzie! Ile razy mam ci to powtarzać? 
- Nie rozumiem.
- Powróć do źródeł - wyjaśnił. - Musisz porozmawiać ze swoją matką, ona wie wszystko. 
- Ale co ja mam właściwie zrobić?
- Musisz zburzyć to imperium, które nieopacznie zbudowałem. Musisz, by mężczyźni wróicli do domów, a kobiety nie lękały sie o życie swoich dzieci i mężów. By już nikt więcej nie zginął.
- Mam rozwalić całą mafię? - zatchnęła się Emi.
- Cóż...chciałem ubrać to w słowa bardziej wytworne, ale tak też można. Tak, masz rozwalić całą mafię.
- Jak mam to zrobić? 
  Zobaczyła jedynie, że staruszek odkłada słuchawkę na miejsce. Spojrzał się jeszcze raz na swoją córkę zielonymi oczami, wstał i wyszedł odprowadzony przez drugiego strażnika. Emi długo siedziała w miejscu, próbując uspokoić krążące w jej głowie myśli. 

 ***

- Jak poszło? - spytał Dragan, gdy Emi opuściła mury więzienia. 
- Miałeś kiedyś okazję spotkać moją mamę? 
  Zdzwił się, ale pokręcił przecząco głową.
- Więc ci ją przedstawię - wyjąsniła i usiadła w fotelu pasażera.
- O co chodzi? - spytał siadając w fotelu kierowcy.
- O powrót do źródeł. No już, odpalaj kotka, pokażę ci drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz